Pensja zasadnicza nauczyciela powinna wynosić ok. 8 tys. zł brutto na początku kariery i rosnąć z każdym rokiem pracy. Tyle otrzymuje pracownik niewielkiej korporacji - mówi Beata Aranowska, dyrektor Zespołu Szkół nr 127 w Warszawie.

Czy wejście w życie ustawy Lex Czarnek 2.0 bardzo utrudni funkcjonowanie pani placówki?

Tak, bardzo. Większość dyrektorów będzie rezygnowała z tego, aby zapraszać do szkół organizacje pozarządowe ze względu na to, że będzie to długo trwało i będzie opatrzone klauzulą dodatkowego stresu. U nas w szkole realizujemy program Równi(k), który ma na celu kształcenie postawy szacunku do drugiego człowieka, niezależnie od tego, kim jest, w jakim miejscu pojawił się na świecie i jaką religię wyznaje. Będziemy organizować tydzień praw człowieka i z tego powodu mamy wiele spotkań z osobami z zewnątrz, m.in. zapraszamy sportowców paraolimpijskich z Polski i Ukrainy.

A pogadanka z prawnikiem o konstytucji też będzie?

W tym roku nie. W styczniu mamy jednak zaproszenie do Rzecznika Praw Obywatelskich.

Czy wyjście uczniów do organizacji pozarządowych też będzie musiała pani uzgadniać z kuratorem?

To jest bardzo zagadkowe. Wydaje mi się, że jednak tak. Początkowo mieliśmy nadzieje, że ten mechanizm pozwoli nam ominąć restrykcyjne przepisy dotyczące uzyskiwania zgody kuratora na takie spotkania. Niestety po głębszej analizie doszliśmy do wniosku, że także o to musimy pytać.

Beata Aranowska, dyrektor Zespołu Szkół nr 127 w Warszawie / Dziennik Gazeta Prawna

Może to mało pocieszające, ale w Warszawie nie macie na stanowisku kuratora Barbary Nowak…

Na całe szczęście nie. Jednak przy realizacji obecnego planu współpracy z organizacjami pozarządowymi po wejściu wspomnianych przepisów moglibyśmy mieć problemy z uzyskaniem zgodny na wszystkie przedsięwzięcia w kuratorium.

Pani szkoła już na wejściu wita dużym napisem uczniów z Ukrainy. Czy dużo jest ich w szkole?

Mamy 10 osób z Ukrainy w liceum i około 20 osób w szkole podstawowej, ale to się oczywiście zmienia w trakcie roku szkolnego.

Czy spodziewa się pani kolejnej fali uchodźców?

Tak, to chyba jest nieuniknione.

Szkoła z uczniami z Ukrainy traci na jakości kształcenia?

Nie. Często jest wręcz przeciwnie. Mamy dwóch licealistów z Ukrainy, którzy lepiej piszą wypracowania z języka polskiego niż ich rówieśnicy. Różnorodność wprowadza dużo pozytywów w nasze życie. Oprócz uczniów ukraińskich mamy również uczniów z innych krajów. Pojawienie się w szkole osób z innych kręgów kulturowych zawsze jest korzyścią dla całej szkolnej społeczności. Oczywiście równocześnie nie jest łatwo edukować dzieci, które realizowały wcześniej inną podstawę programową, a dodatkowo nie znają dobrze języka polskiego.

Dokładnie przed rokiem Ministerstwo Edukacji i Nauki, w ramach walki z biurokracją stworzyło listę czynności, których nauczyciele nie będą musieli już wykonywać. Czy zapoznała się pani z tym dokumentem?

Szczerze mówiąc nie. Prowadzę jednak dokumentacje zgodnie z przepisami. Ograniczając się jednak wyłącznie do nich, w tym rozporządzeń możemy spokojnie stwierdzić, że w placówkach oświatowych mamy wciąż do czynienia z wielką biurokracją.

