Hodujemy zombi, które nie wiedzą, kim są i dokąd zmierzają. Żyją w tyranii optymizmu, przekonane, że mogą wszystko, że mają równe szanse, że wystarczy chcieć, by mieć. A nie potrafią poradzić sobie nawet z komarem, a co dopiero z krytyką czy wzięciem odpowiedzialności za innych
Witam, czy wasze dzieci były na obozie harcerskim? Wszystko OK, tylko przerażają mnie te namioty w środku lasu. A co w sytuacji, jak jest burza?” – pyta Beata na internetowym forum pod hasłem „Obóz harcerski”. „Namioty namiotami. Moje dziecko zraziło się w zeszłym roku brakiem higieny. Syf, brud, kąpiele sporadyczne, wróciła totalnie brudna” – odpowiada jej Zofia. Tę bezradność rodziców i dzieci potęgują obecne przepisy. Rok temu sanepid chciał zamknąć obóz harcerski koło Ustki, bo nie było tam elektryczności. Dwa lata temu w Bieszczadach kazano organizatorom obozu survivalowego pociągnąć rurami wodę z ujęcia oddalonego o trzy kilometry. W sumie trudno się więc dziwić, że w styczniu tego roku wychowawca zimowiska koło Karpacza zorganizował zamiast ogniska „świecznisko” w świetlicy, bo na zewnątrz było minus 10 stopni i dzieciaki poskarżyły się rodzicom, że nie chcą marznąć, a ci zagrozili opiekunowi interwencją w kuratorium, jeśli nie odwoła „niebezpiecznej zabawy”.
– Jak zaczynałem przygodę z harcerstwem, wiele lat temu, obozy przygotowywaliśmy od zera. W las pierwsi jechali najbardziej sprawni i silni harcerze, cięli siekierkami drzewa, kopali latryny, myli się w górskim lodowatym strumieniu. Cały obóz budowaliśmy własnymi rękoma. Nikt się nie zastanawiał, czy jajka na jajecznicę zostały wyparzone w „wydzielonym, oznakowanym stanowisku wyparzania jaj”. Dzisiaj nie wolno dać młodemu siekiery, bo jest narzędziem niebezpiecznym, witki nie można uciąć, bo drewno się kupuje w nadleśnictwie. Zamiast dziury w ziemi są wypożyczane toi toie, a każdy garnek czy półka w magazynie muszą być sprawdzone przez armie kontrolerów z sanepidu, gmin i przeróżnych straży. Obozy stawiają profesjonalne firmy, a dzieciaki przyjeżdżają na gotowe, zamiast plecaków mają walizki na kółkach, repelenty i kremy do opalania – opowiada były już harcmistrz z podwarszawskiej miejscowości. Woli pozostać anonimowy, bo dorabia, choć tylko okazjonalnie i nieharcersko, na letnich obozach dla młodzieży.
– Przyjeżdżają takie potworki przekonane o swojej wyjątkowości, mądrości i zaradności, a wrzeszczą w panice, jak zobaczą osę czy komara. Na byle uwagę wychowawcy od razu dzwonią do mam i tatusiów ze skargą, a ci z pretensjami do nas. Cholera mnie bierze, ale cóż poradzić, klient nasz pan. No to robię im ognisko w pokoju na ekranach ich tabletów, bo dym z płonących szczap gryzłby ich w oczy – tłumaczy.
Z łezką w oku czyta dziś w necie wspomnienia ludzi z jego pokolenia, jak w latach 80. wcinali jagody bez strachu, że chory lis je obsikał. Teraz jest psychoza, więc na wszelki wypadek dzieci do lasu nie wysyła się w ogóle, dlatego przerażają je pająki, komary czy osy, a z grzybów znają tylko pieczarki. Z rozrzewnieniem przypomina sobie, jak ganiał w krótkim rękawku w deszcz, przeziębił się i babcia dała mu miód ze spirytusem, cytryną i czosnkiem, i nikt nie oskarżył babci o rozpijanie młodzieży, a on wstał następnego dnia zdrów jak ryba. Dziś na lekki ból gardła dzieciaki dostają antybiotyki, a po złamaniu palca zwolnienie na cały rok z WF. Nikt mu nie pomagał odrabiać lekcji, bo musiał się uczyć sam, a za błędy ortograficzne ojciec go po kilku ostrzeżeniach w końcu sprał, bo tłumaczenie nieuctwa dysgrafią nie było wtedy tak postępowe jak dziś. Gdy z kumplami poszli nad jezioro, nie było ratowników, społecznych kampanii ostrzegających przez skakaniem na główkę i jakoś ani on, ani żaden z jego znajomych karku nie skręcił. A skakali do wody z wysokiego brzegu aż miło. Gdy rozbił nos na rowerze, ciężkim, stalowym składaku bez przerzutek i profilowanych opon, w szkole sińce pod oczyma nie zaalarmowały wychowawców i do rodziców nie przyjechała z interwencją opieka społeczna w obstawie policji. Teraz miałby rozmowę z psychologiem, która uświadomiłaby mu, że jest wrażliwym człowiekiem, z pełnymi prawami i nie wolno nikomu przekraczać jego prywatnej strefy, więc jeśli rodzice go biją, powinien to zgłosić.
– Gdy dostałem manto od silniejszego zabijaki z podwórka i wróciłem zapłakany do domu, ojciec powiedział, żebym się nie mazgaił, bo mężczyzna musi stawiać czoła przemocy. Siłą. Czasami przegram, czasami wygram, ale takie jest życie. A następnego dnia pojechaliśmy do klubu sportowego, gdzie zapisał mnie na boks – opowiada.
„Kochamy rodziców za to, że wtedy jeszcze nie wiedzieli, jak nas należy »dobrze« wychować. To dzięki nim spędziliśmy dzieciństwo bez ADHD, bakterii, psychologów, znudzonych opiekunek, żłobków, zamkniętych placów zabaw i lekcji baletu” – takie wspomnienia w internecie młodzi czytają dziś jak bajkę o żelaznym wilku.
Ale dwie lewe ręce mają nie tylko najmłodsi. W domach gniją całe pokolenia niedorajdów, włącznie z trzydziestolatkami, przekonanymi, że guzika w koszuli nie da się przyszyć bez certyfikatu krojczego. I nie jest to pusta konstatacja autora tego tekstu w myśl przekonania każdego dorosłego, że „za moich czasów młodzież była bardziej zaradna”, tylko wyniki naukowych analiz. Gdziekolwiek spojrzeć, jest gorzej, niż było.
Roszczeniowe pokolenie Z? POSŁUCHAJ PODCASTU
Tylko do pierwszego potu
Naukowcy Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie od wielu lat badają kondycję fizyczną polskiej młodzieży. Ich wnioski są zatrważające: 30 lat temu dzieciaki były znacznie bardziej sprawne niż ich rówieśnicy obecnie. Uczniowie szkół podstawowych z miejsca skakali w dal 129 cm, dzisiaj skoczą najwyżej metr. 600 m przebiegali dawniej średnio w 3 minuty i 5 sekund, teraz wloką się 40 sekund wolniej. Ale prawdziwy dramat widać w sile – kiedy nie było jeszcze internetu, uczeń potrafił w zwisie wytrzymać 17 sekund, teraz zaledwie 7. O załamaniu sportowych wyników mówią też trenerzy – mimo specjalistycznych planów wysiłkowych, nowoczesnego sprzętu i odzieży, ogólnodostępnych siłowni czy placów do ćwiczeń osiągnięcia sportowe są – delikatnie mówiąc – mizerne. I to mimo że sport uprawia dziś dwa razy więcej osób niż 20–30 lat temu. Tyle że to ćwiczenia tylko do pierwszego potu. Psycholodzy mówią o syndromie nadmiaru możliwości i wynikającego z tego braku wytrwałości. Młodzi rezygnują z doskonalenia się w danej dziedzinie, jeśli tylko napotkają pierwszą trudność. Od razu próbują nowych rzeczy. W konsekwencji mamy mnóstwo nowych dyscyplin, hobby czy możliwości spędzania wolnego czasu. Wszystko to jednak robią po łebkach, żeby tylko zaliczyć, żeby się pokazać na słitfoci w portalu społecznościowym. To powierzchowne próbowanie wszystkiego oznacza, że tak naprawdę nie potrafią niczego.
