Do polskich szkół trafiło już 165 tys. dzieci z Ukrainy. Uczyć mogliby ich nauczyciele, którzy również uciekli przed wojną. Na drodze stoją przepisy i pieniądze, choć Ministerstwo Edukacji i Nauki przekonuje, że problemu nie ma.
Jak informuje od kilkunastu dni MEiN, zatrudnianie nauczycieli z Ukrainy jest możliwe na dwa sposoby. Pierwszy regulują zapisy z Karty nauczyciela, które wymagają nostryfikacji dyplomu. Drugi, prostszy wynika z przepisów Prawa oświatowego. Tu kwalifikacje nauczyciela mogą zostać potwierdzone przez dyrektora szkoły, który przyjmuje pedagoga do pracy.
W komunikatach ministerstwa nie wybrzmiewa jednak, że nawet w ten sposób zatrudniony nauczyciel musi nostryfikować dyplom. Wyjściowy koszt - około 3 tys. zł - może się okazać zbyt wysoki dla uciekających przed wojną pedagogów. Uczelnie wyższe mogą jednak zwolnić takie osoby z opłat. Pomóc mogłaby także nowelizacja przepisów, na wzór tych, które obowiązują lekarzy przybyłych z Ukrainy, umożliwiająca szybką ścieżkę zatrudnienia (choć trzeba przyznać, że Izby Lekarskie uznały zniesienie obowiązku znajomości języka polskiego za niebezpieczny i w praktyce samodzielne stanowisko nie jest łatwo otrzymać). Zapowiadał ją minister Przemysław Czarnek, jednak do tej pory nic w przepisach się nie zmieniło.
Nauczyciel z Ukrainy bez języka polskiego nie pouczy
Dodatkową przeszkodą w zatrudnianiu nauczycieli jest konieczność znajomości języka polskiego. Dyrektorzy rozkładają ręce i mówią, że nie mogą przyjąć do pracy osoby, która nie zna, w stopniu komunikatywnym, języka polskiego. Rzadziej jest to problemem w placówkach prywatnych. Z naszych rozmów z osobami, które organizują lokalne sieci wsparcia dla nauczycieli poszukujących pracy wynika, że te są otwarte na przedmiotowców, którzy języka mają zamiar dopiero się uczyć, ponieważ widzą, że do każdej lekcji sumiennie się przygotowują oraz uczą terminów w języku polskim, które potem omawiają na zajęciach. Nauczycieli chętnych do nauki polskiego jest bardzo dużo. Na kurs organizowany przez Ośrodek Rozwoju Edukacji zapisało się ponad 1000 pedagogów.
Chętnych do pracy w polskich szkołach jest wielu. Uciekinierzy wojenni mogliby z powodzeniem wypełnić braki kadrowe, ponieważ zgłaszają się fizycy, matematycy, nauczyciele języków obcych - słowem, ci pedagodzy, których najbardziej brakuje w placówkach i których najtrudniej zrekrutować. Jeszcze przed wojną w Ukrainie, w samej Warszawie brakowało około 2 tys. nauczycieli, a w ciągu ostatnich kilku tygodni liczba uczniów zwiększyła się tam o dodatkowe 15 tys.. W sumie w stolicy przebywa 100 tys. dzieci uciekających przed wojną.
Ministerstwo Edukacji i Nauki zapytane przez nas o liczbę nauczycieli, którzy zgłosili chęć do pracy w polskich szkołach nie odpowiedziało. Podobnie bez odpowiedzi zostało pytanie o to ilu finalnie znalazło w nich zatrudnienie. Minister Przemysław Czarnek zdradził jedynie na antenie Radia Maryja, że formularz zgłoszenia do pracy wypełniło 3,5 tys. pedagogów. Kuratoria oświaty, które zapytaliśmy również o te statystyki odpowiedziały, że nie gromadzą takich danych. Wyjątkiem było kuratorium dolnośląskie, które odpowiedziało, że na jego terenie zostało zatrudnionych 140 nauczycieli z Ukrainy i kuratorium w Lublinie, które potwierdziło zatrudnienie jednej osoby z Ukrainy (na 153, które zgłosiły się wypełniając formularz).
