Wspólne nauczanie języków ukraińskiego i białoruskiego uczniów należących do mniejszości ukraińskiej i białoruskiej i uczniów uchodźców, będących obywatelami Ukrainy i Białorusi przebywającymi w Polsce, nie jest możliwe. Jest niezgodne z prawem - poinformował Artur Górecki z MEiN.

W środę na posiedzeniu sejmowej Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych dyskutowano m.in. na temat możliwości wspólnego nauczania języków ukraińskiego i białoruskiego uczniów należących do mniejszości ukraińskiej i białoruskiej oraz uczniów będących obywatelami Ukrainy i Białorusi przebywającymi na terytorium Polski, wśród których są dzieci uchodźców wojennych i politycznych.

Reprezentujący na posiedzeniu Ministerstwo Edukacji i Nauki dyrektor Departamentu Kształcenia Ogólnego i Podstaw Programowych Artur Górecki przypomniał zasady organizowania nauczania języka ojczystego dla uczniów, którzy należą do mniejszości narodowej.

"Obywatele polscy pochodzenia białoruskiego i ukraińskiego mają status mniejszości narodowej przyznany na podstawie przepisów ustawy z 6 stycznia 2005 r. o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym. Przepisy ustawy o systemie oświaty umożliwiają organizowanie w szkołach publicznych - na wniosek rodzica - organizacje zajęć służących podtrzymaniu tożsamości językowej i kulturowej uczniów należących do mniejszości narodowych i etnicznych oraz społeczności posługujących się językiem regionalnym, przez organizowanie nauki języka mniejszości, nauki historii i własnej kultury oraz geografii państwa, z którego obszarem kulturowym utożsamia się dana mniejszość narodowa" - mówił Górecki.

Dodał, że nauczanie te może być prowadzone w trzech formach: osobnych grupach, w oddziałach lub szkołach; w oddziałach, grupach lub szkołach z dodatkową nauką języka, historii i kultury; w międzyszkolnych zespołach nauczania.

Wniosek składany jest przez rodzica tylko raz na danym etapie nauczania, czyli w przedszkolu, w szkole podstawowej, w szkole ponadpodstawowej i nie musi być co roku ponawiany. Uczeń, którego dotyczy wniosek, ma obowiązek uczestniczenia w zajęciach nauki języka, jak i w zajęciach dotyczących historii i kultury, przy czym ocena z języka wliczana jest do średniej ocen i ma wpływ na jego promocję, natomiast ocena z zajęć z historii i kultury, choć też wliczana do średniej, nie ma wpływu na promocję. Szkoła może też organizować naukę geografii państwa, z którego obszarem kulturowym utożsamia się mniejszość narodowa.

Nauczanie języka mniejszości narodowej może być prowadzone w szkołach w różny sposób. Język ten może być językiem nauczania szkolnego, czyli być językiem wykładowym, wówczas zajęcia prowadzone są w tym języku, za wyjątkiem edukacji polonistycznej na etapie wczesnoszkolnym, a w późniejszych etapach edukacyjnych, z wyjątkiem edukacji polonistycznej oraz treści dotyczących Polski w nauczaniu historii i geografii. Język mniejszości może też być drugim, obok języka polskiego, językiem nauczania. Wówczas zajęcia w dwóch językach są prowadzone z co najmniej czterech obowiązkowych zajęć edukacyjnych, z wyjątkiem języka polskiego, historii Polski i części geografii dotyczącej Polski. Język mniejszości może też być dodatkowym przedmiotem dla ucznia, który pobiera naukę w szkole w języku polskim.

Górecki przypomniał też, że samorządy dostają dodatkowe środki z subwencji oświatowej na nauczanie języków mniejszości narodowych, jeśli mają uczniów należących do mniejszości.

"Jeżeli chodzi o możliwość wspólnego nauczania języka ukraińskiego, języka białoruskiego uczniów należących do mniejszości i uczniów przybyłych z Ukrainy i Białorusi, czyli z punktu widzenia prawa polskiego będących cudzoziemcami, nie jest możliwe takie nauczanie w odniesieniu do nauki języka mniejszości" - poinformował.

