Minister nauki chce premiować szkoły wyższe za kształcenie osób, które otrzymały wysokie noty na egzaminie dojrzałości. Eksperci są przeciw.
ikona lupy />
Rosną koszty kształcenia studentów / Dziennik Gazeta Prawna
Nie jest tajemnicą, że szkoły wyższe, aby otrzymać większą dotację z budżetu państwa, przyjmują kandydatów ze słabymi maturami. Rząd chce ukrócić tego typu praktyki. – Musimy wypracować nowy model finansowania szkolnictwa wyższego – zapowiedział Jarosław Gowin, wicepremier, minister nauki i szkolnictwa wyższego podczas ostatniego spotkania z rektorami na Uniwersytecie Śląskim. – Wzrost nakładów na szkolnictwo wyższe powinien zostać powiązany z uruchomieniem bodźców projakościowych. Obecnie za każdego studenta uczelni płaci się tyle samo. Być może za lepszego maturzystę szkoła wyższa powinna dostawać więcej. Takie rozwiązanie powinno powstrzymać to, co jest plagą szkolnictwa wyższego, czyli inwestowanie w ilość, a nie w jakość. Mamy ogromną rzeszę studentów, ale nie idzie to w parze z jakością kształcenia – dodał Jarosław Gowin.
Matura to nie wszystko
Eksperci nie są entuzjastycznie nastawieni do tej propozycji. – Słaby wynik matury nie oznacza, że ktoś będzie kiepskim studentem, podobnie jak dobre świadectwo maturalne nie gwarantuje, że dana osoba w konkretnej uczelni i na konkretnym kierunku studiów będzie osiągać dobre wyniki – zauważa prof. Marek Ratajczak, były wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego.
Jego zdaniem problemem nie jest przyjmowanie słabych kandydatów, ale brak właściwej selekcji studentów w trakcie nauki.
– Większym kłopotem jest to, że w trakcie studiów nie zawsze utrzymywane są wysokie standardy kształcenia, co po części wynika z obawy, że odsiew wśród studiujących zmniejszy dotację. Czasem można odnieść wrażenie, że to szkoły wyższe bardziej są zainteresowane tym, aby student dotrwał do końca studiów niż on sam – stwierdza prof. Marek Ratajczak. – Warto więc się zastanowić nie tyle nad tym, jak zniechęcać do rekrutacji słabszych maturzystów, ale jak zrekompensować uczelniom stawiającym na jakość kształcenia ubytek dotacji z powodu odsiewu słabszych studentów – dodaje.
Zdaniem innych ekspertów propozycja ministra Gowina może przynieść odwrotny skutek od zamierzonego. – Skoro na kształcenie słabszych maturzystów uczelnie otrzymywałyby mniejsze pieniądze, to jedyną drogą zrekompensowania utraconej części dotacji dla pokrycia kosztów kształcenia będzie zwiększenie liczby studentów – ostrzega prof. Mirosław Szreder, prorektor ds. rozwoju i finansów Uniwersytetu Gdańskiego. W efekcie uczelnie, które będą przyjmowały wielu słabych maturzystów, aby zrekompensować straty związane z mniejszą dotacją będą oszczędzały, również na jakości kształcenia.
Zdaniem akademików zastanowienia wymaga sam cel finansowego premiowania uczelni przyjmujących w swoje mury najlepszych maturzystów. Szkoły wyższe i bez tego bodźca są zainteresowane pozyskiwaniem najlepszych w danym roku kandydatów. – Wątpię też, by reakcją na wdrożenie pomysłu ministra Gowina było zmniejszenie ogólnej liczby przyjmowanych maturzystów – uważa prof. Szreder.
Podobnie uważa prof. Ratajczak. – Jeśli liczba kandydatów na dany kierunek będzie mniejsza lub równa liczbie oferowanych miejsc, to jest wielce prawdopodobne, że uczelnia przyjmie na studia nawet osobę, która ledwo zdała maturę – mówi.
Trzeba rozmawiać
Specjaliści zwracają też uwagę, że jeśli rząd zdecyduje się premiować uczelnie za zdolnych maturzystów, to realizacja tego rozwiązania będzie trudna pod względem technicznym. – Wcale nie jest oczywiste co znaczy lepsi czy najlepsi maturzyści. Czy chodzi o wyniki bezwzględne, wszystkich kandydatów na wszystkie kierunki we wszystkich uczelniach w Polsce, czy wśród kandydatów na konkretne kierunki studiów, w danym regionie czy w mieście?– pyta prof. Ratajczak.
– Można się domyślać, że postulat ministra oznaczałby, iż niezależnie od kierunku studiów, premiowani byliby maturzyści bardzo dobrzy ze wszystkich maturalnych przedmiotów (zdawanych na maturze), albo obecnych na świadectwie maturalnym, tzw. prymusi – wskazuje prof. Mirosław Szreder.
Zdaniem ekspertów propozycja resortu ma przez to poważny mankament. Gubi absolwentów szkół średnich, którzy mają bardzo sprecyzowane zainteresowania w zakresie jednego czy dwóch przedmiotów, np. informatyki czy chemii, i w tych przedmiotach osiągają ponadprzeciętne wyniki. – Informatykę podaję nie bez powodu, bo w tym zakresie doświadczenia mojej uczelni pokazują, że wybierający ten kierunek młodzi ludzie, nie mogą się poszczycić bardzo dobrymi ocenami z innych przedmiotów. Każde zaś bardziej szczegółowe określenie „lepszego maturzysty” przez inne kryteria byłoby dość trudne do ujęcia w algorytmie i zwiększyłoby, zamiast zmniejszyć, stopień biurokracji w uczelniach – dodaje prof. Mirosław Szreder.
Warto rozmawiać
W ocenie akademików nad propozycją ministerstwa warto jednak dyskutować, bo zarówno sytuacja demograficzna, jak i potrzeba poprawy jakości kształcenia wymagają poszukiwania nowych rozwiązań w zakresie finansowania studiów wyższych. – Jeżeli zaproponowane przez ministra rozwiązanie miałoby zostać wprowadzone, to powinno dotyczyć tylko dotacji na studentów pierwszego roku. Potem powinien obowiązywać już inny algorytm. Przecież może się okazać, że osoba z bardzo dobrą maturą nie osiąga już tak dobrych wyników na studiach. Dlaczego więc uczelnia przez np. kolejne dwa lata miałaby otrzymywać na jej kształcenie więcej środków, niż na kogoś, kto miał co prawda gorsze wyniki na egzaminie dojrzałości, ale świetnie sobie radzi na studiach? – pyta prof. Ratajczak.