– Dziś żyjemy w świecie panoptykonu, o którym mówił Michel Foucault, więzienia, w którym wszyscy wszystkich obserwują. Dążymy więc do tego, by się pokazać z jak najlepszej strony. Cokolwiek zaczynamy robić, robimy już nie tyle dla siebie, co dla poklasku, dla pokazania innym. Nie biegamy już dla zdrowia, dla kondycji, tylko żeby pokonywać kolejne dystanse, bić kolejne rekordy, które od razu wrzucamy do internetu. Podobnie jak jazda na rowerze czy ćwiczenia w siłowni. Jednak ten imperatyw ciągłego zdobywania sukcesu powoduje, że zawsze jesteśmy przegrani. Bo jeśli tylko na tym budujemy system własnej wartości, wystarczy drobne potknięcie, żeby ta cała psychologiczna konstrukcja się zawaliła. I wtedy stajemy się bezradni – tłumaczy psycholog Małgorzata Osowiecka z SWPS Uniwersytetu Humanistycznospołecznego w Sopocie.
Podczas zeszłorocznych wykładów w The Royal Institution w Londynie prof. Danielle George z Uniwersytetu w Manchesterze przedstawiła badania, z których wynika, że młodzi, ale już dorośli ludzie stali się uzależnieni od gotowych rozwiązań technologicznych oferowanych przez rynek. W przypadku domowej awarii nawet nie próbują sami naprawić zepsutego kontaktu czy przerwanego kabla odkurzacza. Ba, większość z nich uważa, że urządzenia „po prostu działają”, i nie ma pojęcia, co robić, jak się coś z nimi stanie. Najczęstszymi rozwiązaniami są wezwanie na pomoc specjalistycznej firmy albo wymiana niedziałającego urządzenia na nowe. Kto bogatemu zabroni, ale problem polega na tym, że pytani przez badaczy, czy pomyśleli o naprawie, przylutowaniu zerwanego kabelka, nie zdawali sobie nawet sprawy, że tak można. Pochłonął ich świat jednorazówek.
Albo supermen, albo nikt
Dla tego jednak, kto sądzi, że taka życiowa postawa pierdoły to domena osób niezbyt lotnych, kubłem zimnej wody niech będą słowa prof. Jonathana Droriego, który podczas konferencji naukowej TED (Technology, Entertainment and Design) w Kalifornii, organizowanej przez amerykańską organizację non profit Sapling Foundation, opowiedział o eksperymencie przeprowadzonym kilka lat temu w Instytucie Technologicznym w Massachusetts (MIT), uważanym za jedną z najbardziej prestiżowych uczelni na świecie. Naukowcy odwiedzili świeżo upieczonych inżynierów z MIT i zapytali, czy można zapalić żarówkę za pomocą baterii i drutu. – Zapytaliśmy: umiecie to zrobić? Powiedzieli, że to niemożliwe. I nie wyśmiewam tu Amerykanów. Tak samo jest w Imperial College w Londynie – opowiadał rozbawionym słuchaczom prof. Drori.
Lecz to śmiech przez łzy, bo to przecież ci młodzi ludzie niebawem przejmą, a nawet już przejmują stery rządów, gospodarek, bo to oni zaczynają decydować o kierunkach rozwoju świata. Tymczasem dochowaliśmy się, i nadal tak wychowujemy, rzeszy wydmuszek nasączonych wiedzą, z której nie potrafią skorzystać, o skorupkach tak słabych, że pękają od pierwszego niepowodzenia, ba – od niepochlebnej opinii czy krytyki. Inżynierowie z MIT z pewnością doskonale poradzą sobie z odczytaniem schematów silników rakietowych, ale mają problemy z wyzwaniami codziennego życia.
Już ponad 10 lat temu historyk literatury, eseista, profesor Uniwersytetu Gdańskiego Stefan Chwin alarmował, że błędem współczesnego modelu wychowawczego jest tyrania optymizmu, tyrania udawania, że wszystko będzie OK – tylko się starajcie i uczcie pilnie. Że wystarczy wiara, iż wszyscy mogą wszystko, że wystarczy chcieć, by móc. Jednak takie głosy rozsądku przegrały z przekonaniem, iż wszyscy są równi i mają takie same szanse, a szczęśliwy człowiek to człowiek sukcesu. – Zastąpiliśmy zasady i wartości hiperliberalizmem, który zaprowadził nas na manowce – wskazuje prof. Joanna Moczydłowska z Politechniki Białostockiej.
Przede wszystkim równość to fikcja. Są ludzie bardziej i mniej zdolni, inteligentni i gamonie. – Ludzie są po prostu różni. Jedni mają temperament flegmatyczny, inni choleryczny. To są cechy wrodzone, niezależne od oddziaływania rodziny, szkoły czy pracodawcy. To właśnie geny decydują, dlaczego tak rozbieżne potrafią być ścieżki kariery rodzeństwa, które wychowywane było w jednym domu, w tych samych warunkach, które miało taki sam start i potencjalne możliwości środowiskowe – tłumaczy prof. Moczydłowska.
Zdolnej, inteligentnej młodzieży nie przybędzie dlatego, że udało się wmówić młodym ludziom, że mogą sięgnąć po nieosiągalne. 20 lat temu do szkół z maturą szło najwyżej 30 proc. uczniów po podstawówce. Dziś wskaźnik ten sięgnął prawie 90 proc. Na rynku pojawiła się więc armia z dyplomami, niestety zbyt często bez zdolności, umiejętności i pasji. – Wielu ludziom robimy tym krzywdę. Tej nadprodukcji magistrów rynek nie przyjmuje, rodzi się za to frustracja z niespełnienia oczekiwań, którymi ładuje się ich od najmłodszych lat. Jeśli kibol, który się spełnia, ćwicząc z ciężarkami, pozostanie w dorosłym życiu na swoim poziomie i w swoim otoczeniu, będzie żył w zgodzie z samym sobą, to z punktu widzenia psychologii jest dla wszystkich korzystne. Jeśli ulegnie ułudzie i pójdzie na studia, którym intelektualnie nie jest w stanie sprostać, będzie to groźne dla jego psychiki i otoczenia, na którym może wyładować swoją późniejszą frustrację – zauważa ekspertka.
Społeczeństwo zachłysnęło się – jak to nazywają specjaliści – amerykanizacją oczekiwań, że każdy może wszystko, i napakowaniem energią do nieustannego odkrywania w sobie supermena. Sęk w tym, że imperatyw wzlatywania ponad poziomy nie ma poduszki bezpieczeństwa. W dzisiejszym świecie jest tylko jeden cel: osiągnięcie sukcesu, ale nie ma porażki. Jest tylko pochwała, ale nie ma krytyki. Jest tylko rozwiązywanie problemów, ale nie ma problemów.
Dzieciom zakłada się kaski, gdy jadą rowerem czy na nartach. Dodatkowo nakolanniki, nałokietniki i ochraniacze na dłonie – gdy zakładają rolki. Przy jeździe konnej modne stały się żółwiki, czyli ochraniacze na kręgosłup. Wszystko dla ich bezpieczeństwa. Zapomina się jednak przy tym o najważniejszym – o zrozumieniu przez dziecko konsekwencji swojego zachowania. Jeśli postąpi nierozważnie, powinno zaboleć, bo ból ostrzega i uczy. Jeśli postąpi głupio, powinno zaboleć mocno i boleć długo, bo ból to najlepszy nauczyciel. Ale nie zaboli w ogóle, bo są środki ochronne. A jeśli Jaś się nie nauczy, że prędkość na rowerze plus nieuwaga są groźne i mogą wywołać ból, Jan nie zrozumie, że szybkość auta plus nieuwaga oznacza już śmierć.