165 tys. ukraińskich dzieci uczy się w polskich szkołach i przedszkolach
Najnowsze statystyki pokazują, że w szkołach i przedszkolach uczy się dodatkowe 165 tys. dzieci (30 tys. to dzieci w przedszkolach). Pytaliśmy ministerstwo także o liczbę oddziałów przygotowawczych, które powstały w polskich szkołach. Tych danych również nie otrzymaliśmy. Z informacji przekazanych przez UM Warszawa wynika, że tylko w stolicy powstało 140 oddziałów w 87 szkołach. Ratusz oszacował, że do końca roku potrzeba około 450 milionów złotych, by zapewnić uczniom z Ukrainy edukację opartą o polskie podstawy programowe lub wsparcie dla tych uczniów, którzy zdalnie kontynuują ukraiński program nauczania, ale potrzebują odpowiednich warunków lokalowych i sprzętowych.
Asystent nauczyciela z Kodeksu pracy a nie Karty nauczyciela
Tu dochodzimy do kolejnego problemu związanego z zatrudnianiem nauczycieli z Ukrainy, o którym MEiN nie informuje, a winą obarcza „leniwe” samorządy. Zatrudnianie asystentów nauczycieli odbywa się na podstawie Kodeksu pracy, a nie Karty nauczyciela, co oznacza, że koszt ponosi wyłącznie samorząd - ministerstwo nie subwencjonuje tak zatrudnianych pedagogów.
- Koszt utworzenia oddziału przygotowawczego „wychodzi na zero” czyli zostanie w pełni pokryty subwencją oświatową dopiero w przypadku przyjęcia do niego 20 dzieci. Nie wszędzie jest to możliwe i są takie oddziały, w których jest piątka dzieci. W małych samorządach przeszkodą w tworzeniu oddziałów są więc realne koszty, które musiałyby ponosić JST, a w dużych - brak miejsca i nauczycieli. Szkoły są bowiem często przepełnione, a dzieci w takim oddziale też potrzebują odrębnego pomieszczenia klasowego - tłumaczy Agata Saracyn z Unii Metropolii Polskich. A te są potrzebne, co widać w statystykach prywatnych i pozarządowych podmiotów. Tylko do Centrum Nauczania Domowego zgłosiło się już 1600 dzieci, które chcą nauczyć się polskiego. Stołeczny urząd miasta, który mierzy się z największym wyzwaniem, pozyskał finansowanie ze środków amerykańskich. W stołecznych szkołach znajdzie zatrudnienie 200 pedagogów. Warszawski ratusz podpisał w tej sprawie porozumienie z Polskim Centrum Pomocy Międzynarodowej. Koszty wynagrodzenia dla ukraińskich nauczycieli mają pokryć amerykańscy darczyńcy z organizacji CARE.
Ukraiński nauczyciele szukają pracy
Nauczyciele z Ukrainy nie do końca orientują się także w tym, jak szukać pracy w Polsce. Strony kuratoryjne, na których zamieszczane są oferty pracy nie są dla nich czytelne - znowu barierą jest język, ponieważ ogłoszenia zamieszczane są w języku polskim. Z pomocą przychodzą sieci lokalne i pozarządowe - np. organizacja Teach for Poland pozyskała już 900 edukatorów, którzy są gotowi do podjęcia pracy w polskich placówkach.
Co ważne, oferty pracy dla nauczycieli pojawiają się także w małych miejscowościach. Na stronach kuratoriów oświaty można spotkać placówki z takich miast jak Karpacz czy Koluszki.
We wspomnianym Karpaczu zatrudnienie znalazło już czterech nauczycieli i dyrekcja nie wyklucza, że w najbliższym czasie będzie potrzebowała jeszcze dodatkowego wsparcia. - W tej chwili zatrudniłam już czterech nauczycieli z Ukrainy i nie wykluczam, że w ciągu kolejnych tygodni potrzebni będą następni, ponieważ dzieci w naszej szkole cały czas przybywa. Wszyscy rozumieją język polski i przynajmniej w minimalnym stopniu się w nim komunikują - mówi Maria Supeł, dyrektorka szkoły.
Ale już w Koluszkach chętnych do pracy brak, choć w szkole uczy się kilkunastu uczniów.
Problemem może być także okres zatrudnienia pomocy nauczyciela. Na przykład Szkoła Podstawowa nr 90 w Poznaniu szuka jednej osoby, ale oferuje zatrudnienie tylko do końca roku szkolnego, czyli do 24 czerwca. I takich placówek będzie więcej, dopóki MEiN nie przekaże dodatkowych środków na zatrudnianie nauczycieli.