Jeśli mamy do czynienia z oceną pracy dyrektora przez organ nadzoru pedagogicznego, to pojęcie biurokracji wchodzi na wyższy poziom…

Taka ocena mojej pracy byłaby potrzebna w przyszłym roku, jeśli po kończącej się pięcioletniej kadencji chciałabym ubiegać się o kolejną. Na 90 proc. nie mam takich planów, wiec tu z mojej strony nie będzie generowana biurokracja.

Trochę nie rozumiem takiej decyzji. Z jeden strony tryska pani energią, a z drugiej taka rezygnacja. Dlaczego po pierwszej kadencji można mieć dość bycia dyrektorem?

Kocham swoją pracę, a jednocześnie to jest moje przekleństwo, bo ze względu na tę miłość trudno jest mi zmienić pracę na inną. Osobie, która chce dobrze dla edukacji, trudno jest się poruszać w tym świecie urzędniczo – organizacyjnym. Najsmutniejsze jest to, że politycy zapominają o uczniu, który jest najważniejszy w szkole. O komforcie pracy nauczycieli nawet nie wspomnę…

Minister Czarnek mówi, że zlikwidował biurokrację, a pani, że wciąż jest.

Niestety biurokracja wciąż jest. Wiele mówi się u nas o szkole fińskiej. Ten model jest bardzo bliski mojemu myśleniu. Oni tam jednak przeprowadzają reformę oświaty, od prawie pół wieku, a u nas ciągle się zmieniają koncepcje. W Polsce jeśli na przykład mamy dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi musimy przede wszystkim wypełnić masę dokumentów, a ten czas można byłoby spożytkować na pracę z tymi dzieciakami. Trzeba więc stworzyć kilka opasłych dokumentów do jednego dziecka. Dodatkowo musimy trzymać się restrykcyjnych terminów.

Od września 2022 r. wprowadzono nowy system awansu zawodowego. Pojawił się tzw. nauczyciel początkujący. Jak pani odnalazła się w tej nowej rzeczywistości?

Zatrudniłam jedną osobę na stanowisku nauczyciela początkującego. Na początku roku szkolnego mieliśmy straszne zamieszanie, bo nikt nie wiedział, czy określony nauczyciel kontynuuje karierę według nowej, czy starej ścieżki awansu. W tym czasie było bardzo dużo interpretacji zanim wyjaśniliśmy wiele kwestii. Problem u nas jest taki, że my zbyt szybko wprowadzamy wiele rozwiązań prawnych w edukacji bez odpowiedniego czasu na ich wdrożenie i przeanalizowanie. W tym roku dotyczy to również matury w nowej formule. Stres uczniów, rodziców i nauczycieli jest bardzo duży. Nie do końca wiadomo czego można się spodziewać.

Czy trudno znaleźć nauczyciela do pracy?

Jeśli mówimy o Warszawie, to bardzo trudno. Obecnie poszukujemy m.in. nauczyciela współorganizującego kształcenie specjalne, czyli tzw. wspomagającego. Mamy wakat na cały etat i czekamy już dwa miesiące. Otrzymałam trzy CV, ale na umówione spotkanie nie przyszedł żaden z kandydatów. Obecnie nie mamy już kolejnych podań. Z uwagi na kwalifikacje będę musiała osobiście zająć stanowisko nauczyciela wspomagającego, aby pomóc tym uczniom. Nie wspomnę już o nauczycielach matematyki, fizyki czy informatyki.

Nie zazdroszczę takiej sytuacji nauczycielom uczącym w tej klasie, w której są uczniowie z orzeczeniami…

Rzeczywiście nauczyciele mogą się stresować, że będę z nimi na lekcjach. Najczęściej dyrektor pojawia się raz na semestr na godzinną zapowiedzianą obserwację u poszczególnych nauczycieli. Ale też nauczyciele rozumieją, że nie ma innego wyjścia. Dobro ucznia jest priorytetem i dla mnie i dla nauczycieli.

Często nauczyciel prowadzący lekcje wysyła jasny sygnał do tego wspomagającego, aby mu nie wtrącał do pracy. Trochę będzie to absurdalna sytuacja, że będzie pani występować w dwóch rolach: przełożonego i można śmiało uznać podwładnego nauczyciela prowadzącego lekcję…

Z tym jest różnie i zależy od człowieka, ale rzeczywiście mogą być takie sytuacje, w których nauczyciel prowadzący lekcje nie będzie sobie życzył zbytniej ingerencji podczas zajęć przez nauczyciela wspomagającego. W naszej szkole jednak nauczyciele stawiają na współpracę i ich działania są skierowane na jak najlepsze wsparcie dla uczniów.

Po wakacjach w samorządowych placówkach oświatowych wprowadzono tzw. standardy określające liczbę nauczycieli specjalistów, w tym logopedów, pedagogów i psychologów przypadających na określoną liczbę uczniów. Czy udało się pani wypełnić te nowe limity?

Nadal szukamy psychologa. Mamy pedagoga i pedagoga specjalnego.

Czy dostrzega pani różnice miedzy pedagogiem i nowym stanowiskiem pedagoga specjalnego?

Szczerze mówiąc nie. Analizując zakres obowiązków z rozporządzenia, dotyczących pedagoga i pedagoga specjalnego, można stwierdzić, że ich kompetencje są niemal tożsame.

Psycholog w publicznym szpitalu na dzień dobry może liczyć na ok. 6 tys. zł brutto, a u pani na stanowisku nauczyciela początkującego niewiele powyżej płacy minimalnej. Wybór chyba w takiej sytuacji jest prosty…

Zgadza się. Niskie uposażenie nie przyciągnie psychologów do pracy w szkołach. Młodych nauczycieli nie stać na życie w Warszawie. Tym bardziej, że za chwilę ich pensje będą na tym samym poziomie, jak pracowników obsługi.

Ile powinien zarabiać nauczyciel na początku kariery w Warszawie, aby pani mogła przebierać w ofertach spływających do szkoły?

Pensja zasadnicza powinna wynosić ok. 8 tys. zł brutto na początku kariery i z każdym rokiem pracy powinna rosnąć. Tyle otrzymuje pracownik niewielkiej korporacji. Przy tej okazji mam dla pana swój pasek wynagrodzenia na stanowisku dyrektora. Wszyscy mówią, jak to dobrze zarabiają nauczyciele, a dyrektorzy jeszcze lepiej. Dlatego, gdy mówię ludziom ile zarabiam – a mój zakres obowiązków jest bardzo szeroki, począwszy od zapewnienia papieru toaletowego, a kończąc na strukturze budynku – to nie chcą wierzyć. Co więcej, jednoosobowo odpowiadam za bezpieczeństwo uczniów w szkole oraz finanse publiczne.

Czyli ile pani zarabia jako dyrektor?

Około 6 tys. zł na rękę. Zresztą moje oświadczenie majątkowe jest jawne, można to sprawdzić.

Bywają szkoły, że nauczyciele zarabiają więcej od dyrektora. Czy u pani też tak jest?

Tak, bo ja nie mam godzin ponadwymiarowych. Mam kilu nauczycieli, którzy zarabiają więcej – jeśli mają nadgodziny, zastępstwa, dodatek za wychowawstwo i wysoki dodatek motywacyjny, to tak się zdarza.

W Warszawie dodatek motywacyjny może wynieść maksymalnie 1,2 tys. zł, a w mniejszych miejscowościach, jeśli sięga on 400 zł, to już jest sukces. Często jednak ten składnik wynagrodzenia jest kością niezgody, bo zarzuca się często dyrektorom, że najwyższe kwoty z tego tytułu są przyznawane uznaniowo. Czy u pani jest podobnie?