– Mnożenie zakazów i nakazów sprawia, że młodzi ludzie nie potrafią sami sobie wyznaczać granic. Nie rozumieją konsekwencji swoich czynów, nie mają kontroli nad swoim zachowaniem i postępują bezrefleksyjnie. Dlatego nawet najbardziej agresywne reklamy społeczne przedstawiające skutki zażywania dopalaczy nie będą skuteczne, bo zadziała tu mechanizm obronny – nie damy sobie rady z taką hardkorową informacją, więc musimy ją odrzucić. I młodzi niemający własnych fatalnych doświadczeń taki przekaz odrzucają – zaznacza psycholog Małgorzata Osowiecka.
– I do tego ta nieustająca nadopiekuńczość. Ostatnie badania wskazują, że już 43 proc. Polaków mieszka razem z rodzicami, a w wielu przypadkach powodem nie są wcale problemy finansowe. Tak czują się bezpieczniej, wolą pozostać pod rodzicielskim parasolem. Gdy byli mali, rodzice mówili: nie biegaj, bo się wywrócisz i stłuczesz kolano, do szkoły nosili za nich ciężkie tornistry, a teraz mówią: nie pracuj, masz jeszcze czas, my ci pomożemy. Takie ograniczanie samodzielności u dorosłego człowieka to dramat, bo on nie potrafi wziąć odpowiedzialności za siebie i innych. Rezygnuje z podejmowania wyzwań w imię trwania w sferze komfortu – przestrzega prof. Joanna Moczydłowska.
Być to być widzianym
Szklany klosz, pod którym chowamy nasze dzieci, nie wystawiając ich na trudy życia i ryzyko porażki, powoduje, że zatracają umiejętności krytycznego postrzegania rzeczywistości. W USA według sondażu przeprowadzonego przez Columbia University aż 85 proc. rodziców wierzy, że trzeba wmawiać dzieciom, iż są inteligentne, i chwalić je na każdym kroku. Tymczasem – jak przekonuje psycholog Carol Dweck – to błąd wychowawczy. Przez 10 lat badała osiągnięcia uczniów kilkunastu szkół w Nowym Jorku. Z jej eksperymentów i analiz wynika, że dzieci, które po udanym rozwiązaniu testu były chwalone za mądrość i zdolności, szybciej osiadały na laurach i unikały kolejnych wyzwań, niż te, u których doceniano wysiłek i ciężką pracę w osiągnięcia sukcesu. Te „mądre z natury” bały się porażki przy trudniejszych zadaniach, bo podważałaby one ich wysoką samoocenę. Nie chciały się przekonać, że jednak nie są tak inteligentne, jak uważa otoczenie. A jak już podejmowały ryzyko i skończyło się to niepowodzeniem, rezygnowały z dalszych prób, by nie pogłębiać poczucia przegranej. Te zaś, których sukces był skomentowany jako efekt ciężkiej pracy, dużo chętniej sięgały po bardziej skomplikowane zadania, a niepowodzenie tylko motywowało je do dalszej pracy.
Amerykański psycholog społeczny, prof. Roy F. Baumeister z Uniwersytetu Stanowego Florydy, mówi wprost, że bezstresowe wychowanie prowadzi do spadku motywacji. Porównując zachowanie uczniów USA z rówieśnikami z Japonii i Chin, gdzie rodzice i nauczyciele stosują kary cielesne za złą naukę, doszedł do wniosku, że to właśnie stres i strach zwiększają szansę na osiągnięcie celów. Zaś sztuczne wzmacnianie u dzieci poczucia własnej wartości i puste pochwały powodują, że gdy dorastają, nie radzą sobie nawet z niewielkimi porażkami. Utożsamiają je z własnymi słabościami – przecież wszyscy są ponoć równi i każdego stać na wszystko – czują się oszukani i odreagowują niepowodzenia agresją.
Przez ostatnie lata – kontynuuje prof. Baumeister – tysiące naukowych prac rozwodziły się w samych superlatywach nad pozytywnymi skutkami wychowywania bez stresu, budowania w młodych poczucia własnej wartości i wysokiej samooceny, traktowanych jako lekarstwo na całe zło dojrzewania. Ograniczono, wręcz zlikwidowano krytykę, stawiając na piedestale pochwałę. Agresję dorastającej młodzieży odczytywano zaś jako próbę gwałtownego uzupełniania niskiej samooceny. Tymczasem dzisiaj okazuje się, że jest odwrotnie. Przez te lata wyhodowaliśmy „praise junkie”, uzależnionych od pochwał, którzy w zderzeniu z rzeczywistością nie umieją sobie z tym poradzić i reagują agresją z powodu zbyt wysokiego mniemania o sobie. – Ta konkluzja to największe rozczarowanie nauki w mojej karierze – przyznaje profesor Baumeister.
Przeżywamy kryzys wartości – zaznacza prof. Joanna Moczydłowska. – Kiedyś oddzielało się „być” od „mieć”, jakość życia od jego poziomu. 20 lat rozpasania konsumpcjonizmu sprawiło, że dzisiaj zrównaliśmy te pojęcia. Nie tylko „być” utożsamia się z „mieć”, ale „być” oznacza być widzianym. Stąd tak gwałtowny wzrost popularności wszelkich talent show, stąd powiedzenie, że jak cię nie ma na Facebooku, to nie istniejesz. Stąd miarą wartości człowieka stały się internetowe lajki, a wzorem sukcesu życiowego kariera celebryty – wylicza psycholog.
Młodzi napompowani fantazjami, że są mądrzy, zdolni, wyjątkowi, karmią swoje ego pochwałami – ze strony rodziny, nauczycieli i głównie świata wirtualnego – oraz zarozumialstwem, uznając to za siłę, a skromność za słabość. Potem lądują na kasie w supermarkecie i trudno im to zaakceptować. Ale nawet ci, którzy mają szczęście i trafiają do lepszych z pozoru prac, zderzają się z trudnymi do pokonania różnicami pokoleniowymi. – Różnice między pokoleniami zawsze istniały, ale teraz to jest przepaść. To są już wrogie plemiona. Gdy młody człowiek trafia do firmy, jej szef ma co najmniej 40 lat. A z reguły więcej. I pojawia się trudność nawet na poziomie podstawowej komunikacji. Oni używają innego języka, te same słowa mają dla nich inne znaczenie. A co dopiero mówić o różnicach w aspiracjach, mentalności, postawach życiowych, kulturze – wskazuje psycholog z Politechniki Białostockiej.
Tsunami bezradności
Niespełnione nadzieje i wzajemne nierozumienie w tak powszechnym rozmiarze czynią społeczeństwo słabym. Zamiast leczyć przyczyny, ludzie wybierają antydepresanty, zakładając kolejne kaski ochronne mające uchronić przed skutkami. Efekt? 40 proc. wrocławskich studentów przyznaje się do lęków i zaburzeń nastroju, co 20. cierpi na głęboką depresję, która wymaga leczenia – alarmują naukowcy z Katedry Psychiatrii Akademii Medycznej we Wrocławiu. Z raportu „Epidemiologia zaburzeń psychiatrycznych i dostępność psychiatrycznej opieki zdrowotnej” z 2012 r. wynika, że 2,5 mln Polaków ma zaburzenia lękowe, milion – depresje i manie, kolejny bierze narkotyki, a ponad 3 mln to alkoholicy. Nastąpił lawinowy wzrost przypadków lekomanii i uzależnień od psychotropów. Wśród ofiar największy odsetek to właśnie młodzi.
– Wzrost postaw roszczeniowych idzie w parze z wyuczoną bezradnością. Jedni biorą pastylki, inni ukrywają ją za drogim ciuchem, autem czy gadżetem. Lęk i bezsilność przykrywają tysiącami znajomych na portalach społecznościowych i kolekcjonowaniem lajków dla każdego swojego działania. Jeszcze inni korzystają z usług coachingu, gdzie płacą za odkrywanie ich własnego ja. To patologia – podsumowuje prof. Moczydłowska.
