Wykorzystywanie osiągnięć nauki jest podstawą kształtującego się obecnie nowego modelu społecznego zwanego społeczeństwem wiedzy.
Termin ten, spopularyzowany w ostatnich latach, został w rzeczywistości po raz pierwszy użyty już w 1947 r. przez Norberta Wienera w książce dotyczącej relacji między cybernetyką i społeczeństwem. Wtedy jeszcze jako zupełnie hipotetyczna konstrukcja myślowa. Dzisiaj określamy nim pewien pożądany model społeczny, w którym kluczową rolę odgrywają edukacja (na wszystkich poziomach), badania naukowe jako przejaw ludzkiej potrzeby poznawania świata i centralne źródło innowacji, skuteczna ochrona praw własności intelektualnej, regulacje rynkowe sprzyjające nowatorskim działaniom, powszechna kultura wspierania ludzkiej kreatywności i przedsiębiorczości. Cechy charakterystyczne społeczeństwa wiedzy to zwiększający się udział w strukturze zawodowej wysoko wykwalifikowanych specjalistów, rosnąca rola procesów wytwarzania i wykorzystywania wiedzy prowadząca do wzrostu gospodarczego znaczenia nowych usług i innowacyjnej produkcji oraz racjonalizacja systemu podejmowania decyzji na wszystkich szczeblach zarządzania. Zmiany społeczne tego typu uznawane są powszechnie za bardzo atrakcyjny scenariusz rozwojowy, zbliżający nas do wymarzonego, symbolicznie rozumianego modelu społeczeństwa mądrości.
W tym kontekście trudno przeceniać znaczenie społecznego kontekstu szeroko rozumianych badań naukowych, czyli – jak mówimy – ich rozliczalności. Terminem tym określamy dbałość o uprawianie nauki w sposób maksymalizujący społeczną wartość osiąganych rezultatów, prowadzonych z zachowaniem ścisłych zasad badawczej etyki. Ten trudny aspekt myślenia o nauce jest rzadko przedmiotem szerszej refleksji, ze szkodą dla wszystkich – i tych prowadzących badania, i tych mających z nich korzystać. Wielkim wyzwaniem jest dzisiaj taka organizacja systemu nauki, która z jednej strony nie utrudnia finansowania obiecujących, ale jednocześnie ryzykownych projektów, z drugiej zaś – zapewnia maksymalne wykorzystanie osiąganych rezultatów. Wniosek nasuwa się sam: odpowiedzialność instytucji finansujących badania nie może tylko polegać na formalnie poprawnej ocenie oryginalności przedstawianych propozycji badawczych, lecz musi brać także pod uwagę rzetelnie przeanalizowane dalekosiężne efekty finansowanych prac, racjonalnie dopuszczając ryzyko niepowodzenia. Mówiąc o efektach, mamy na myśli oczywiście nie tylko bezpośrednie korzyści społeczno-gospodarcze, ale także np. wpływ prowadzonych badań na rozwój samej nauki.
To niełatwe zadanie. Wysoce konkurencyjny charakter dzisiejszej nauki wpływa na to, iż naukowcy nie są już postrzegani wyłącznie jako strażnicy prawdy obiektywnej, ale również jako obrońcy własnych interesów na finansowym rynku naukowym. Do odbudowy zaufania niezbędny jest stały dialog uczonych ze społeczeństwem. Każdy badacz powinien mieć w związku z tym poczucie obowiązku wyjaśniania opinii publicznej zasadności wydawanych przez siebie publicznych pieniędzy. Konsekwencją tego obowiązku jest utrata przez uczonych pewnej części niezależności – oddawanej pod kontrolę społeczeństwa. Aby społeczeństwo mogło taką kontrolę skutecznie sprawować, musi być świadome istoty prowadzonych badań. A to jest realne tylko przy odpowiednio prowadzonej popularyzacji nauki.
W kulturze Zachodu poszukiwanie i upowszechnianie wiedzy cieszy się wysokim szacunkiem, a społeczeństwo wierzy w znaczne korzyści czerpane z twórczego wkładu naukowców. Wspieranie różnych form badań, łącznie z tymi, które jawią się jako zupełnie hermetyczne dla niewtajemniczonych obserwatorów, jest traktowane w naszej kulturze jako ważny element działań na rzecz dobra publicznego. Tego zaufania społeczeństwo w warunkach kontestującej demokracji skłonne jest jednak udzielać tylko w określonym zakresie – tak długo, jak czuje, iż może w pełni zaufać naukowcom i instytucjom, które ich zatrudniają. Zdobyć takie zaufanie można tylko poprzez stały publiczny dyskurs przekonujący, iż działalność naukowa leży w głęboko rozumianym interesie publicznym. To nie jest proste. Powszechnym błędem w komunikacji popełnianym przez wielu naukowców jest na przykład mówienie o swoich badaniach w sposób ukierunkowany na dbałość o własną karierę i reputację swoich instytucji, a nie na wyjaśnienie badanych zjawisk. Skłania to do komunikowania tylko swoich ubranych w spektakularne słowa sukcesów, z pominięciem niewygodnych, choć też znanych faktów. W obszarach badawczych takich jak zdrowie czy innowacyjna inżynieria jest to szczególnie groźne, bowiem niebezpieczeństwa skutków ubocznych różnych procedur i technologii są często kluczowe dla ogólnej oceny odkrycia lub innowacji.
Czy potrafimy dzisiaj zbudować system prowadzenia badań czytelnie wyjaśniający cele, potrzeby, normy i metodologiczny format? Pytania się mnożą: jak dbać o najwyższe standardy uczciwości intelektualnej uczonych, jak zapobiegać niekorzystnym konsekwencjom niektórych badań, jak prezentować w obiektywny sposób stale dzisiaj obecne kontrowersyjne problemy etyczne, jak radzić sobie z ochroną praw własności intelektualnej w sposób nieograniczający wykorzystywania badań na rzecz dobra wspólnego, jak walczyć z monopolizowaniem pewnych kanałów informacji przez prywatne firmy, jak uwzględniać ryzyko drzemiące w praktycznie każdej przełomowej innowacji, jak przeciwdziałać negatywnym skutkom hiperspecjalizacji uczonych utrudniającej uwzględnianie w popularyzacji szerokiego kontekstu społecznego?
Jedno wiemy dzisiaj na pewno – weszliśmy w erę niezwykle skomplikowanej natury prowadzonych badań. Kwestia odpowiedzialności i zaufania do uczonych i instytucji badawczych staje się jednym z centralnych wyzwań cywilizacyjnych. Istniejące dzisiaj i przyszłe rezultaty badań są potencjałem do wprowadzania olbrzymich zmian w funkcjonowaniu społeczeństw. Można ten potencjał wykorzystywać na bardzo różne sposoby. Wyzwaniu temu podołać można tylko poprzez świadome uczestnictwo w procesie decydowania o kierunkach rozwoju znaczącej, odpowiednio poinformowanej części społeczeństwa.