Przy podziale pieniędzy na dodatek motywacyjny patrzę na to, co ludzie robią i jak robią. W moim odczuciu nagradzam nauczycieli w sposób sprawiedliwy. W efekcie są u mnie osoby, które mają dodatek maksymalny i są też takie, które mają go na poziomie minimalnym, czyli 200 zł. Z doświadczenia wiem, że nauczyciele, którzy najmniej się angażują w swoją pracę, wysuwają największe roszczenia płacowe. Mam grupę nauczycieli wybitnych, około 20 osób na 63, którzy mogą zrealizować każdy projekt i chcą pracować ponad przeciętną. Te osoby są blisko ucznia i wychodzą często z własnymi inicjatywami. Podziwiam tych ludzi i ich pasję. Dzięki nim daje się wynagrodzić uczniom rzeczywistość szkolną tworzoną przez polityków. Jednocześnie mogę stwierdzić, że obecnie nie ma w mojej placówce nauczycieli, którzy byliby niezaangażowani w swoją pracę.

Czy te zaangażowane osoby to młodzi ludzie?

Różnie, są nauczyciele doświadczeni i wciąż bardzo zaangażowani, a są też wypaleni zawodowo. Podobnie jest z młodymi. U niektórych widać pasję i talent pedagogiczny, a niektórzy pracują, bo muszą. Jak w każdym innym zawodzie.

Zdarzyło się w pani karierze zawodowej kogoś zwolnić?

Nie, ale zdarzyło się nie przedłużyć umowy okresowej, bo nauczyciel nie sprawdzał się w swoim zawodzie. Czasami jednak jest tak, że jeśli ktoś przychodzi na zastępstwo, bo zastępowany nauczyciel jest na urlopie rodzicielskim, a w trakcie okazuje się, że jest świetny, to staram się go zatrzymać na dodatkowym etacie.

Aby dostać się na pedagogikę nie trzeba mieć tak dużo punktów, jak w przypadku prawa, czy medycyny. Czy nie mamy do czynienia z taką sytuacją, że ten kierunek wybierają osoby, które nie mają pomysłu na życie?

Najczęściej absolwenci pedagogiki nie trafiają do zawodu nauczyciela. Z kolei osobom, które przychodzą do pracy w szkole, brakuje z pewnością praktyk. Oczywiście teraz przez cztery lata mają przydzielonego doświadczonego nauczyciela, który jest według nowych przepisów mentorem.

Jak dodatek u pani otrzymuje mentor?

Całe 100 zł. Oczywiście taka kwota demotywuje do pomagania w pracy komukolwiek. Rzadko jednak zdarza mi się trafić na nauczyciela na tyle niekompetentnego, który nie nadaje się do pracy z uczniami.

Spotykam się w tym środowisku też z takim twierdzeniem, że nauczyciel, który nie radzi sobie z dyscypliną na lekcji powinien zmienić zawód. Czy zgadza się pani z tą tezą?

To zależy. W jednej klasie może się okazać, że dany nauczyciel świetnie sobie z tą grupą radzi, a inny kompletnie nie daje rady. Czasami jednak potrzebne jest wsparcie i wyposażenie nauczyciela w warsztat, dzięki czemu nauczy się pracy z klasą. Co jak można się domyślać nie jest proste.

Kto u pani w liceum uczy historii i teraźniejszości?

Nauczyciel historii.

Czy do tego przedmiotu korzystacie z podręcznika prof. Wojciech Roszkowskiego?

Nie. Nauczyciel sam opracowuje materiały na zajęcia.

Co pani chciałaby zmienić w edukacji?

Z całą pewnością odchudzić podstawy programowe i na poważnie zabrać się za odbiurokratyzowanie szkół. Dzieci przez nadmiar materiału są sfrustrowane i mają mało czasu na zajęcia pozalekcyjne i realizacje swoich pasji. Nauczyciel musi ten materiał realizować, bo rodzice będą go rozliczać z tego, jak ich dzieci przygotował do egzaminu ósmoklasisty, czy matury. Chciałabym każdego dnia bawić się z dziećmi. Niestety oni muszą się nauczyć rozwiązywać testy, bo tego od nich wymagają przepisy.