Obok kryzysu wartości psycholog wskazuje również na kryzys tożsamości. Poprawność polityczna obowiązująca w przestrzeni publicznej przeniknęła w sfery prywatne. Rozmyły się tradycyjne role społeczne obu płci, obowiązuje uniseksualność. – Jak dziś wygląda wychowanie mężczyzny? Bardzo często chłopca wychowuje samotna matka wspierana przez babcię lub nianię, a wychowawca w szkole to też najczęściej kobieta. Chłopak rozwija się w kobiecej sferze, gdzie dba się o paznokcie i ciało. On przejmuje te wzorce. Pomyliliśmy rozwój z absurdem, odeszliśmy od praw natury, gdzie każda płeć ma swoje uwarunkowane biologicznie i kulturowo miejsce. Doszło do tego, że w Szwecji na chłopcach wymusza się zabawę lalkami, by ich rozwój nie był zdefiniowany płcią. To sztuczne, a walka z naturą zawsze kończy się źle. Efekty już zresztą widać. Chłopcy zaczynają się gubić, nie rozumieją swoich predyspozycji, nie znają potencjału. To niestety promieniuje wyżej – na uczelniach pojawił się przedmiot: alternatywna rodzina. Skoro nie umiemy zdefiniować tak podstawowego bytu jak rodzina, nie dziwmy się, że młodzi nie wiedzą, kim są i dokąd zmierzają – zauważa prof. Joanna Moczydłowska.
Dodaje, że gdy swoich studentów poprosiła o podanie trzech cech, które są mocnymi i słabymi stronami ich osobowości, w większości nie potrafili tego zrobić. – A jak nie wiesz, dokąd idziesz, to nie wiesz, gdzie dojdziesz – konkluduje.
Komentarze(425)
Pokaż:
NajnowszePopularneNajstarsze1. Studentka, lat 20 – nie zauważyła, że na stronie uczelni pojawiło się ogłoszenie o terminie egzaminu, w związku z czym nie stawiła się na ten termin. Prosi matkę o pomoc, aby ta pojechała do profesora i wyjaśniła sytuację, bo „ona się wstydzi”. Matka jedzie.
2. Licealistka, lat 17 – całe dnie przyklejona do smartfona. Nie rozmawia podczas wspólnego obiadu, rozmowa ogranicza się do następujących odpowiedzi: mmmm, aaaa, co?
3. Licealista lat 17 – matka po powrocie z pracy, praniu, sprzątaniu, gotowaniu podaje obiad. Panicz nie je, bo nie lubi – bierze pieniądze na Maca. Nawet jeśli zje, nie odniesie talerza do kuchni, nie mówiąc już o jego zmyciu.
4. Żadna z powyżej wymienionych osób: nie wie, jak się włącza pralkę, gdzie kupuje się mięso na kotlety, ile kosztuje mleko, jak wystąpić do urzędu o wydanie dowodu osobistego itp.
5. W autobusie ustępuję miejsca matce z 3-latkiem. Matka sadza królewicza na siedzeniu, sama nadal stoi z siatami do podłogi. Nagminnie dorodna młodzież siedzi w autobusie ze słuchawkami w uszach i nie chce zauważyć np. stojącej kobiety w ciąży.
6. W kościele podczas nabożeństwa – dziecko , lat ok. 4-5, jest hałaśliwe, biega, krzyczy, zaczepia inne dzieci, wchodzi na ołtarz. Mamusia rozanielona wodzi wzrokiem za dzieciakiem i zupełnie nie widzi niestosowności tego zachowania.
7. W pracy – stażysta tuż po studiach, lat 23, stwierdza, że za mniej niż 4 tys na rękę nie opłaca się pracować. Zlecam więc napisanie prostego pisma, daję wzór, chodzi tylko o podstawienie analogicznych danych. W odpowiedzi widzę przestrach w oczach. Praca trwa 4 dni robocze. Zdziwienie, że nie było pochwały.
8. Na pytanie kandydata do pracy – jaką książkę Pan ostatnio przeczytał, słyszę: yyyyy?
To tylko nieliczne przykłady. Nie twierdzę, że wszystkie dzieci i młodzież są tacy, ale niestety jest ich coraz więcej. Nadopiekuńczość rodziców sprawia, że w wieku dorastania nie muszą mierzyć się z żadnymi trudnościami, ponieważ otrzymują gotowe rozwiązania do rodziców. W dorosłym życiu wybierają drogę ucieczki lub bierności : nie mam pracy, bo państwo mi nie daje; rozwodzę się, bo ona/on jest beznadziejny; zamieszkam u mamy, bo tak mi dobrze. Generalnie „należymisię”. Myślę, że o to właśnie chodziło Autorowi , kiedy pisał o rąbaniu drzewa, rozstawianiu namiotów i upadkach z roweru: jeśli chcesz coś mieć lub czegoś się nauczyć, najpierw sam spróbuj, wysil się. W dorosłym życiu nikt nie będzie spełniał zachcianek rozpieszczonej przez rodziców „pierdoły”.
Z jednej strony, wychowywanie w sposób "pod kloszem", na pewno niesie za sobą jakieś konsekwencje, być może niepozytywne. Z drugiej natomiast strony mam wrażenie, że autor artykułu powyrywał z kontekstu wypowiedzi różnych ekspertów, sklejając z nich argumentację jakoby bicie linijką po palcach i zbieranie grzybów w lesie było najlepszym sposobem na stworzenie dorosłej i samodzielnej osoby. Otóż jak można się z tym w ogóle zgodzić?
Jak sam autor słusznie zauważył - dzieci przejmują wzorce od rodziców.
Jeśli rodzic bije za nieposłuszeństwo, to oznacza, że ten rodzic, wzór postępowania i mądrości, nie potrafi rozwiązać problemu nieposłuszeństwa inaczej niż bijąc. Czego uczy dziecka? Rozwiązywania problemów za pomocą agresji, braku jasnych i przejrzystych zasad, braku umiejętności stawiania granic i asertywności, a wręcz uległości.
Jeśli rodzic sam nie jest w stanie przyznać się do błędu, wywijając się i mówiąc, że rodzic ma zawsze racje, czego uczy dziecka? Nieumiejętności przyjęcia porażki, braku samokrytyki i braku autorefleksji.
Jeśli rodzic odbiera możliwość dziecku dokonywania swoich wyborów (właściwych na swój wiek) i nie szanuje ich, czego uczy dziecka? Właśnie bezradności, nieumiejętności decydowania o sobie i braku szacunku do wyborów i poglądów innych ludzi, w tym samych rodziców.
Jeśli ktoś jest odpowiedzialny za to pokolenie, to tylko rodzice. Czy wcześniej było lepiej? Nie wiem. Ale patrząc po swoich rodzicach i wielu rodzicach innych ludzi (jako dorosła osoba), niestety nie widzę dorosłych jednostek. Widzę zagubionych "starych malutkich", którzy nie radzą sobie sami ze sobą, nie potrafią się komunikować, nie akceptują cudzych poglądów, nie potrafią przyznać się do błędów, nie są refleksyjni na temat własnego życia, własnych wyborów i decyzji i wypierają się konsekwencji własnych działań.
Pozdrawiam!
Ale po kolei:
"Nikt mu nie pomagał odrabiać lekcji, bo musiał się uczyć sam, a za błędy ortograficzne ojciec go po kilku ostrzeżeniach w końcu sprał, bo tłumaczenie nieuctwa dysgrafią nie było wtedy tak postępowe jak dziś." - tego w ogóle nie chcę tłumaczyć, mam nadzieję, że autor tej mądrości spadnie dzisiaj ze schodów na ten durny łeb.
"Gdy z kumplami poszli nad jezioro, nie było ratowników, społecznych kampanii ostrzegających przez skakaniem na główkę i jakoś ani on, ani żaden z jego znajomych karku nie skręcił." - moja matka mówiła na to "więcej szczęścia niż rozumu".
