Apele samorządowców, aby rodzice nie wysyłali dzieci do szkoły przed feriami, są balansowaniem na granicy prawa. Przysparzają też nauczycielom i dyrektorom problemów związanych z prowadzeniem jednocześnie lekcji zdalnych i stacjonarnych
Apele samorządowców, aby rodzice nie wysyłali dzieci do szkoły przed feriami, są balansowaniem na granicy prawa. Przysparzają też nauczycielom i dyrektorom problemów związanych z prowadzeniem jednocześnie lekcji zdalnych i stacjonarnych
Wczoraj w całym kraju uczniowie powrócili do nauki w szkołach. Jednak w przypadku dzieci i młodzieży z kilku województw to powrót na zaledwie pięć dni, bo od 17 stycznia rozpocznie się tam dwutygodniowa przerwa zimowa (patrz infografika).
Zdaniem części ekspertów nauka zdalna powinna jeszcze potrwać co najmniej do końca ferii. Takie apele, m.in. ze strony samorządowców i dyrektorów, pojawiały się w ostatnich dniach, jednak rząd ich nie posłuchał, nie zdecydował się też w tym roku na ujednolicenie terminu ferii we wszystkich województwach (jak było zeszłej zimy). W efekcie ostatni termin przypadnie dopiero pod koniec lutego, ale nawet ci uczniowie, którym do zimowej przerwy zostało pięć dni, musieli wrócić do nauki stacjonarnej.
Udogodnienia na własną rękę
Konrad Malicki, burmistrz gminy Czempiń (woj. wielkopolskie), na stronie internetowej urzędu zaapelował do rodziców, aby w dniach 10‒14 stycznia br. nie wysyłali uczniów do szkoły. Jego zdaniem powrót wszystkich dzieci do nauki stacjonarnej na kilka dni nie ma racjonalnego uzasadnienia, a może przyczynić się do zwiększenia liczby zakażeń i utrudnić dzieciom spokojne spędzenie ferii. Dlatego na jego polecenie w szkołach podstawowych w Czempiniu i Głuchowie w tym tygodniu zajęcia prowadzone są równolegle w formie stacjonarnej i online, z wykorzystaniem narzędzi stosowanych w nauce zdalnej.
- Na szczęście nie mamy sygnałów z kraju, aby inni włodarze w województwach, w których za dzień są ferie, występowali z takimi apelami. Jeszcze dziś wystąpię do resortu edukacji o przeprowadzenie kontroli przez kuratora w tych szkołach. Nie może być tak, że namawia się rodziców, aby dzieci się nie uczyły, tylko pozostały w domu, przy komputerze - mówi Adam Mazurek, organizator Ogólnopolskiego Strajku „Dzieci do szkół!”.
Przy tej okazji nasuwają się wątpliwości, czy organ prowadzący szkołę może oferować naukę zdalną dla uczniów, których rodzice przychylą się do apelu. Zgodnie z par. 18 ust. 2a rozporządzenia ministra edukacji narodowej i sportu z 31 grudnia 2002 r. w sprawie bezpieczeństwa i higieny w publicznych i niepublicznych szkołach i placówkach (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 1604 ze zm.) dyrektor, za zgodą organu prowadzącego i po uzyskaniu pozytywnej opinii właściwego państwowego powiatowego inspektora sanitarnego, może zawiesić zajęcia na czas oznaczony, jeżeli ze względu na aktualną sytuację epidemiologiczną może być zagrożone zdrowie uczniów. Prawicy przyznają jednak, że takie działanie jest na pograniczu prawa. - Burmistrz z jednej strony może, a z drugiej nie może. Szkoła jest otwarta i każde dziecko może do niej przyjść na zajęcia. A jeśli dziecko nie pójdzie, to rodzic może napisać usprawiedliwienie, a te reguluje kwestie statut i decydują dyrektor oraz nauczyciel. Mogą oni przyjąć, że logując się na platformie z domu, uczeń uczestniczył w lekcjach - mówi Robert Kamionowski, ekspert ds. prawa oświatowego, radca prawny z kancelarii Peter Nielsen & Partners Law Office. - W trybie rozporządzenia o bhp na naukę hybrydową lub zdalną powinna być jednak zgoda sanepidu. W sumie takiemu włodarzowi zarzucić nic nie można. Apel o odpowiedzialność i zostawienie dzieci w domu jest działaniem w interesie zdrowia publicznego - dodaje.
Inni prawnicy również mają pewne wątpliwości. - Przepisy nie regulują usprawiedliwienia nieobecności ucznia. Dodatkowo jeśli w trakcie takiej - można uznać nielegalnej - nauki zdalnej uczeń otrzyma ocenę niedostateczną, to rodzic może ją formalnie podważyć - mówi Beata Patoleta, adwokat i ekspert ds. prawa oświatowego. - Resort edukacji powinien zdecydować, czy w tych województwach, w których ferie rozpoczynają się tak naprawdę za cztery dni, przedłużyć naukę zdalną o ten czas. A tak dochodzi do omijania prawa lub wykorzystywania luk prawnych - przekonuje.
Z takiego apelu nie są też zadowolone oświatowe związki zawodowe. - Nauczyciel, który pracuje jednocześnie w klasie i łączy się z uczniami w domu, powinien otrzymywać dodatkową gratyfikację, bo to przecież jest podwójna i bardzo trudna praca - mówi Krzysztof Baszczyński, wiceprezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. - Od początku pandemii apelowaliśmy, aby w każdej szkole był dodatkowy etat nauczycielski. Taka osoba mogłaby być pomocna przy nauce hybrydowej. Niestety, resort nie przewiduje takich sytuacji - podkreśla.
Inne zmiany
To niejedyne wątpliwości, jakie w ostatnim czasie pojawiły się w przepisach. Szefowie placówek oświatowych nie byli pewni, czy po wprowadzeniu nauki zdalnej ustanowione w tym okresie tzw. dni dyrektorskie, czyli wolne od zajęć dydaktycznych, trzeba z automatu odwołać, jak było wcześniej. W efekcie dochodziło do sytuacji, że nawet na terenie jednej gminy część szkół odwoływała dni wolne ustanowione, np. 7 stycznia (ostatni piątek po święcie Trzech Króli), a inni postanowili tego nie zmieniać. - Rozporządzenie dotyczące wprowadzenia międzyświątecznej nauki zdalnej nie wprowadziło zmian w tym zakresie. Obowiązuje więc rozporządzenie w sprawie organizacji roku szkolnego, zatem jeśli 7 stycznia był zaplanowany jako dzień tzw. dyrektorski, to nadal jest on uwzględniany w organizacji pracy szkół - uspokajała Anna Ostrowska, rzecznik prasowy MEiN.
Część dyrektorów jednak z rozpędu i po doświadczeniach z poprzednich fal pandemii zdecydowała się na odwołanie wolnego w tym dniu. ©℗
Apel o odpowiedzialność i pozostawienie dzieci w domu jest działaniem w interesie zdrowia publicznego
/>
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama