Nauczycielskie związki zawodowe zgadzają się na jedną propozycję resortu edukacji w sprawie zmian w pragmatyce zawodowej. Akceptują pomysł określania w rozporządzeniu minimalnych stawek dodatków. Dzięki temu samorządy nie będą ustalać niektórych świadczeń na poziomie symbolicznej złotówki.

Do piątku samorządowe i oświatowe związki mają czas na pisemne wypowiedzenie się na temat przedstawionych przez resort edukacji propozycji zmian w pragmatyce zawodowej nauczycieli. Dzień później Związek Nauczycielstwa Polskiego zapowiada jednak manifestację. Nie zgadza się on na przedstawioną propozycję reformy oraz na zmiany w Karcie nauczyciela. O ile osobom uczącym w szkołach nie podoba się zwiększenie pensum z 18 do 22 godzin oraz dodanie każdemu po 8 tzw. godzin karcianych w tygodniu, o tyle inne, pod pewnymi warunkami, mogłyby zyskać jednak akceptację związków. Z kolei samorządom podoba się pomysł zwiększenia pensum, ale jedynie wtedy, gdy zostaną zapewnione pieniądze na sfinansowanie podwyżek płac, które mają być z tym rozwiązaniem powiązane.

Czas nagli

Nowy wymiar zatrudnienia i płac ma obowiązywać od 1 września 2022 r., więc czasu na wprowadzenie zmian nie jest dużo. Tym bardziej że już w kwietniu przyszłego roku trzeba zaplanować nowy rok szkolny, a do końca maja wręczyć wypowiedzenia tym nauczycielom, dla których zabraknie odpowiedniej liczby godzin do wyrobienia pensum. Według szacunków ekspertów wejście w życie proponowanych modyfikacji może spowodować, że pracę straci od 20 do 30 proc. nauczycieli. Ministerstwo oczywiście uspokaja, że będą przepisy przejściowe i działania osłonowe dla odchodzących pracowników.

Automatu nie będzie

Niezależnie od ruchów kadrowych, szykuje się rewolucja w wynagradzaniu nauczycieli. Zdaniem samorządowców część propozycji w tym zakresie jest ciekawa, a inne nie do zaakceptowania. Związkowcy również doszukują się pewnych pozytywów, ale oficjalnie większość propozycji resortu edukacji odrzucają.
Oświatowa Solidarność, Związek Nauczycielstwa Polskiego oraz Forum Związków Zawodowych chciałyby np., aby płaca nauczycieli każdego roku wzrastała automatycznie wraz z przyrostem średniej krajowej. Resort obawia się jednak, że przez taki mechanizm nie będzie miał wpływu na regulacje bądź możliwości zamrożenia w danym roku wynagrodzeń dla nauczycieli. W zamian zaproponował likwidacje tzw. średnich płac, do których wliczane są m.in. odprawy emerytalno-rentowe czy też godziny ponadwymiarowe. Pojawiłoby się określenie „przeciętnego wynagrodzenia nauczycieli” na poszczególnych stopniach awansu zawodowego. Jego wysokość byłaby uzależniona jednak nie od średniej krajowej, jak domagają się związki, ale od tzw. kwoty bazowej co roku proponowanej przez Radę Ministrów do projektu ustawy budżetowej na kolejny rok.

Bez czternastki

Ważną informacją dla samorządów jest likwidacja tzw. jednorazowego dodatku uzupełniającego (potocznie określanego czternastką). W zamian co trzy lata związki określałyby wspólnie z samorządami regulamin wynagradzania i ustalały wysokość m.in. dodatku motywacyjnego. Tak, aby nauczyciele mieli zagwarantowane przeciętne wynagrodzenie.
- Likwidacja tego wyrównania jest słuszną decyzją, bo w styczniu wiele samorządów musiało wypłacać wyrównania tym nauczycielom, którzy w trakcie roku szkolnego nie osiągnęli tego pułapu - mówi Krzysztof Iwaniuk, wójt gminy Terespol, przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP.
- To jest sztuczny mechanizm, który sprawia, że dodatkowe pieniądze otrzymują wszyscy nauczyciele bez względu na jakość świadczonej pracy i aktywność zawodową - dodaje.
Anna Zalewska, była minister edukacji narodowej, za swojej kadencji próbowała dwa razy zlikwidować ten dodatek, który ustanowiony został w 2008 r., ale za każdym razem napotykała na skuteczny opór ze strony oświatowych związków. Tym razem ma być inaczej. Czy tak będzie, to się okaże. Nie ma bowiem zgody związków.
- Nie chcemy, aby rezygnowano z tego bezpiecznika. Po ubiegłym roku widać, jak dodatek uzupełniający wzrósł, bo podczas nauki zdalnej wielu dyrektorów nie organizowało dodatkowych zajęć i zastępstw, a to przełożyło się na wysokość wyrównania - twierdzi Krzysztof Baszczyński, wiceprezes ZNP.
Według niego w propozycjach resortu nie będzie takiego bezpiecznika przy zapewnieniu nauczycielom przeciętnego wynagrodzenia, które ma zastąpić średnie.