"Ojciec powiedział, żebym się nie mazgaił, bo mężczyzna musi stawiać czoła przemocy. Siłą. " - to przynajmniej już wiemy, jak nam wyrosło pokolenie Januszy bijących żony i krzyczących o imigrantach i gazie. Jako pacyfistka uważam, że siła i przemoc są typowe dla ras niższych, prymitywnych i nie przystoją człowiekowi. Ale to ja.
"Przyjeżdżają takie potworki przekonane o swojej wyjątkowości, mądrości i zaradności, a wrzeszczą w panice, jak zobaczą osę czy komara. " - to o mnie!
"40 proc. wrocławskich studentów przyznaje się do lęków i zaburzeń nastroju" - no, dragi tak czasami działają, że się ma lęki i zaburzenia. Jakby studenci odstawili gorzałę i uyżywki, zaraz współczynnik spadłby o połowę.
"Jak dziś wygląda wychowanie mężczyzny? Bardzo często chłopca wychowuje samotna matka wspierana przez babcię lub nianię, a wychowawca w szkole to też najczęściej kobieta. Chłopak rozwija się w kobiecej sferze, gdzie dba się o paznokcie i ciało. " - STRASZNE, myć się każo! A tak btw to w kulturze tradycyjnej dziecko płci męskiej było aż do postrzyżyn WYŁĄCZNIE pod opieką kobiet. Dopiero później przyszło chrześciajństwo i z jakimiś nowomodnymi bzdurami typu rodzina zaczęli wyjeżdżać. Rodzina (rodzice + dzieci), jako twór w zasadzie dość sztuczny i stosunkowo nowy, nie jest aż powszechny na świecie, jak prawica chciałaby utrzymywać, soreczki.
"Gdy młody człowiek trafia do firmy, jej szef ma co najmniej 40 lat. A z reguły więcej. I pojawia się trudność nawet na poziomie podstawowej komunikacji. Oni używają innego języka, te same słowa mają dla nich inne znaczenie. A co dopiero mówić o różnicach w aspiracjach, mentalności, postawach życiowych, kulturze " - acha, i dlatego właśnie to młode pokolenie jest be. Bo starsze jest zbyt zamknięte i zastałe, żeby je zrozumieć? Bo mówi językiem jak z Lamentu świętokrzyskiego? Tak przy okazji - mój szef ma lat 30, millenialsi tak mają, że robią kariery i że nie chcą pracować poniżej średniej krajowej.
"Ostatnie badania wskazują, że już 43 proc. Polaków mieszka razem z rodzicami, a w wielu przypadkach powodem nie są wcale problemy finansowe. " - nie, skąd. Polacy mieszkają z rodzicami, bo jeżdżą do Tokio i budują domy. Czy to nie ta kampania?
"Gdy byli mali, rodzice mówili: nie biegaj, bo się wywrócisz i stłuczesz kolano, do szkoły nosili za nich ciężkie tornistry, " - niosłeś kiedyś ten tornister, chłopie? To nie jest ta teczusia z dwoma zeszytami, którą targaleś za komuny do szkoły. Teraz ten plecak na dziecku w podstawówce waży kilkanaście kilo.
"Dzieciom zakłada się kaski, gdy jadą rowerem czy na nartach. Dodatkowo nakolanniki, nałokietniki i ochraniacze na dłonie – gdy zakładają rolki. Przy jeździe konnej modne stały się żółwiki, czyli ochraniacze na kręgosłup. Wszystko dla ich bezpieczeństwa. " - ja to kiedyś spadłam z konia. Przez trzy miesiące nie chodziłam, do dzisiaj mam zmiadżony mięsień w łydce. Ale co tam, rycerze w średniowieczu, piczki, też jeździli prać się w zbrojach, zamiast walczyć jak mężczyźni, c'nie? Jak Panu dziecko gwizdnie z konia bez kasku, to poczuje Pan, co to znaczy ból istnienia, przysięgam.
"W dzisiejszym świecie jest tylko jeden cel: osiągnięcie sukcesu, ale nie ma porażki. Jest tylko pochwała, ale nie ma krytyki. Jest tylko rozwiązywanie problemów, ale nie ma problemów." - bardzo propsuję to podejście do życia, sprawdza się jak złoto.
"Przede wszystkim równość to fikcja. Są ludzie bardziej i mniej zdolni, inteligentni i gamonie. " - Gamonie? Tak się wyraża pani jaśnie profesor?
"Amerykański psycholog społeczny, prof. Roy F. Baumeister z Uniwersytetu Stanowego Florydy, mówi wprost, że bezstresowe wychowanie prowadzi do spadku motywacji. Porównując zachowanie uczniów USA z rówieśnikami z Japonii i Chin, gdzie rodzice i nauczyciele stosują kary cielesne za złą naukę, doszedł do wniosku, że to właśnie stres i strach zwiększają szansę na osiągnięcie celów. " - Japonia, ojczyzna zdrowia psychicznego, karoshi i hikikomori, super przykład. I Chiny. Brawo. Słyszałam, że Hitlerjugend też miało niezłe osiągi.
"Stąd miarą wartości człowieka stały się internetowe lajki, a wzorem sukcesu życiowego kariera celebryty – wylicza psycholog." - cóż, w latach 90. wyznacznikiem sukcesu była kostka Bauma i wakacje zagranico, a w latach 70 i 80 ubrania z Pewexu i talon na malucha, więc, jak to mówią, nie rzuca się kamieniami, jak się mieszka w szklanym domu.
"odeszliśmy od praw natury, gdzie każda płeć ma swoje uwarunkowane biologicznie i kulturowo miejsce. " - to w końcu prawo natury, czy uwarunkowanie kulturowe, bo chyba pani profesor jakiś straszny kit wciska i próbuje wmówić, że uwarunkowania kulturowe wynikają z... praw natury? O_o Co to za bełkot jest?
"Lecz to śmiech przez łzy, bo to przecież ci młodzi ludzie niebawem przejmą, a nawet już przejmują stery rządów, gospodarek, bo to oni zaczynają decydować o kierunkach rozwoju świata. " - masakra, zrujnują te wspaniale funkcjonującą polską gospodarkę! zniszczą ten świat bez kryzysów ekonomicznych, w którym nie ma biedy i przemocy! Nie ma nadziei!
"Naukowcy odwiedzili świeżo upieczonych inżynierów z MIT i zapytali, czy można zapalić żarówkę za pomocą baterii i drutu. – Zapytaliśmy: umiecie to zrobić? Powiedzieli, że to niemożliwe. I nie wyśmiewam tu Amerykanów. Tak samo jest w Imperial College w Londynie – opowiadał rozbawionym słuchaczom prof. Drori." - ja nie wiem, czy to jest takie zabawne, że prestiżowa uczelnia ma tak żenujący poziom nauczania.
"młodzi, ale już dorośli ludzie stali się uzależnieni od gotowych rozwiązań technologicznych oferowanych przez rynek. W przypadku domowej awarii nawet nie próbują sami naprawić zepsutego kontaktu czy przerwanego kabla odkurzacza. Ba, większość z nich uważa, że urządzenia „po prostu działają”, i nie ma pojęcia, co robić, jak się coś z nimi stanie. Najczęstszymi rozwiązaniami są wezwanie na pomoc specjalistycznej firmy albo wymiana niedziałającego urządzenia na nowe. Kto bogatemu zabroni, ale problem polega na tym, że pytani przez badaczy, czy pomyśleli o naprawie, przylutowaniu zerwanego kabelka, nie zdawali sobie nawet sprawy, że tak można. Pochłonął ich świat jednorazówek." - ja w takich chwilach korzystam z matematyki, liczę sobie, ile warta jest godzina mojej pracy, obliczam, ile mnie skasuje pan elektryk, a potem dzwonię po pana elektryka. Ale jasne, jak ktoś ma czas, to kto bogatemu zabroni bawić się kabelkami. A druga sprawia - panie Drzewiecki, jak mnie się zepsuje komputer, to go rozkręcam albo czyszczę system. A Pan? Robi Pan to sam, czy biegnie jak ofiara losu do serwisu?