"Uczniowie ci mogą być w tych samych oddziałach szkolnych, bo każdy cudzoziemiec, który jest na terenie Polski musi spełniać obowiązek szkolny i obowiązek nauki, zapisywany jest do szkoły i może się zdarzyć, że jest w tym samym oddziale, gdzie jest również uczeń należący do mniejszości, ale zajęcia, które są dedykowane obywatelom polskim, którzy identyfikują się z mniejszością narodową, są dedykowane tylko im. Na tych zajęciach nie może być uczeń, który uczy się tego języka, jako ojczystego, jako cudzoziemiec niebędący obywatelem polskim" - wskazał.

"To wynika z wielu elementów, także programowych, ale przede wszystkim z zupełnie innego zakotwiczenia prawnego" - zaznaczył. Jak mówił "wobec uczniów należący do mniejszości narodowych, poczynając od konstytucji, są daleko idące gwarancje państwa do takiego nauczania". "Natomiast w wypadku cudzoziemców mówimy o możliwości organizowania nauki ich języka przez placówki dyplomatyczne bądź stowarzyszenia czy fundacje, które mogą prowadzić taką naukę - również na terenie szkół i nieodpłatnie korzystać z pomieszczeń tych szkół po podpisaniu porozumienia z dyrektorem" - wyjaśnił.

"Ze względu na konsekwencje prawne i finansowe prawo oświatowe bardzo wyraźnie rozgranicza te dwie kategorie uczniów" - podkreślił Górecki.

Do jego wypowiedzi odnieśli się obecni na posiedzeniu komisji sejmowej przedstawiciele mniejszości, nie tylko białoruskiej i ukraińskiej.

Sekretarz generalny Stowarzyszenia Słowaków w Polsce Ludomir Molitoris pytał: "czy zabranianie chodzenia dziecku ukraińskiemu na nauczanie języka ukraińskiego nie jest w wymiarze społecznym segregacją (...), czy to nie jest szkodliwe społecznie?". "Dziecko przyjeżdża z Ukrainy, jest nauczanie w języku ukraińskim w danej szkole, gdyby ono chodziło na te lekcje, państwo polskie nie poniesie większych kosztów, choć nie dostanie subwencji, to jest tylko kwestia ewidencji" - ocenił.

"Jestem z Wrocławia, gdzie migracja białoruska i ukraińska, zarówno zarobkowa, jak i wojenna, jest bardzo dużo. Wiem też, że Białorusini, którzy przyjeżdżają do Wrocławia, a są to przede wszystkim uchodźcy polityczni, zaczynają się w Polsce uczyć białoruskiego. Zaczynam się zastanawiać, w jaki sposób Ambasada Białoruska ma zabezpieczyć finansowanie nauczania białoruskiego dzieciom uchodźców politycznych. Rozumiem, że to nie jest obowiązek państwa polskiego, ale czy na prawdę musimy, jako Polska, jako obywatele polscy wspierając uchodźców białoruskich, musimy to przerzucać tylko i wyłącznie na ich organizacje. Oni dopiero zaczynają się organizować" - wskazała przewodnicząca Związku Karaimów Polskich Mariola Abkowicz. Przypomniała, że zgodnie z polskim prawem "po 10 latach uchodźca lub migrant staje się polskim obywatelem, czyli staną się przedstawicielem mniejszości, niezależnie gdzie się urodzili".

Prezes Towarzystwa Ukraińskiego Grzegorz Kuprianowicz zauważył, że problem wspólnego nauczania nie jest problemem nowym, ale teraz nabrzmiał ze względu na skalę problemu.

