Jeszcze w tym roku pensje na uczelniach wzrosną o 4,4 proc., a od maja 2023 r. o 7,8 proc. To jednak, zdaniem związkowców, za mało. Rozważają pikiety na uniwersytetach i demonstrację w Warszawie.

W projekcie ustawy budżetowej na przyszły rok wydatki na szkolnictwo wyższe i naukę wynoszą 23,7 mld zł, w 2022 r. było to 27,9 mld zł; oznacza to zmniejszenie finansowania o 15,1 proc. – wylicza Ministerstwo Edukacji i Nauki. – Spadek wynika wyłącznie z przeniesienia nadzoru nad Narodowym Centrum Badań i Rozwoju do ministra funduszy i polityki regionalnej oraz przeniesienia dominującej części środków na realizację zadań tej agencji z budżetu na naukę i szkolnictwo wyższe do budżetu rozwoju regionalnego – wyjaśnia Justyna Sadlak z MEiN.
Dodaje, że z informacji przekazanych podczas posiedzenia Rady Ministrów przez Ministerstwo Finansów wynika, że w rezerwach celowych budżetu państwa uwzględniono dodatkowo pieniądze na skutki planowanych od października br. podwyżek dla pracowników uczelni publicznych o 4,4 proc. (600 mln zł) oraz o 7,8 proc. od maja 2023 r. (700 mln zł). – Przy uwzględnieniu środków w rezerwach celowych łącznie wydatki na szkolnictwo wyższe i naukę wyniosą ok. 25 mld zł – podsumowuje przedstawicielka resortu.
Jednak ani zakładany bud żet, ani podwyżka płac, zapowiadana przez resort, nie wyczerpują oczekiwań akademików. – Domagamy się 20 proc. wzrostu wynagrodzeń i to jeszcze w 2022 r. Podobnie jak pracownicy oświaty, bo wcześniej wnioskowaliśmy o 17 proc. – wyjaśnia Janusz Szczerba, prezes Rady Szkolnictwa Wyższego i Nauki ZNP.
Jeżeli postulat nie zostanie zrealizowany, związkowcy zamierzają wywierać presję na rząd. – Rada już rozesłała ankietę do pracowników uczelni. Pytamy o trzy kwestie. Po pierwsze, czy są za pikietami przed szkołami wyższymi w dniu inauguracji roku akademickiego, po drugie, czy są gotowi wziąć udział w demonstracji w Warszawie, jeżeli rada ją zorganizuje, a po trzecie, czy chcą wejść w spór zbiorowy. Na podstawie wyników ankiety będziemy podejmować decyzje, co dalej – mówi związkowiec.
O wyższe nakłady zabiegają nie tylko pracownicy, lecz także rektorzy. – Jestem pełen obaw odnośnie do sytuacji, która czeka nas w przyszłym roku – mówi prof. Mirosław Gornowicz, prorektor ds. rozwoju i polityki finansowej Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, przewodniczący komisji finansowej Konferencji Rektorów Uniwersytetów Polskich. – W ostatnich latach sytuacja na tzw. uniwersytetach klasycznych była niezła. Nawet w 2019 r. razem miały ponad 0,5 mld zł zysku. Już jednak widać, że ten rok jest gorszy, ale jeszcze tragedii nie ma, natomiast przyszły zapowiada się dramatycznie – dodaje.
Martwią m.in. rosnące koszty utrzymania. Przykładowo uczelnia wraz z innymi instytucjami (m.in. miastem) przeprowadziła przetarg na zakup energii elektrycznej na przyszły rok. – Najniższa oferta, którą nam zaproponowano, przewiduje wzrost opłat za prąd o 640 proc.! Obecnie rachunki za energię elektryczną uczelni wynoszą 7 mln zł. Taka podwyżka oznacza, że musielibyśmy za sam prąd zapłacić ok. 50 mln zł. Podobnie jest na innych uniwersytetach – dodaje rektor. A wzrastają też inne koszty. – Przez skokowy wzrost cen jesteśmy zmuszeni szukać oszczędności. Bez znacznego zwiększenia nakładów na naukę będzie narastało niezadowolenie wśród pracowników, a uczelnie będą miały ogromnie problemy, aby spiąć budżet – ostrzega prof. Gornowicz.
Resort zapewnia, że będzie jeszcze zabiegał o wzrost puli środków. – Ostateczny termin przekazania projektu ustawy budżetowej do Sejmu upływa 30 września i do tego czasu MEiN będzie podejmowało działania w celu zwiększenia budżetu na naukę i szkolnictwo wyższe w 2023 r. – informuje Justyna Sadlak. ©℗