"Nie biegamy już dla zdrowia, dla kondycji, tylko żeby pokonywać kolejne dystanse, bić kolejne rekordy, które od razu wrzucamy do internetu." - faktycznie, walić to, że efekt jest ten sam, motywacja zmienia sens tego wszystkiego.
"w szkole sińce pod oczyma nie zaalarmowały wychowawców i do rodziców nie przyjechała z interwencją opieka społeczna w obstawie policji." - wspaniale, gdyby mu ojciec złamał rękę, też nikogo by to nie obeszło. I w sumie nikogo nie obchodzilo. Jak mojego ojca tłukło na ulicy ZOMO, to też ludzie udawali, że ich tam nie ma, to jest pewnie ta słynna miłość bliźniego.
"Jeszcze inni korzystają z usług coachingu, gdzie płacą za odkrywanie ich własnego ja. To patologia" - chyba jedyne składne zdanie w tym tekście :D
"A jak nie wiesz, dokąd idziesz, to nie wiesz, gdzie dojdziesz – konkluduje." TEACH ME MASTER, czy to nie jest przypadkiem cytat z Forresta Gumpa albo coś bardzo podobnego?
Btw Pani Psor ktoś mógłby powiedziec, że lata 90. się skończyły: http://moczydlowska.pl/publikacje.php. Tak a propos nieposiadania praktycznych, ważnych umiejętności. A 20 latek zaprojektowałby to w pół godziny po pijaku...
A tak zupełnie przy okazji: https://pl.wikipedia.org/wiki/Profesor_nadzwyczajny - poprawny zapis to prof. nzw. dr hab. Joanna M. Moczydłowska, a nie prof. Joanna Moczydłowska, profesora nadzwyczajnego podrzędnej uczelni i zwyczajnego dzieli tak jakby przepaść i posługiwanie się tytulem naukowym, którego się nie posiada, jest nie do końca uczciwe wobec czytelnika. Tak na przyszłość, doktora i doktora habilitowanego dzieli więcej niż doktora i magistra. Może się Panu kiedyś przyda ta wiedza.
Na koniec podkreślam tylko, że jeszcze setki tysięcy lat temu żyło się jeszcze trudniej i ci ludzie to byli prawdziwymi hardkorami! A nie to, co te ofermy, które nie potrafią nawet lwa zatłuc dzidą, nasi rodzice wychowani w kraju, w którym każdy miał pracę, nawet jeśli był totalnym głąbem. Ówczesne kadrowe i brygadziści dzisiaj mogliby liczyć co najwyżej na stanie na kasie w Tesco.
A tak btw z kiedy pochodzi ten opis harcerstwa? Z czasów świeżo powojennych? Bo tak brzmi mniej więcej.
Panie Drzewiecki, po pierwsze niech Pan będzie mężczyzną i skończy biadolić, bo aż przykro słuchać jak się taki duży chłopak mazgai. Po drugie, zajmie się Pani może dziennikarstwem, bo non-fiction to Panu idzie, że tak powiem, dennie.
A jeszcze - co do "żółwika" do jazdy konnej i kasków na narty i rower. Mam blisko 50 lat, jestem byłym harcerzem, swoje pierwsze doświadczenia pedagogiczne miałem jako nastolatek, który w lipcu 1982 roku pojechał w roli przybocznego na kolonię zuchową (tak, dokładnie, jeszcze był stan wojenny), od dziecka jeżdżę również na nartach i rowerze i te wszystkie wynalazki przyjąłem wyjątkowo pozytywnie. Tu nie chodzi o to, czy będzie bolała głowa, ale czy w razie upadku z konia ochronie się kręgosłup (niestety! to stosunkowo częsta i bardzo groźna kontuzja!), podobnie jak z rowerem i nartami - to nie jest ochrona tyłka, lecz głowy. Namawianie do wypuszczania dzieci bez takich zabezpieczeń jest zwykłym KRETYNIZMEM i nijak się ma do twardego wychowania.
Krótko: rodzice, znajdźcie złoty środek
To że nie mam ochoty lutować kabelków w zepsutym odkurzaczu ma same pozytywne cechy - po pierwsze nie wywołam kosztownego pożaru robiąc to być może nieumiejętnie, po drugie lepiej żebym mój czas spożytkował w mojej profesjonalnej działalności gdzie jest on wart więcej, po trzecie dam pracę komuś innemu - serwisantowi albo osobom które żyją ze sprzedaży nowych odkurzaczy.
Nawoływania do tego że źle że się dziecku zakłada kask na głowę przez litość nie skomentuję.
Reszty wierutnych bzdur również.
Tak tylko dodam - jagody prosto z lasy? Proszę bardzo - znajoma ledwo uszła z życiem z powodu zakażenia tasiemcami.
Owszem często się słyszy podobne bzdury - że dziecko wychowywane pasem uodporni się na stres i że ulica najlepiej wychowa przyszłego wojownika. Osobiście uważam że głoszącymi takie poglądy powinien zająć się psychiatra, albo i prokurator.
W felietonie jest jednak zawarta rzecz zła, taki oto fragment: "nie było ratowników, społecznych kampanii ostrzegających przez skakaniem na główkę i jakoś ani on, ani żaden z jego znajomych karku nie skręcił."
Bohater opowieści chyba miał bardzo mało kolegów. To brzmi zresztą jak zachęta do skakania na główkę "bo jeszcze nie zna żadnego inwalidy po takim skoku".
coraz większe tumany pracują w tych mediach, a ja pracy nie mam :(
W lipcu moi synowie lat 12 i 15 spędzili na takim obozie. Obóz był poprzedzony pionierka gdzie kopano nie tylko latryny ale i lodówki a prąd był tylko w oddalonej o parę kilometrów leśniczówce. telefon komórkowy miała tylko kadra obozu.
Obóz powstawał od zera włącznie z łóżkami. Każdy uczestnik musiał sam zrobić swoje łóżko.
Styczność z narządzimy był jak i rany. Syn wbił sobie podczas prac rozbiórkowych deskę z gwoździem w przedramię. Jak wyciągnął poszedł do higienistki zalał woda utleniona ranę i dalej do roboty..
Dzieci były z miasta z Warszawskiego Ursynowa.
Tak wiec jak ktoś chce to można i są możliwości takie jak były 30 lat temu :-)
Wiecie jaka jest różnica między młodzieżą kiedyś i teraz? Taka, że teraz psychologowie z nudów badają ją wzdłuż o wszerz. Kiedyś nikt nie pytał każdego studenta czy ma jakieś lęki. No i jeszcze zmieniające się realia polityczne, gospodarcze etc.
Ten artykuł pisał ktoś, kto nie rozumie zmian zachodzących w Polsce. To że ludzie się specjalizują i jeżdżą na rowerach w kaskach jest normalnym zjawiskiem w krajach rozwiniętych. Nieudacznicy istnieli zawsze. Zbyt duża ilość magistrów to jest rzeczywiście problem, ale to nie znaczy że wśród nich jest więcej nieudacznikow, niż było kiedyś wśród młodych ludzi. Wypowiedzi części z tych magistrów przytoczone są zresztą w tym artykule...
Ludzie idą na psychologię po to, żeby analizować swoje trudne dzieciństwo albo rozterki uczuciowe, więc nie ma co się dziwić, że wystarczy wziąć trochę inną grupę "specjalistów" i można napisać artykuł o zupełnie odwrotnym wydźwięku.
Nie możemy tkwić w jaskiniach. Czy Amerykanie źle wyszli na podejściu "mogę wszystko"? Są światową potęgą. U nas powoli młodzież wychodzi z podejścia "jestem tylko polaczkiem" i bardzo dobrze.
Aż się boję, że przeczytają ten artykuł jacyś mniej asertywności ludzie i zaczną bić swoje dzieci. To kary, brak czasu i brak zrozumienia wychowują słabych ludzi, nie pochwała. Możesz więc rodzicu spać spokojnie - z Twoim dzieckiem jest wszystko OK. Nie jest gorzej, jest inaczej. Każde pokolenie dostosowuje się do czasów, jakie zastaje. Teraz nie trzeba walczyć, więc nie walczą. Zamiast pchać na uniwersytety pozwólcie im robić to, co lubią.
