Najpierw był „Nasz elementarz”. Teraz przyszedł czas na kolejny darmowy rządowy podręcznik – tym razem dla uczniów drugich klas. Jednak podobnie jak poprzednio, pozycja nie wywołała zachwytu nauczycieli.
Resort edukacji zakończył konsultacje społeczne pierwszej części „Naszej szkoły”, darmowego podręcznika do drugiej klasy. Autorzy nadesłanych do MEN recenzji przyznawali, że książka jest lepsza niż „Nasz elementarz”, z którego w tym roku korzystają już pierwszaki. Wciąż jednak budzi wiele zastrzeżeń.
„Absolutnie protestuję przeciwko utożsamianiu liczby 0 z tym, że NIC nie ma (str. 44). Jak jest 0 stopni, to nie znaczy, że nic nie ma; 0 dopisane do liczby naturalnej »na końcu« zwiększa tę liczbę dziesięciokrotnie. Zero w mnożeniu daje wynik 0, a nie NIC. Zero to nie jest NIC. Zero to zero” – napisała jedna z konsultujących książkę osób. Inni autorzy listów mieli zastrzeżenia do ćwiczeń zamieszczanych w podręcznikach. „Nie zależy nam na czymś beznadziejnym za darmo. Chcemy dla naszych dzieci tego, co najlepsze, a obecne podręczniki są koszmarnie nudne, nieciekawe i zrobione tylko po to, aby były, a nie po to, aby dziecko sięgało po nie z chęcią” – można przeczytać w e-mailu nadesłanym przez rodzica.
– Zgłoszone opinie dotyczyły m.in. opisu świąt narodowych, historii, godła, legend, brakujących zdjęć pomników przyrody, gatunków drzew. Pojawiła się również propozycja, aby w podręczniku znalazło się więcej tekstów do czytania, nut do piosenek, a także zagadnień związanych z higieną czy bezpieczeństwem nad wodą – wylicza rzeczniczka resortu Joanna Dębek. Część uwag miała charakter techniczny. Zastrzeżenia budziły kolorystyka ilustracji i jakość okładki. Podobne wątpliwości zgłaszano też w przypadku książki dla pierwszaków. MEN jednak od tego czasu nie poprawiło jakości wydruku.
Resort zaczął konsultacje podręcznika dla drugoklasistów dwa dni przed Wigilią. Miał czas do 12 stycznia, pięć dni po tym, jak skończyła się szkolna przerwa świąteczna. MEN zdecydowało się jednak wydłużyć termin, bo z propozycją zapoznało się tylko 40 tys. osób. Zmiana niewiele pomogła: ostatecznie książkę przejrzały 53 tys. internautów. To o połowę mniej niż ostatnio, kiedy resort pod koniec wakacji przekazał do konsultacji inną książkę. – Nie zdążyłam przejrzeć podręcznika – przyznaje DGP nauczycielka z Wielkopolski. – Ministerstwo pokazało go w czasie przerwy świątecznej. Na rzetelną ocenę nie było czasu – uważa. Nie ona jedna. Uwagi zdecydowało się przesłać tylko kilkadziesiąt osób.
„Nasza szkoła” nawiązuje do elementarza formą i zawartością. Również składa się z oddzielnych zeszytów na każdą porę roku, a uczniowie spotykają w czytankach i zadaniach dzieci, które poznały podczas pierwszego roku nauki. Drugoklasista przez cały rok przerobi materiał nie z czterech, ale z ośmiu tomów. Autorzy rozdzielili bowiem książki na dwie części: jedną matematyczną i drugą dotyczącą edukacji polonistycznej, przyrodniczej i artystycznej.
Nauczyciele przekonują, że konsultacje to dopiero początek, bo prawdziwą wartość książki da się ocenić dopiero w trakcie pracy z uczniami. Ten test bardzo słabo przeszła pierwsza część rządowego podręcznika. Mimo że każdy z czterech zeszytów „Naszego elementarza” w trakcie konsultacji oglądało od 60 tys. do 140 tys. osób, uwagi wpływały do MEN jeszcze w grudniu. Książkę oceniło 3 tys. nauczycieli ze Związku Nauczycielstwa Polskiego. Ponad połowa uważała, że z rządową książką pracuje im się gorzej niż wcześniej. Pedagodzy zwracali uwagę zarówno na jakość merytoryczną, jak i wykonanie podręcznika. Problemem okazały się choćby kartki wypadające nawet przy normalnym użytkowaniu.
Twórczyni podręcznika Maria Lorek przekonywała w rozmowie z DGP, że nauczyciele powinni informować o tych problemach w trakcie konsultacji. – Większość uwag wynika pewnie ze zmuszenia nauczycieli do nowego sposobu pracy, z odejścia od rutyny, dania więcej z siebie, a nie poprzestania na nauczaniu dzieci kolorowania kratek w podręczniku – argumentowała. Do 2017 r. książka nie zostanie poprawiona; według koncepcji rządowy podręcznik ma wystarczyć dzieciom na trzy lata. Darmowe książki to realizacja obietnic Donalda Tuska ze stycznia 2014 r. Pierwszą część przekazano do konsultacji już w maju. Jak pisaliśmy w DGP, część prac podjęto, jeszcze zanim pozwoliła na to ustawa.