Uczelnie, które oceniają prace doktorantów, wezmą pod uwagę to, że w zrealizowaniu badań mogła przeszkodzć im pandemia

W szkołach doktorskich właśnie trwa ocena śródokresowa. To nowy mechanizm sprawdzania postępu prac badawczych doktorantów. Jest przeprowadzana w połowie nauki (zazwyczaj po dwóch latach). Chodzi o to, aby oddzielić ziarna od plew – odsiać tych naukowców, którzy przez połowę czasu na kształcenie nie zrealizowali postawionych celów.
Grube sito
Ocena śródokresowa może się zakończyć wynikiem pozytywnym – wtedy stypendium młodego naukowca wzrośnie z 2,3 tys. zł do 3,6 tys. zł miesięcznie i będzie on mógł kontynuować naukę, albo negatywnym – wówczas doktorant zostanie skreślony z listy uczestników szkoły doktorskiej. Sprawdziliśmy, jak ona przebiega.
Komisje oceniające prace doktorantów wezmą pod lupę zwłaszcza to, czy zrealizowali plan badawczy. Jego wykonanie w ciągu ostatnich lat mogło być jednak trudne z uwagi na pandemię i wprowadzone ograniczenia – w dostępie do laboratoriów, bibliotek czy konferencji naukowych. Uczelnie uspokajają, że uwzględnią ten fakt.
– Doktoranci, przygotowując autoreferat związany z oceną śródokresową dla zadań określonych w planie badawczym, które nie zostały zrealizowane w 100 proc., mogą podać wyjaśnienia, w tym także pandemię. Przy czym każda sprawa jest indywidualnie rozważana przez trzyosobową komisję przeprowadzającą ocenę i to ona ostatecznie decyduje, czy podane tłumaczenia usprawiedliwiają niepełną realizację zadań – zapewnia prof. Krzysztof Walkowiak, dziekan Szkoły Doktorskiej Politechniki Wrocławskiej.
Podobnie na innych uczelniach. – W naszej szkole ocenę śródokresową doktoranta przeprowadza komisja w oparciu o zgromadzoną dokumentację, wygłoszony autoreferat w przedmiocie postępu prac nad przygotowaniem rozprawy doktorskiej oraz dyskusję, w trakcie której doktorantowi zadawane są pytania. Doktoranci zatem będą mieli możliwość przedstawienia swoich ewentualnych problemów związanych z prowadzeniem badań wynikających z sytuacji pandemicznej – informuje prof. Anna Kamecka, dyrektor Szkoły Doktorskiej Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach.
Przedstawiciele szkół uważają, że nie można tego uznać za ulgowe traktowanie. – Wzięliśmy pod uwagę to, że na realizację indywidualnego planu badawczego mogła wpłynąć pandemia. Nie nazwałbym tego jednak taryfą ulgową. Raczej chodziło o sytuacje, kiedy dany punkt indywidualnego planu badawczego nie mógł zostać zrealizowany z uwagi na to, że faktycznie uniemożliwiły jego wykonanie ograniczenia covidowe, np. wyjazd na zagraniczny staż naukowy, albo że nie można było przeprowadzić badań przez zamknięte laboratorium i ograniczony dostęp do infrastruktury badawczej, a nie dało się ich wykonać w domu – wyjaśnia prof. Dariusz Walencik, dyrektor Szkoły Doktorskiej Uniwersytetu Opolskiego.
Doktoranci mogli też wytłumaczyć się wcześniej. – Uczestnicy szkoły doktorskiej mogli aneksować swoje indywidualne plany badawcze – i część osób z tej możliwości skorzystała. Co więcej, kryteria oceny śródokresowej nie są tak sztywne, żeby trzeba było je „naginać” z powodu utrudnień w prowadzeniu badań. Jako że doktoranci i doktorantki nie zgłaszali potrzeby zmiany tych reguł, nie było powodu, żeby traktować ich ulgowo. Ani samorząd doktorantów, ani żaden doktorant indywidualnie nie wnioskował o tego rodzaju ulgi – wyjaśnia Jacek Szymik-Kozaczko z Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Dodaje, że najprawdopodobniej ci, którzy z różnych względów, w tym pandemicznych, nie podołali obowiązkom, otrzymali urlopy zdrowotne. – Parę osób zrezygnowało również z kształcenia (w niektórych przypadkach wiemy o tym, w innych zakładamy, że tak jest ‒ do tej decyzji przyczyniła się właśnie pandemia). Każdy taki przypadek był przez nas analizowany i każdej z tych osób proponowaliśmy przerwanie kształcenia na rok, nie wszyscy jednak z tej możliwości skorzystali – wyjaśnia.
Z danych zebranych od uczelni wynika, że na razie większość ocen zakończonych jest sukcesem. Przykładowo wszyscy, którzy do niej przystąpili, zaliczyli ją pozytywnie na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach (dane z poniedziałku) czy Uniwersytecie Opolskim.
Konieczne zmiany
Ogólnie uczelnie dobrze oceniają nowy mechanizm, jakim jest ocena śródokresowa. Mają do niego jednak kilka uwag. – Wymaga on dopracowania. To nowe rozwiązanie i na razie wszyscy się go uczymy. Każda uczelnia stosuje własne kryteria oceny, tymczasem może powinien zostać opracowany jeden standardowy kwestionariusz, co z pewnością ułatwiłoby pracę komisjom, które ją przeprowadzają – mówi prof. Walencik.
Inne spostrzeżenia ma Jacek Szymik-Kozaczko. – Idea oceny śródokresowej nie wydaje nam się chybiona ‒ ustawodawca zapewnił uczelniom w tym zakresie pewne minimum swobody, które pozwala na w miarę autonomiczne kształtowanie jej reguł. Będziemy więc analizować kryteria, które wprowadziliśmy, oraz przebieg oceny, stopniowo je ulepszając i – na ile to możliwe – odbiurokratyzowując, by nie stanowiła formalnej komplikacji, ale była istotnym etapem rozwoju naukowego doktoranta – deklaruje. Wskazuje przy tym na jej dobre strony, takie jak planowanie badań i monitorowanie ich realizacji, kształtowanie umiejętności prezentacji swoich osiągnięć przed gronem specjalistów i możliwość skorzystania z uwag ekspertów wchodzących w skład komisji ewaluacyjnych.
– Niestety ocena wiąże się z wieloma formalnościami, tak po stronie doktoranta, jak i szkoły doktorskiej, wpisując się jednocześnie w obowiązujące dziś korporacjonistyczne myślenie o nauce. Odrywają one doktorantów i doktorantki od kształcenia i rozwoju naukowego, zmuszając nie tylko do drobiazgowego planowania pracy, ale i do „sprzedawania produktu”, jakim w myśl tej koncepcji mają stać się wyniki ich badań – uważa Jacek Szymik-Kozaczko. ©℗