A świat jednak dalej funkcjonuje, mimo, ze przestaliśmy polowac na mamuty. Ach ci cholerni starożytni, ci to mieli łatwo - tu koło niwelujące wielki wysiłek, tu ogień eliminujący niemal całkowicie zagrożenia związane z jedzeniem surowego miesa, tu pismo ułatwiajace komunikację i przekazywanie wiedzy, tutaj pierwsze zdobycze medycyny, nastawiajace kości... Nie to co za czasów jaskiniowych, gdy dzieci dożywały lat 3 maksymalnie, za to potrafiły własnoręcznie udusić strusia!
Zacznijmy od postawionej tezy: że kolejne pokolenia stają się coraz mniej samodzielne i sprawne, nie potrafią odnaleźć się w rzeczywistości, a jednocześnie są roszczeniowe - przekonane o tym, że wszystko należy im się bez wysiłku; brak im motywacji do pracy nad sobą. Wydaje się to sensownym stwierdzeniem - wynika tak z przytoczonych przykładów, słyszy się co nieco od krewnych pracujących w szkole. Artykuł nie jest naukowy (pomimo powoływania się na ekspertów i przytaczania wyników bliżej niesprecyzowanych badań. Ale przyjmijmy, że to prawda.
Co zatem leży u przyczyny takiego stanu rzeczy? Kolejna teza - bezstresowe wychowanie. I znów można się z tym zgodzić - nie jest dobrze dla człowieka, kiedy nie doświadcza konsekwencji swoich zachowań, chroni się go przed wszelkimi trudnościami. Ale "bezstresowość" ma też drugie dno - brak realnego zainteresowania drugim człowiekiem, brak rzeczywistej wolności, brak dobrze pojętej miłości, która stawia nie na wygodę i doraźne korzści, ale na prawdziwe dobro człowieka. (Mała dygresja: swoją drogą czy lekcje baletowe i tysiąc zajęć = brak stresu, a zostawienie dziecka w żłobku = nadopiekuńczość?..) Myślę, że alternatywą nie są tutaj metody japońskiej stresowej musztry czy twardy rygoryzm. To, że jedno jest złe, nie czyni drugiego dobrym. (W końcu ktoś wychowywał tych ludzi, którzy są obecnymi wychowawcami młodego pokolenia - czy nie jest to niejako efekt z odbicia?)
Nie będę już bardziej rozbudowywać swojej wypowiedzi. Powiem tylko, że w moim przekonaniu rozwiązaniem nie jest zamienienie "róbta co chceta i będzie dobrze" na "radź sobie sam i znaj twardą rzeczywistość", bo sądzę, że efekty obu postaw nie są dobre. Pozytywy, które przebijają z "dawnych czasów" to co innego - wychowanie do wartości, z całą miłością i szacunkiem, akcentowaniem samodzielności i ponoszenia konsekwencji swoich działań. Nie chciałabym uczyć swoich dzieci, że wszystko zawsze będzie dobrze ani że świat jest zły i trzeba się rozpychać łokciami, ale raczej, że nasz świat jest taki, jakim go stworzymy.
zwracam uwagę, że mój komentarz to w pierwszej części CYTAT z powyższego artykułu
opatrzony moją - miałam nadzieję - ewidentnie ironiczną uwagą, bo zacytowany fragment uważam za wyjątkowo głupi
jest trywialna..
Dbanie o paznokcie i ciało to absurd, tylko prawdziwy, niedomyty drwal da nam pełnię satysfakcji.
Chronienie dzieci przed porażką to faktycznie poważny problem. Gdyby Autor dodał do tego jeszcze strach przed jedzeniem jagódek, "które mogły zostać obsikane przez chorego lisa", byłoby i pożytecznie i nawet zabawnie.
Niestety, Autor na siłę chciał przedstawić wizję naprawienia "zła", które opisał. Stworzył więc obraz, w którym dzieci terroryzowane przez dorosłych czy przez inne dzieci nie zostają fajtłapami, bowiem fajtłapami zostają wyłącznie dzieci wychowywane "bezstresowo". Nie wiem, ile lat liczy sobie Autor, ale bzdurność postawionej przez niego tej tezy sugeruje, że sam wychwalanych przez siebie czasów sprzed "bezstresowego wychowania" po prostu nie pamięta.
porownywanie pokolen nie ma kompletnie sesnu przy tak roznych realiach technologicznych... nikt nie wskazuje na to, że przyczyną frustrtacji i niemocy jest technologicznie galopujący pęd zmian otoczenia w jakim dojrzewają ludzie.
porównywanie młodziezy z lat 80 z problemami dzisiejszymi jest off the wall, uważam... wyzwania i cele wtedy byly inne niż dzisiaj... wtedy kazdy wiedzial albo probowal rozumiec kim chce być, a dzisiaj kazdy wie, ze to czego sie uczy bedzie juz nieaktualne, w momencie, gdy bedzie szukal pracy
sa to wiec rozwazania psychologów, którzy nie potrafią dostrzegać przyczyny problemu... a tylko proponują powrót do metod wychowawczych, ktore juz dawno zostały skompromitowane, ośmieszone i zakazane.
Patologią, na którą trzeba zwrócić uwagę jest sama technologia, rozwój cywilizacji i podrzędna wobec machiny postępu rola człowieka, a nie zachowania ludzkie... to nie człowiek jest 'chory' ale środowisko w którym egzystuje, i które go zniewala i frustruje. Tak długo, jak nie zrozumiemy istoty choroby (technologicznego zniewolenia), będziemy od tej choroby uzależnieni i z tą chorobą walczyć.
Widziałam kiedyś zdjęcie wejścia do klubu fitness, gdzie chody były ... ruchome :D
dzieci pokolenia alkoholików rodzą swoje dzieci...pokolenie tradycji to pięknie wychwalane z wódą i "moje dziecko to mogę go prać" i Ci kapitalnie wychowani rodzice próbujący uchronić dzieci przed piekłem swojego domu i świata, a w rzeczywistości robiący z nich jeszcze większe kaleki...nieważne, ważne żeby wiedziały jak się pali tęczę i hejtuje pedałów na yt
Od razu zaczął się wysyp żalów sfrustrowanych nadopiekuńczych mamusiek. Najlepiej od razu zróbcie ze swoich (mami)synków dziewczynki - prawo już na to pozwala.
Córka ma w klasie taką dziewczynkę, która po lekcjach chodzi na: basen, skrzypce, balet i kółko plastyczne. Oczywiście w każdej z tych dziedzin jest "fenomenalna", przy któryś z kolei przechwałkach moja córka się jej spytała: "A umiesz zjeść całą pizze i wymazać się z mamą sosem pomidorowym?"
Nie neguję naszego obowiązku ochrony i działania na rzecz bezpieczeństa dzieci ale faktycznie krwawiące kolano, zsiniały paznokieć u stopy czy starty łokieć jest dobrze zapamiętaną lekcją.
Najgorsze jest to, że może i uda się wychować wrażliwe, samokrytyczne, ambitne, odpowiedzialne i skromne dzieci ale pozostają jeszcze miliony innych dzieci świadomych swojej nieuzasadnionej "wyjątkowości" , które będą tłamsić te wartości, które pozwalają określać się naszym dzieciom.
Bardzo wyważony !!!
Niestety osoby, które nie miały w dzieciństwie doświadczeń tego typu będą odnosić się do artykułu sceptycznie lub wrogo. Niemal wszystkie poruszone tezy są właściwie przyporządkowane i odpowiednio uzasadnione. To nie są rozważania, propaganda czy wymysły. To są fakty !!!
Coraz więcej prokrastynacji, bo ludzie zaczynają myśleć, że skoro 4 kliknięcia wystarczą żeby książkę pobrać, to niewiele więcej zajmie przyswojenie jej treści.