A w kwestii zarządzania placówkami oświatowymi?

Z pewnością trzeba dać więcej swobody dyrektorom szkół. Jestem ekspertem jeśli chodzi o moją placówkę, bo ją znam od 20 lat. Miałam w tym czasie mnóstwo zadań do zrealizowania i reform, które musieliśmy wdrożyć. Dyrektorzy powinni mieć więcej swobody w zakresie funkcjonowania swojej placówki. Reformy również nie powinny być ciągle wprowadzane, ale doskonalony jeden kierunek zmian. Do tego potrzebne jest porozumienie między podziałami.

Czy zwiększyłaby pani pensum nauczycielom?

Mamy przykład naszych sąsiadów Niemców, u których pensum jest wyższe od naszego. Tam jednak nauczyciel znacznie lepiej zarabia niż u nas. Obawiam się jednak, że u nas wraz ze wzrostem liczby zajęć w tygodniu pensje wzrosłyby zaledwie o kilkadziesiąt złotych, a przecież nie o to chodzi.

Rzadko mamy do czynienia z liceum i podstawówką w jednym budynku, które powstały wskutek wygaszenia gimnazjum. Z czym było najwięcej trudności przy takiej zmianie? Młodzież nie wpada na te maluchy z młodszych klas podstawówki?

Baliśmy się, że to się nie uda z uwagi na różnorodność zadań. Obecnie liceum i podstawówka świetnie funkcjonują w jednym budynku. Uczniowie z tych placówek robią wspólne projekty.

Małe dzieci mamy na parterze, a starsze na wyższych kondygnacjach. Relacje są naprawdę przyjazne.

Dodatkowo jesteśmy w budynku szkoły, która chyba jako nieliczna w Polsce posiada dwóch patronów.

Podstawówka odziedziczyła patrona Stefana Starzyńskiego po wygaszanym gimnazjum. Z kolei liceum jest nowe i w tym roku otrzymało patrona prof. Władysława Bartoszewskiego. Potrzebowaliśmy patrona, który będzie wyróżniał nasze liceum. Jesteśmy jednym tworem, ale z dwoma typami placówek.

Jak pani się więc podpisuje na dokumentach?

Jako dyrektor zespołu szkół nr 127 w Warszawie.

Nazwa to kwestia wtórna, a jak z wynikami?

Jeśli chodzi o podstawówkę, to mamy najlepsze wyniki w Polsce z egzaminów zewnętrznych. Jeśli chodzi o liceum, to z roku na rok wyniki matur również są coraz lepsze.

W niektórych szkołach mamy tęczowe piątki, a u pani są muzyczne, w których osobiście bierze pani udział. Jak na to zapatrują się pani pracownicy, uczniowie, rodzice?

Bardzo pozytywnie. Dzieci uwielbiają to, że wspólnie z koleżanką przebieramy się w różne stroje i tańczymy w piątek przed lekcjami z uczniami. Z początku uczniowie liceum nagrywali nas z ukrycia, ale ja sama im powiedziałam, że mogą to robić bez skrępowania. W ten oto sposób trafiamy na Tik Toka i inne portale społecznościowe. Część nauczycieli i rodziców przyłącza się do zabawy. Idea jest prosta: dać dzieciom trochę radości i luzu, bo rzeczywistość ucznia nie zawsze jest kolorowa.

Chce pani doprowadzić do tego, aby liceum Bartoszewskiego było w pierwszej dziesiątce najlepszych placówek tego typu?

Nie. Osobiście nie znoszę rankingów.

Dostrzegam tu jednak pewną niekonsekwencje, bo wspomniała pani, że zarządzana przez panią podstawówka jest najlepszą w Polsce pod względem wyników z egzaminów zewnętrznych ósmoklasistów.

Może trochę to pachnie hipokryzją, ale sami rodzice mnie o to pytają. Jeśli się już pojawiają rankingi, to trudno się nimi nie posługiwać. Dopóki ich nie zniesiemy nie unikniemy porównywania.