Sejm uchwalił nowelizację ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia. Oznacza to, że już w przyszłym roku w szkolnych sklepikach oraz w przedszkolach nie będą dzieciom sprzedawane niezdrowe produkty. Przemysław Wipler uważa, że posłowie się pomylili.

Minister zdrowia będzie musiał określić w rozporządzeniu, jakie produkty spożywcze będzie można sprzedawać w sklepikach szkolnych. Zakazana w placówkach będzie nie tylko sprzedaż, lecz również reklama tych niezdrowych. Zarazem, gdyby zdaniem rodziców wykaz ministerialny był zbyt mało restrykcyjny, dyrektor może postanowić o zakazaniu sprzedaży innych środków spożywczych.

Za nowelizacją głosowało 426 posłów, 2 się wstrzymało. Przeciwny był tylko 1. Jest to pokłosie zapowiedzi premier Ewy Kopacz, która mówiła niedawno, że „szkoła jest tym miejscem, gdzie nasze dzieci spędzają poza domem najwięcej czasu. Szkoła uczy, ale i kształtuje nawyki, także te żywieniowe" i że tę kwestię należy uregulować.

Posłem głosującym przeciw był Przemysław Wipler.

- Sam jestem ojcem piątki dzieci i uważam, że to rodzice, a nie posłowie, powinni wpajać swoim pociechom zdrowe nawyki żywieniowe. Ta ustawa to absurd – mówi dla GazetaPrawna.pl parlamentarzysta Kongresu Nowej Prawicy.

- Nie ma sensu wprowadzać regulacji na poziomie ustawowym w tak szczegółowych kwestiach jak dostępność artykułów spożywczych w konkretnych miejscach. Poza tym, zakaz sprzedaży śmieciowego jedzenia w szkołach niczego nie rozwiązuje. Te produkty można kupić wszędzie – dodaje poseł.

Na inną kwestię uwagę zwraca Piotr Najbuk, prawnik, członek Praktyki Life Sciences w kancelarii Domański Zakrzewski Palinka. Jego zdaniem przyjęte przepisy ingerują w wolność działalności gospodarczej, która w Polsce jest zasadą konstytucyjną. Przyznaje jednak, że nie ma ona jednak charakteru bezwzględnego, a jej ograniczenie – jak w tym przypadku – może być uzasadnione ochroną zdrowia.

- W Polsce od lat funkcjonują podobne rozwiązania prawne ograniczające dostęp dzieci do produktów szkodliwych. Na przykład wiele samorządów określa minimalną odległość punktów sprzedaży alkoholu od szkół – dodaje Najbuk.