W grudniu do konsultacji trafi projekt podstawy programowej nowego przedmiotu historia i teraźniejszość. O tym, co w nim jest, mówią DGP członkowie zespołu powołanego przez ministra Czarnka

Resort edukacji potwierdza, że „przygotowuje projekty nowelizacji rozporządzeń w sprawie podstawy programowej”. Ale, jak słyszymy, nie wszyscy eksperci chcą się pod efektem prac podpisać.
Przypomnijmy: historia i teraźniejszość wchodzi od najbliższego roku szkolnego do szkół ponadpodstawowych. Nie będzie przedmiotem maturalnym. Ma stopniowo, od pierwszej klasy, wypierać dzisiejszy WOS, obejmować zakresem wydarzenia od 1945 r. do 2015 r., koncentrując się na Polsce oraz wybranych zagadnieniach Europy i świata. Będą to trzy godziny tygodniowo (zamiast obecnych dwóch godzin WOS-u i jednej godziny historii).
Kierujący pracami zespołu prof. Grzegorz Kucharczyk w rozmowie z DGP opisuje, że akcenty położone są po równo – na wydarzenia z Polski i z zagranicy (z tym że im bliżej teraźniejszości, tym mocniejszy kontekst międzynarodowy). – Dyskusja trwała nad tym, czy wydarzenia ułożyć linearnie czy w bloki tematyczne. Zwyciężyła pierwsza koncepcja i to, że trzeba brać pod uwagę realia. Nie każdy uczeń jest olimpijczykiem i wyniósł solidną wiedzę ze szkoły podstawowej – mówi prof. Kucharczyk. Przekonuje, że to nie eksperci decydowali o ramach czasowych HiT-u. Decyzja zapadła w ministerstwie. I dodaje, że podstawa programowa wzbogacona została o elementy WOS-u (przede wszystkim dyskusji o Konstytucji RP), ale też takie kwestie, jak prawa człowieka, terroryzm, ludobójstwo, globalizacja, rewolucja cyfrowa. Te ostatnie to też wypadkowa sporów w zespole. – Zwyciężyło myślenie, że przy rozumieniu współczesnego świata nie można pominąć choćby wojny domowej w Jugosławii czy w Rwandzie. Ale też np. wzrostu pozycji współczesnych Chin. Tak, by zrozumieć, że brak lekarstw w Polsce może mieć związek z zamknięciem fabryki w Azji Wschodniej.
Chronologia oznacza, że na lekcjach HiT-u uczniowie będą rozmawiać m.in. o wydarzeniach lat: 1956, 1968, 1970, stanie wojennym, Solidarności. Spytaliśmy ekspertów, jak koncentrować się na faktach, nie polityce, skoro nawet narodowe obchody rocznicowe ujawniają głębokie podziały. – Nie można założyć, że pewnych tematów nie poruszamy, bo są zbyt świeże. Ile lat ma minąć, żeby „bezpiecznie” mówić w szkole o następstwach upadku muru berlińskiego, rozpadu ZSRR? To, że do tej pory nie mówiono o współczesnej historii Polski, oznacza, że rosło kolejne pokolenie ludzi z lukami w wiedzy – mówi prof. Kucharczyk.
Inny ekspert z tej grupy, dr Wojciech Muszyński, przekonuje, że tarcia były duże. Jak bardzo?
On sam kwestionuje już sam zakres czasowy przedmiotu. Jego zdaniem HiT powinien obejmować wydarzenia przynajmniej od 1939 r. – Bo jak inaczej wytłumaczyć młodzieży, dlaczego Polska nie poszła za Hitlerem? Jak opisać fenomen żołnierzy wyklętych czy kwestię wywózek na Ziemie Odzyskane – pyta dr Muszyński. I dodaje, że nie może być tak, że tylko ok. 15 proc. młodzieży ma jako takie pojęcie o tym, co się wydarzyło na Wołyniu. – A potem trzeba pokazywać PRL takim, jakim był. Gros osób patrzy na niego jako na okres swojej młodości, co zaciera prawdziwy obraz. A warto konfrontować młodzież z pytaniami, dlaczego np. jeszcze w 1981 r. dzieci w stolicy bawiły się na gruzach domów.
Na pytanie, czy można oddzielić dzieje najnowsze od polityki, dr Muszyński odpowiada krótko: nie. – Można pilnować, by nie używać fałszywych argumentów, ale nasze sympatie są nie do wyeliminowania – ocenia. – Emocje opadają, gdy mówimy o wydarzeniach sprzed 200 lat, ale już nie przy sporach Piłsudski – Dmowski, a tym bardziej o spuściźnie Solidarności.
– W negatywnej ocenie totalitaryzmów nie może być sprzeczności. Clue przedmiotu jest afirmacja historii swojego narodu, patriotyzmu – akcentuje kolejny ekspert wyznaczony przez MEiN prof. Mieczysław Stanisław Ryba. Zaraz jednak dodaje, że podstawa programowa wyznacza kierunek. Kluczowe jest to, jak tematy zostaną ujęte w podręcznikach i jak podejdzie do nich nauczyciel. – Jego rolą jest pobudzanie do dyskusji, bo nie można uciekać od sporów, które realnie funkcjonują w świecie dorosłych.
Ten właśnie wątek budzi niepokój części ekspertów. – Mam wątpliwości, czy w ogóle podpiszę się pod projektem, który powstał – przyznaje Małgorzata Żaryn. Jej zdaniem na wprowadzanie HiT-u od pierwszej klasy szkoły średniej jest za wcześnie. Równolegle na historii młodzież uczy się w tym czasie o starożytności i średniowieczu, a wiedza, z jaką przychodzi z podstawówek, jest na różnym poziomie. – To są tematy do rozmów z dorosłymi ludźmi, a nie piętnastolatkami. Wyrywanie z kontekstu zagadnień po 1945 r., trudnych i niejednoznacznych, nie jest dobre.
W grupie ekspertów słychać też głosy o końcu płonnych nadziei. – Pojawienie się nowego przedmiotu dawało szansę na wprowadzenie w pilotażu nowych rozwiązań. Na to, by poza wiedzą, pojawił się też element wychowania i praktycznego zastosowania. By np. przy okazji rozmów o prawach człowieka pokazać cały sektor pozarządowy z NGO na czele. Tego nie ma – mówi nasz rozmówca.
Jak informuje MEiN, rozporządzenie określające podstawę programową ma być wydane w lutym 2022 r. i będzie podstawą do prac nad podręcznikami. ©℗
Decyzja o ramach czasowych HiT-u zapadła w ministerstwie