Będzie rozporządzenie

Ministerstwo chce jednak w specjalnym rozporządzeniu wprowadzić tzw. stawki minimalne wynagrodzeń dla poszczególnych dodatków dla nauczycieli, w tym dodatku motywacyjnego.
Dzięki temu można będzie uniknąć takiej sytuacji, jaka miała miejsce na przykład w Rybniku. Tam samorząd chciał w regulaminie wynagradzania nauczycieli obniżyć dodatek motywacyjny do 1 zł brutto. Po interwencji m.in. ZNP miasto wycofało się z tego pomysłu. Dlatego resort edukacji miałby w rozporządzeniu określać minimalne stawki dodatków, a samorządy w drodze negocjacji ze związkami zawodowymi - maksymalne. Tam, gdzie nie byłoby takiej możliwości, ich wysokość określałby wyłącznie organ prowadzący daną szkołę.
- Jestem sceptyczny co do tego pomysłu, bo sytuacja finansowa poszczególnych gmin jest różna i nawet minimalne stawki określone przez ministerstwo mogą być problematyczne. Najniższe i maksymalne kwoty powinny pozostawać w naszej gestii, czyli samorządów - postuluje Mariusz Krystian, wójt gminy Spytkowice.
Podobnego zdania są inni przedstawiciele lokalnych włodarzy.
- Nie ma naszej zgody na to, aby rząd narzucał nam, ile mają wynosić minimalne dodatki. Tym bardziej że subwencja oświatowa w dużej części nie pokrywa samorządom wydatków na edukacje - zapowiada Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.

Związki na tak

Taka zmiana jest jedyną propozycją, która spotkała się z akceptacją ze strony oświatowych związków zawodowych.
- Od lat postulujemy, aby wraz z określaniem w rozporządzeniu minimalnych stawek wynagrodzeń ustalane też były minimalne stawki za dodatek motywacyjny, pracę w trudnych warunkach - mówi Sławomir Wittkowicz, przewodniczący branży nauki, oświaty i kultury w FZZ.
- Nie dziwi mnie, że samorządy nie chcą wprowadzenia tego bezpiecznika, bo wtedy nie musiałyby dbać o zapewnienie przeciętnego wynagrodzenia - podkreśla.
Związkowcy przyznają, że do osiągnięcia przeciętnej płacy dla nauczycieli mianowanych i dyplomowanych będą musieli wynegocjować z samorządami dodatkowe ok. 20 proc. wynagrodzenia.
- W przypadku tych nauczycieli bez stopnia awansu, który ma być wprowadzony, trzeba będzie wynegocjować całą kwotę między płacą minimalną a przeciętną, czyli około 900 zł. Raczej nie spodziewam się, że ta grupa pracowników będzie mogła liczyć na jakikolwiek dodatek motywacyjny, a jednocześnie nie będzie jeszcze miała prawa do dodatku stażowego - wylicza Baszczyński.
Z kolei oświatowa Solidarność w dalszym ciągu chce wynegocjować z rządem rozwiązanie, które zakładałoby, że płace nauczycieli będą automatycznie wzrastać wraz ze wzrostem średniej krajowej. Takiego ustępstwa nie wyklucza Przemysław Czarnek, minister edukacji i nauki, choć zastrzega, że jest to uzależnione od sytuacji budżetowej. Wszystkie wątpliwości i zastrzeżenia powinny zostać rozstrzygnięte pod koniec października, kiedy będzie już znana ostateczna wersja projektu nowelizacji Karty nauczyciela. ©℗
ikona lupy />
Zmiany w Karcie nauczyciela zaproponowane przez resort edukacji / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe