Ostrzejsza forma selekcji kandydatów jest pożądana. Dyplom musi coś znaczyć - wyjaśnia Mateusz Mrozek, przewodniczący Parlamentu Studentów Rzeczypospolitej Polskiej.
Mateusz Mrozek, przewodniczący Parlamentu Studentów Rzeczypospolitej Polskiej / Dziennik Gazeta Prawna
Dzisiaj Parlament Studentów RP rozpoczyna obchody swojego 20-lecia. Czy zaproponują państwo zmiany w szkolnictwie wyższym, które dotyczą studentów?
Najpilniejsze rozwiązania problemów, które dotyczą naszego środowiska, zawarliśmy w studenckim projekcie nowelizacji ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym, który zyskał poparcie największych organizacji studenckich w Polsce. Dokument ten jest wynikiem konsensusu, zawiera wiele ważnych dla studentów zmian.
Na przykład?
Najbardziej dotkliwy zdaje się być problem ubezpieczenia zdrowotnego, które poprzez wadliwie wprowadzony system eWUŚ nie przysługuje studentom dorabiającym na podstawie jakichkolwiek umów. Osoby, które podejmą pracę, są z niego wyrejestrowywane. Aby ponownie móc korzystać ze świadczeń, potrzebna jest kolejna rejestracja. Innym problemem jest również kwestia PIT-8c, który uczelnie wystawiają studentom za zwolnienie ich z opłat za kształcenie lub pokrycie opłat konferencyjnych. Dlatego postulujemy poszerzenie katalogu świadczeń wolnych od podatku dochodowego o te, które mają charakter usług edukacyjnych. Jeżeli chodzi o samo szkolnictwo wyższe – bardzo ważna jest dla nas kwestia zmiany systemu podziału środków na Fundusz Pomocy Materialnej. Chcielibyśmy znaczącego uelastycznienia kwot dzielonych między świadczenia socjalne i motywacyjne. Natychmiastowej naprawy wymaga również koncepcja kredytu studenckiego, który przez rozwlekłość procedury i brak elastycznych kwot stał się praktycznie niewykorzystywany.
Jak oceniają państwo propozycje PiS zmian w szkolnictwie wyższym?
Jeżeli chodzi o program PiS, trudno mi się odnieść, gdyż niewiele w ich propozycjach jest odniesień do sytuacji studentów. Prawo i Sprawiedliwość skupia się przede wszystkim na powrocie do dawnych mechanizmów. O ile można się zgodzić z nimi w sprawie przesadnej biurokratyzacji uczelni czy też konieczności zwiększenia nakładów na naukę, to propozycja cofnięcia reform wynikających z przyjęcia systemu bolońskiego jest bardzo trudna, praktycznie niemożliwa do zrealizowania. Warto też zaznaczyć, że system ten to nie tylko studia 3+2 (czyli podział kształcenia na studia pierwszego stopnia, np. licencjackie i drugiego stopnia, tzw. magisterskie – przyp. red.), ale także np. uznawalność wykształcenia zdobytego w Polsce we wszystkich krajach obszaru.
A propozycja PiS powrotu do egzaminów wstępnych na studia?
Ostrzejsza forma selekcji kandydatów jest przez studentów pożądana. Dyplom musi coś znaczyć. Sam proces rekrutacji zawiera już dziś egzaminy wstępne na drugi stopień studiów.
Co w pana ocenie jest największą bolączką szkolnictwa wyższego?
Mentalność. Nadmierne umasowienie, ilościowe podejście do pracy, plagiaty, niski poziom kandydatów na studia – to nie kwestia systemu, a mentalności. Nikt przecież nie nakazał uczelniom przyjmowania kolejnych tysięcy studentów. Dotacja dzielona jest jako udział w całej puli, więc gdyby wszyscy solidarnie zrezygnowali z jakiejś liczby studentów, dotacja pozostałaby na niezmienionym poziomie. To tylko kwestia mentalności, która każe nam również produkować dokumenty dotyczące systemu zapewniania jakości kształcenia, zamiast faktycznie o nią dbać. Trzeba również otwarcie przyznać, że szalenie zdegenerowała się debata na temat szkolnictwa wyższego. Coraz mniej liczą się argumenty, a bardziej plemienny krzyk konkretnych kast, co uniemożliwia podjęcie rzetelnego dialogu. Marzy się kongres dla szkolnictwa wyższego, gdzie wszystkie zainteresowane strony miałyby możliwość przedyskutowania fundamentalnie ważnych spraw. Przy czym nie chodzi tu o kilkugodzinną konferencję, a o kilkudniowy, wielopłaszczyznowy projekt. Podsumowując, brakuje wspólnej strategii. Musimy w pierwszej kolejności zająć się liczbą i jakością kandydatów na studia – egzaminy wstępne, wyższe kryteria rekrutacji, a może rozmowy kwalifikacyjne? Tego nie rozstrzygam, ale 10 najlepszych uczelni powinno mieć odgórny limit liczby studentów. Warto zastanowić się również nad optymalizacją finansowania szkolnictwa wyższego. System kontraktów z państwem na konkretne efekty jakościowe lub zryczałtowana kwota na cały cykl kształcenia umożliwiłyby realną selekcję kandydatów, przynajmniej na studiach.