"Jeszcze kilka lat temu nikt nie zwracał uwagi, że są uczniowie, którzy nie mają obywatelstwa polskiego i oni brali udział w zajęciach nauczania języka mniejszości. Pamiętam rozmowę z urzędnikami Ministerstwa Edukacji Narodowej sprzed lat kilkunastu, gdy przedstawiciele mniejszości pytali, co robić w sytuacji, gdy pojawiają się dzieci z Ukrainy z ukraińskim obywatelstwem i chcą chodzi na lekcje ukraińskiego w szkole, gdzie są lekcje ukraińskiego. Padały różne odpowiedzi - mówiono: tak, tak mogą chodzić, w innych miejscach mówiono: nie, nie mogą chodzić, bo to nie jest uregulowane. Problem polega na tym, że nikt się nad tym wcześniej nie pochylił, by te kwestię jasno uregulować i jednocześnie znaleźć wyjście z problemu. Dopiero kilka lat temu pojawił się problem, gdy w wyniku kontroli Najwyższej Izby Kontroli bardzo jednoznacznie i bardzo ostro stwierdzono, że nie ma możliwości, by uczniowie niemający polskiego obywatelstwa mogli chodzić na lekcje języków mniejszościowych" - mówił Kuprianowicz.

"Co robić, gdy są dzieci, które chcą się uczyć własnego języka ojczystego, nie mają polskiego obywatelstwa, a obok jest lekcja języka, na którą nie mogą chodzić. Proszę mi wierzyć, to rodzi u dzieci i rodziców poczucie odrzucenia (...). Stąd też postulaty, by znaleźć wyjście z tej sytuacji" - wyjaśnił.

Według niego, trzeba zwrócić uwagę na specyfikę sytuacji, gdy mówimy o uchodźcach. Wskazał, że inna jest sytuacja, gdy ktoś przyjechał jako migrant, a inna, gdy jako uchodźca. "W tej chwili na terenie Polski znalazła się rzesza ludzi, którzy znaleźli się tu wbrew własnej woli, nie dlatego, że podjęli taką decyzje, że tego chcieli, ale dlatego, że okoliczności zewnętrzne: wojna, czy w przypadku Białorusi represje polityczne wobec przeciwników Łukaszenki, zmusiły ich do tego, by wyemigrować" - zaznaczył Kuprianowicz.

"Pojawia się pytania - i mówię to nie jako przedstawiciel mniejszości, tylko jako obywatel Rzeczpospolitej - czy nie warto pomyśleć o tym, by pomóc tym ludziom, którzy znaleźli się tutaj w Polsce, gdzie znaleźli pomoc, spokój, dach nad głową, opiekę, co jest czymś wielkim, pięknym przejawem ludzkiej solidarności, co jest przejawem polskiej Solidarności z wielkiej litery, aby stworzyć dla tych ludzi, którzy się tutaj znaleźli, możliwości zachowania własnej tożsamości, aby te dzieci mogły się uczyć własnego języka. Jeżeli tak się nie stanie, to te dzieci, gdy się wojna skończy, będą wracać do swojego kraju nie znając własnego języka" - wskazał.

"Zwróćmy też uwagę na to, jaki jest cel wojny, która się toczy. Przecież celem tej wojny jest nie tylko odbudowa imperium, nie tylko zmiana granic. Celem tej wojny jest zanegowanie istnienia państwa i narodu ukraińskiego, zniszczenie tożsamości ukraińskiej. To jest celem Putina. Czy w tej sytuacji nie warto pomyśleć o wsparciu tych ludzi, którzy znaleźli się w Polsce, tych dzieci i młodzieży w zachowaniu własnej tożsamości, własnego języka, bo to jest wojna o to" - zaapelował prezes Towarzystwa Ukraińskiego.

"To nie jest sprawa dobrej, lub złej woli ministerstwa, takiej, czy innej interpretacji, tylko całej budowy systemu edukacyjnego, dla której są to dwie różne kategorie uczniów. To pociąga za sobą zupełnie inne zobowiązania wobec dyrektora szkoły. Z punktu widzenia odpowiedzialności nauczyciela nie może być na jego zajęciach ucznia, który jest na nich tylko dlatego, że jest na nich miejsce. Nauczyciel musi mieć dedykowany temu uczniowi określony program nauczania, zatwierdzony na poziomie szkoły, realizować go na poziomie określonej siatki godzin, musi to być finansowane z jednego źródła. To nie są sprawy z punktu widzenia prawa oświatowego tak oczywiste, choć ja rozumiem, że +z lotu ptaka+ może się to wydawać proste" - odpowiedział im Górecki. (PAP)

Autorka: Danuta Starzyńska-Rosiecka

dsr/ mir/