Resort edukacji nie wywalczył 9-proc. podwyżek, które obiecał związkowcom. W projekcie ustawy budżetowej na 2023 r. nauczyciele mają zapewniony wzrost płac na poziomie 7,8 proc.

Kwota bazowa dla podwyżek inna niż obiecana

Przemysław Czarnek, minister edukacji i nauki, zapewniał związki zawodowe, że kwota bazowa, od której wielokrotności są naliczane pensje nauczycieli, przekroczy 4 tys. zł. Jednak w projekcie ustawy budżetowej, który trafił do Rady Dialogu Społecznego, zaproponowano kwotę uwzględniającą jedynie tegoroczne podwyżki od maja na poziomie 4,4 proc. Dla uczących w samorządowych szkołach i przedszkolach było to duże rozczarowanie, tym bardziej że wiceminister Dariusz Piontkowski zapowiadał wcześniej, że nauczyciele w 2023 r. będą mogli liczyć na co najmniej 9 proc.
Po ujawnieniu przez DGP tych rozbieżności Przemysław Czarnek tłumaczył, że prace nad projektem ustawy budżetowej nadal trwają i kwota bazowa zostanie skorygowana. Jednak w wersji, którą rząd skierował do Sejmu, nadal jest ona niższa, niż obiecywał resort edukacji (mowa była o 4025,87 zł). Jej wysokość ma wzrosnąć z 3537,80 zł do 3981,55 zł, czyli o niespełna 444 zł. To i tak więcej niż w pierwotnym projekcie, bo tam przewidziano wzrost jedynie o 155 zł. Stanęło jednak na tym, że cała budżetówka, łącznie z nauczycielami, może liczyć tylko na 7,8 proc. Tymczasem związkowcy uważają, że pensje powinny wzrosnąć o 20 proc.
- Kwota bazowa dla nauczycieli, ustalona w projekcie ustawy budżetowej na 3981,55 zł, w stosunku do tegorocznej ma wzrosnąć o 12,5 proc. Takie porównanie jest jednak mylące, bowiem wynagrodzenia nauczycieli wzrosły od maja tego roku o 4,4 proc, ale nie odbyło się to przez nowelizację budżetu, tylko przez czasowe zwiększenie mnożników do kwoty bazowej przewidzianych w Karcie nauczyciela. Ostatecznie więc można powiedzieć, że projektowane podwyżki wynagrodzeń nauczycieli wyniosą 7,8 proc. O tyle bowiem rośnie kwota bazowa w stosunku do tegorocznej, podniesionej o 4,4 proc. - wyjaśnia Grzegorz Pochopień z Centrum Doradztwa i Szkoleń OMNIA. Jak wylicza, dla nauczycieli dyplomowanych oznacza to poziom minimalnego średniego wynagrodzenia w wysokości 7326,05 zł brutto, dla mianowanych - 5733,43 zł, a dla początkujących - 4777,86 zł. - Powyższe kwoty nie są gwarancją takiego wynagrodzenia dla każdego pracownika. Stanowią jedynie minimalny średni poziom, który samorządy muszą zapewnić nauczycielom na danym stopniu awansu zawodowego - wyjaśnia ekspert.

Zbyt niskie podwyżki dla nauczycieli

Związkowcy nie kryją rozczarowania zaproponowaną kwotą. - Ta sytuacja świadczy tylko o tym, że ministra Czarnka nikt nie traktuje poważnie. Nie ma sensu wierzyć w jego zapewnienia, bo rzeczywistość okazuje się całkiem inna. My w dalszym ciągu podtrzymujemy swoje postulaty podwyżek na poziomie 20 proc. i to z wyrównaniem od września. To nie są wygórowane żądania, skoro poziom inflacji jest już na poziomie przekraczającym 17 proc. - mówi Sławomir Wittkowicz, przewodniczący WZZ „Forum-Oświata”.
- Sygnalizowaliśmy problem podwyżek na ostatnim spotkaniu z Elżbietą Witek, marszałek Sejmu. Otrzymaliśmy informację, że nie zna tematu i musi się zapoznać z tą sprawą - relacjonuje Krzysztof Baszczyński, wiceprezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Oświatowe związki nie zamierzają rezygnować z akcji protestacyjnej. Nie bez powodu ZNP i FZZ zawiązały międzyorganizacyjny komitet protestacyjny. W ramach akcji protestacyjnej nauczyciele mają nie pracować na prywatnym sprzęcie, by zwrócić uwagę na brak odpowiedniego wyposażenia. W kolejnym etapie niewykluczone są masowe zwolnienia lekarskie. Docelowo związkowcy rozważają nawet strajk generalny.

Subwencja oświatowa niższa realnie

Z projektu ustawy budżetowej na 2023 r., który był omawiany przez RDS, wynikało, że część oświatowa subwencji ogólnej dla jednostek samorządu terytorialnego na 2023 r. została zaplanowana w wysokości 60,6 mld zł i jest o 13,7 proc. wyższa od kwoty na bieżący rok, czyli 53,3 mld zł. Z takim jednak zastrzeżeniem, że planowana na ten rok część subwencji uległa zwiększeniu o 2,6 mld zł - do 55,9 mld zł. W tej kwocie są uwzględnione pieniądze na wsparcie szkół w zakresie zorganizowania dodatkowych zajęć specjalistycznych.
Tu też pojawiają się rozbieżności, bo resort edukacji przekonuje, że w ostatecznej wersji projektu subwencja wyniesie 64,4 mld zł. A to o 11,1 mld zł więcej w stosunku do ustawy budżetowej na 2022 r. Według wyliczeń ministerstwa taka zmiana oznacza, że środki na edukację wzrosną rekordowo - o prawie 20 proc.
- Nominalnie wydatki na oświatę rosną, ale realnie w stosunku do PKB maleją. Subwencja oświatowa w 2004 r. stanowiła 2,72 proc. PKB, w 2012 r. było to 2,42 proc., a za rok 2021 r. już tylko 1,98 proc. W kontekście inflacji na poziomie 17,2 proc. nie wygląda to optymistycznie. Dodatkowo subwencja nie rozwiązuje kluczowego problemu niedofinansowania wynagrodzeń nauczycieli. Ta skala podwyżek nie zachęci młodych ludzi, aby pracowali w szkołach - mówi Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich. Jego zdaniem rząd powinien wprowadzić wreszcie kompleksowe rozwiązania, które będą niwelować niedoszacowanie samorządowej edukacji. ©℗
Finansowanie oświaty / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe