Polskie szkoły są przygotowane na przyjęcie dzieci z Ukrainy. Pierwsi uczniowie już się do nich zapisują – wynika z sondy DGP. Nie oznacza to, że przed placówkami nie ma wyzwań

– Wczoraj miałam spotkanie z rodziną, która dotarła do nas spod Lwowa. Ustaliłyśmy z mamą, że chłopiec pójdzie do szóstej klasy – mówi Justyna Franczak, dyrektorka szkoły podstawowej w Bytomiu. Ta rodzina ma Kartę Polaka i krewnych w Polsce, którzy dadzą im dach nad głową. Ale szkoła przyjmie każde inne dziecko, nawet jeśli nie ma dokumentów.
Minister edukacji przekazał dyrektorom szkół i organom prowadzącym informację na temat zasad przyjmowania cudzoziemców do polskich szkół w związku z sytuacją w Ukrainie. Zgodnie z nią uczniowie z Ukrainy w wieku 7–18 lat są przyjmowani na tych samych warunkach co polscy uczniowie. Wystarczy złożyć wniosek, a szkoła podstawowa, w rejonie której mieszka dziecko, przyjmuje z urzędu. Pozostałe szkoły – w miarę wolnych miejsc.
Dzieci, które nie znają dobrze polskiego, mają możliwość dodatkowych zajęć z języka – indywidualnie lub w grupach, minimum dwie godziny tygodniowo tak długo, jak będzie to potrzebne. Jest też możliwość nauki w oddziale przygotowawczym (przez rok z opcją przedłużenia do dwóch lat), w grupach do 15 uczniów w wymiarze 20–26 godzin tygodniowo (w zależności od roku nauki i typu szkoły).
Ale, jak słyszymy, nawet bez wytycznych resortu szkoły wiedzą, co robić.
– Od lat mamy uczniów z innych krajów, którzy wymagają pomocy w nauce i ją dostają – mówi dyrektor Franczak. Zazwyczaj przy przyjmowaniu uczniów stosuje się zasadę, by dołączać dzieci do tych samych grup rocznikowych. – Sytuacja jest rozwojowa. Musimy się zastanowić, jak podzielić dzieci w sytuacji, gdy będzie ich więcej. Pojedyncze osoby dołączę do klas, ale gdyby trzeba było powołać nową, to wtedy cała szkoła najpewniej przejdzie na tryb zmianowy – dodaje.
Marek Krukowski, dyrektor podstawówki w Lublinie, również mówi o pełnej gotowości. – W naszej szkole dziś uczy się 36 cudzoziemców z różnych krajów. Mamy więc ścieżki przetarte – podkreśla. Placówka, którą zarządza, liczy 66 oddziałów. Do każdego, jak zapewnia dyrektor, może dodać po 2–3 uczniów, co daje niemal 200 dzieci. – Poza lekcjami polskiego, dodatkowymi godzinami wyrównawczymi, oferujemy też wsparcie psychologów i pedagogów – dodaje. A to ważne, by wyłapywać potencjalne źródła konfliktów. Jednym z nich, jak słyszymy, może być fakt, że w większości szkół uczą się również uczniowie z Białorusi czy Rosji. Chodzi więc o to, by nie dopuścić do eskalacji emocji.
Beata Kacprowicz, dyrektor szkoły podstawowej w Malborku, opisuje, że jej placówka jest w kontakcie z lokalną parafią, która przyjęła kilka rodzin z Ukrainy. – Spotykamy się, by ustalić również potrzeby edukacyjne dzieci – mówi. Opowiada, że kuratoria rozesłały po szkołach zapytania, czy zatrudniają osoby ze znajomością ukraińskiego, rosyjskiego. – Nie zatrudniam, podobnie jak zapewne większość szkół, bo mało która placówka ma dziś lekcje tych języków – mówi.
Zbigniew Kowalski, dyrektor liceum w Malborku, wtóruje: nie mamy nauczycieli języka, ale znajdziemy ich, jeśli będzie potrzeba. Jedyna obawa, jaką ma, związana jest z napływem większej liczby dzieci z Ukrainy. – Gdyby trzeba było utworzyć osobny oddział, mogą odezwać się braki kadrowe, bo moi nauczyciele są obłożeni godzinami, a nowych nie ma – mówi.
Dlatego, zdaniem Magdaleny Kaszulanis, rzeczniczki Związku Nauczycielstwa Polskiego, powinny jak najszybciej ruszyć warsztaty z podstaw języka ukraińskiego dla nauczycieli. Szczególnie że pedagodzy są chętni wziąć w nich udział. Z inicjatywą wyszedł już Ośrodek Doskonalenia Nauczycieli Stowarzyszenia Wspólnota Polska. 3 marca rusza z bezpłatnym, ekspresowym kursem online, który potrwa pięć tygodni. – Zainteresowanie przeszło nasze oczekiwanie. W ciągu dwóch dni zapisało się 4 tys. nauczycieli – słyszymy w ośrodku.
Z kolei ZNP w Małopolsce chce być platformą do łączenia nauczycieli z Ukrainy z samorządami i szkołami. Jak dowiedział się DGP, zgłosiło się już kilkunastu chętnych pedagogów, gotowych współpracować z polskimi szkołami. Także na zasadach wolontariatu.
Urząd Miasta Kraków przyznaje, że słyszał o inicjatywie. – Chcemy zatrudnić więcej asystentów kulturowych – w tej roli świetnie sprawdziliby się właśnie ukraińscy nauczyciele. Asystent to osoba władająca językiem kraju pochodzenia cudzoziemca zatrudniona przez dyrektora szkoły jako pomoc nauczyciela – mówi Małgorzata Tabaszewska z UM Kraków. Dodaje, że w krakowskich szkołach uczy się już prawie 5 tys. uczniów z 78 różnych krajów. Ukraińców – jak wynika z danych Systemu Informacji Oświatowej – w roku szkolnym 2021/2022 było w stolicy Małopolski 1821.
Wrocław również zamierza wspomóc swoje placówki oświatowe. Miasto ma 41 klas przygotowawczych, w których realizowane są dodatkowe godziny nauki języka polskiego jako obcego. W każdym oddziale zatrudniona jest osoba posługująca się językiem kraju pochodzenia ucznia, która wspiera nauczycieli. Liczba uczniów w oddziale przygotowawczym nie może przekraczać 15.
Pozostaje jeszcze kwestia pieniędzy. Samorządy mówią, że wszelkie inicjatywy będą na razie pokrywać z własnych środków.
Ministerstwo Edukacji i Nauki uspokaja, że „ze względu na realizację przez szkoły dodatkowych zajęć z polskiego oraz organizowania nauki w formie oddziałów przygotowawczych, dla organów prowadzących szkoły naliczane są dodatkowe środki z subwencji oświatowej zależne od liczby uczniów szkół objętych pomocą”. Zapewnia także, że w razie napływu dużej liczby uczniów z Ukrainy szkoły mogą liczyć na „odpowiednie wsparcie”. „Trwają prace nad szczegółowymi rozwiązaniami” – czytamy w odpowiedzi przesłanej na pytania DGP.