Z resztą co za różnica. W całej Europie z pary 2 ludzi rodzi się mniej niż 2 dzieci, a średnia cały czas spada. Rasa biała jest rasą wymierającą. Przeczytajcie o Eksperymencie Calhoun'a i sami dojdźcie do wniosku w jakim stadium znajduje się populacja Europy w tym momencie. Obecne pokolenie są jednymi z ostatnich. Zaleją nas ludzie z Azji i Afryki. I nie powiedział tego żaden Europejczyk, bo poprawność polityczna na to nie pozwala, ale ostrzegają o tym przecież sami mieszkańcy obcych kontynentów. Pierwsza wędrówka ludów już zresztą się zaczęła.
DZISIAJ WIDZIAŁEM TAKICH MATOŁKÓW RODZICÓW KTÓRZY PRZEZ PONAD 10 MIN NIE POTRAFILI USPOKOIĆ SWOJEGO KOCHANEGO 10 LETNIEGO WYJCA NA OSIEDLU!!!
Co za chory kraj ...Wróciła totalnie brudna bos jej matko nie nauczyła myc ! pewno do tej pory uszy myjesz ...jezuuuuu
Gdzie więc ten uczeń i kiedy ma się uczyć odporności na stres i radzenia sobie z kłopotami? (pytanie raczej retoryczne)
Kiedyś jak ktoś się potknął na chodniku to myślał że dupa ze mnie bo nie uważam teraz szuka winnego za to ze kafelek krzywo leży.
Gdyby ktoś chciał jeszcze poczytać o podobnej tematyce to polecam bardzo artykuł:
http://3dno.pl/narcystyczna-hipsteria/
Autorzy alarmują w podobnym tonie
w ośrodkach edukacyjnych i turystycznych
i widzę że wszystko zmierza ku gorszemu, niestety.
W Niemczech rozkwita biznes wypożyczania kur dla dzieci, żeby wiedziały skąd biorą się jajka i kurczaki.Te piszczące polskie dzieciaki na biwakach są tam być może dlatego, żeby oswoić je z naturą. Kilku komentatorów wskazuje jako przyczynę ciamajdowatości sfeminizowanie procesu wychowania. I mają rację! Trudno o przykłady jakiegokolwiek sukcesu w sfeminizowanych dziedzinach, choćby właśnie szkolnictwo, administracja, lecznictwo, ostatnio polityka, sądownictwo itd itp.
Bez wątpienia kobiety są próżne i główna cecha, którą w sobie usilnie wypracowują to umiejętność podobania się, wabienia i oddania się komuś silnemu nie tylko fizycznie, także silnemu finansowo i politycznie. Stąd gwałtowne "uczucia" nastolatek do Kaziów M. i Ryszardów K. A implantowanie takich postaw chłopcom, mężczyznom, to prosta droga do ich pierdołowatości.
Ponieważ gros dzieciarni siedzi w ekranikach, to jest to prosta droga do nich, do ich wychowywania. Ale kto to ma robić, właściciele treści w ekranikach, czyli żyddojczecajtungi?
Pierdoły to dobre określenie. A więc pierdoły zapatrzone w świecące ekraniki , różnorakich urządzeń do robienia wody z mózgu i bombardowania milionami - w 99% nie potrzebnymi "info". Pierdoły nie zwracają uwagi na rzeczy najistotniejsze w życiu, Nie potrafiliby przetrwać (bez pomocy innych) w sytuacjach kryzysowych ( brak prądu, wody, np. w ocieplającym się klimacie). O bardziej skrajnych sytuacjach już nie piszę, bo tak jak wspomina autor, dla niektórych i obóz harcerski jest skrajnym zagrożeniem i to nawet życia..
O czym to świadczy a no o tym, iż te pierdoły (nasze dzieci) zostaną wydane w przyszłości na zatracenie. Tylko nieliczna grupa młodzieży (mająca dziś pojęcie przetrwaniu w sytuacjach kryzysowych- a takie zbliżają się coraz większymi krokami jak nadpopulacja, zmiany klimatu, migracje) będzie świadomie oddziaływać na postęp świata, a reszta "Zombi" będzie nieświadomymi wykonawcami woli tych pierwszych.
Na czym to polega będą wiedzieć Ci, którzy mają w "bunkrach" (piwnicach) pełne zapasy i coś do obrony. Za wiele lat gdy "zwycięży Islam," a wiele na to wskazuje, że tak może się stać np. w Europie i nie tylko, to wiedza jak przetrwać może być bezcenna.
Nie każdy jest tak przewidujący na przyszłość, dlatego chwała autorowi, że zwraca uwagę na to, iż radzenie sobie w sytuacjach krytycznych to nie jest poziom rozumowania przez "nasze dzieci", ich poziom rozumowania także w przyszłości , zatrzymał się niestety na poziomie "zombi" - niby jeszcze człowieka , a już tak naprawdę trupa.
Jeszcze jest czas by to zmienić i nie traktować bezcennych przestróg autora jak "strachy na Lachy".
Brawo dla autora artykułu. Mam nadzieję, że ta chora poprawność polityczna niedługo się zmieni i zaczniemy patrzeć na świat jak dawniej. Że nie jest to przerażający, dziki i niebezpieczny twór, który najlepiej oglądać przez FB lub TV.
Jeśli nasze pokolenie tego nie wyprostuje, to pokolenie naszych dzieci nie znając "normalnego" życia na pewno tego nie zrobi. A w tedy przewiduję, że zawładną nimi ludzie z tzw. trzeciego świata, bo im nie straszna osa, czy mysz.
Kilkuosobowe grupki nikomu to nie przeszkadzało i nigdy nie zdarzył się wypadek.
Dzisiaj wychowujemy ofermy wzorami narzuconymi przez schorowane społeczeństwa zachodniej Europy...
Wtedy sami robiliśmy sobie "szkoły przetrwania" ale nikomu do głowy by nie przyszło tak je nazywać, ponieważ była to dla nas ekscytująca zabawa tolerowana przez rodziców. Rodzice szli do pracy, a my "w miasto" lub za miasto.
Więc jeśli chodzi o klimat, to zmian brak, jest tylko humbug żydoniemiecki, a "Jeżeli tego nie widzisz , to albo masz fajnego "fiołka", albo za bardzo nie widzisz co się w koło Ciebie dzieje".
Fajnego powinno być w cudzysłowie, twój fiołek jest szkodliwy. Aprobuje pierdoły.
"Nie czytuję gazety prawnej, a po zapoznaniu się z treścią tego artykułu wiem, że na pewno nie zacznę"
Jak Pan nie czytuje, to skąd Pan zna artykuł :)
hahaha. Pozdrawiam.
Ogłoszo0no, że lato 2015 było najcieplejsze odkąd prowadzone są pomiary.
Coś się jednak zmienia w klimacie, niezależnie od tego jakie media mamy w Polsce.
Jeżeli tego nie widzisz , to albo masz fajnego "fiołka", albo za bardzo nie widzisz co się w koło Ciebie dzieje.
PS z niemiecką hegemonia prasową w Polsce, masz oczywiście rację.
Nie potrzeba islamu. Rydzyk niedługo każe Polkom nosić chusty na głowie i pokornie się zgodzimy.
tyle mamy z tych męskich wzorców
a fajną masz dupę. zapomniałam, jeszcze to.
Przeczytałam artykuł i stwierdzam, że to samo pytanie zadała nam studentom 20lat temu pani psycholog na egzaminie: bezstresowe wychowanie - dobrze czy źle, uzasadnij swoją odpowiedź. Odpowiedź znajduje się w artykule.
Dzisiaj obserwuję młodzież i małe dzieci, które mimo swojej sprawności fizycznej (bez wad rozwojowych) są niesprawni fizycznie( przy pierwszym niepowodzeniu zaraz sie poddają) oraz brak im umiejętności wykorzystania nabytej wiedzy i wrodzonego talentu . Dlaczego? Chyba pomieszały się priorytety i umiejętność życia.