Kuratorzy opiniują plany nowego roku szkolnego, ale w związku z trudną sytuacją kadrową dość liberalnie podchodzą do liczebności klas i braku podziału na grupy językowe – mimo sprzeciwu związkowców

Organy nadzoru pedagogicznego co do zasady pozytywnie oceniają arkusze organizacyjne na kolejny rok szkolny. Nie uwzględniają zastrzeżeń oświatowych związków zawodowych, które również uczestniczą w procesie konsultacji tych dokumentów. Tym bardziej że przepisy przewidują ograniczenia dla liczebności oddziałów tylko w klasach I–III podstawówek (maksymalnie 25 uczniów, a pod pewnymi warunkami 27). Dlatego często w starszych klasach następuje łączenie oddziałów. Dzięki takim działaniom można zaoszczędzić na etatach i uporać się z brakiem nauczycieli o określonych specjalnościach.
Mimo licznych apeli – m.in. ze strony związkowców i rodziców – Ministerstwo Edukacji i Nauki nie chce wprowadzić limitów w starszych klasach. Powód? Wygenerowałoby to ogromne koszty i sprawiło, że deficyt nauczycieli byłby jeszcze większy niż obecnie. Jednak takie zarządzanie oświatą nie wypływa pozytywnie na jakość kształcenia.
Zatwierdzanie arkuszy
– Mamy już utworzone pięć oddziałów, klasy będą liczyć po 30 uczniów. A jest jeszcze znacząca grupa oczekująca kandydatów – mówi Anna Sala, dyrektor I Liceum Ogólnokształcącego w Suchej Beskidzkiej. Przyznaje też, że wciąż ma problem z nauczycielami nauk przyrodniczych i matematyki. – Sąsiednia placówka wciąż szuka nauczycieli do nauki języka angielskiego. Część tych nauczycieli pracuje u mnie na półtora etatu. Wystarczy, że ktokolwiek pójdzie na urlop zdrowotny i mamy sparaliżowaną pracę – dodaje.
Kolejnym problemem są limity na ćwiczeniach. Tam już przepisy przewidują ograniczenia, ale szkoły również te regulacje starają się omijać. Zgodnie z par. 7 rozporządzenia ministra edukacji narodowej z 3 kwietnia 2019 r. w sprawie ramowych planów nauczania dla publicznych szkół (Dz.U. poz. 639) podział na grupy jest obowiązkowy na lekcjach informatyki oraz języka obcego w oddziałach liczących więcej niż 24 uczniów. – Niestety organy nadzoru pedagogicznego mimo naszych interwencji przymykają oko nie tylko na przepełnione klasy, ale też brak możliwości podziału na grupy. Najczęściej tłumaczą się tym, że uczniowie reprezentują podobny poziom znajomości języka obcego, więc nie ma sensu dzielenia klas – mówi Andrzej Antolak, nauczyciel i członek Rady Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność” Regionu Środkowo-Wschodniego. Jego zdaniem jest to rażące naruszenie przepisów, ale na rękę samorządom i dyrektorom, którzy oszczędzają pieniądze i nie mają problemów organizacyjnych.
– Kuratorzy zdają sobie sprawę, że jeśli trzymaliby się litery prawa i wymagaliby, aby w arkuszu nie było przepełnionych klas, to wtedy mogłoby się okazać, że nauczycieli brakuje nie kilka tysięcy – jak obecnie podają statystyki, ale kilkanaście tysięcy. A tak dyrektor pisze wyjaśnienia, że nie może znaleźć nauczyciela i musi zastosować takie rozwiązanie, które jest na granicy prawa – potwierdza Sławomir Wittkowicz, przewodniczący WZZ „Forum-Oświata”.
Oświatowe związki podkreślały, że po wygaszeniu gimnazjów będą problemy z przepełnionymi oddziałami w szkołach ponadpodstawowych. I tak niestety jest w wielu placówkach. W technikach są np. klasy, w których są osoby uczące się zawodu stolarza, piekarza, kucharza lub mechanika, a jedynie na zajęcia praktyczne chodzą oddzielnie. – Tak nie powinno być w praktyce, ale nauczyciele zawodu pracują po 40 godzin tygodniowo, a większość z nich jest w podeszłym wieku. Młodzi nauczyciele, np. po politechnice, nie są zainteresowani pracą za 2 tys. zł. Dlatego za parę lat szkoły branżowe może będą, ale nie będzie miał tam kto pracować – mówi Andrzej Antolak.
– Jestem już na emeryturze, ale pracuję w szkole branżowej, ponieważ nie ma nowych nauczycieli. Oczywiście w wielu placówkach tworzone są klasy wielobranżowe, ale to nie jest właściwe rozwiązanie – potwierdza Józek Łasak, nauczyciel przedmiotów zawodowych i fizyki z Zespołu Szkół Rolniczych w Radoczy.
Mniejsze wsparcie
Związkowcy, którzy opiniowali arkusze organizacyjne, potwierdzają również, że notorycznie samorządy wymuszają, aby dyrektorzy zmniejszali liczbę etatów pedagogicznych, psychologicznych, bibliotekarzy oraz nauczycieli zatrudnionych w świetlicy.
– Zgłaszaliśmy nieprawidłowości do kuratora, że w szkołach po pandemii ku naszemu zaskoczeniu ogranicza się liczbę etatów pedagogicznych, psychologicznych. Dodatkowo wprowadzana jest zasada, że świetlica w podstawówce jest zapewniona dla uczniów z klas I–IV, a w starszych taka możliwość jest tylko w wyjątkowych sytuacjach. Niestety, choć takie ograniczenia są niezgodne z prawem, organ nadzoru pedagogicznego umywa ręce, bo uważa, że to nie jego sprawa – wylicza Sławomir Wittkowicz.
Takie same wnioski ma Związek Nauczycielstwa Polskiego. – Nie mogą oszczędzać na nauczycielach tablicowych, to zwalniają lub ograniczają etaty osób, które powinny wspierać uczniów po pandemii – przyznaje Krzysztof Baszczyński, wiceprezes ZNP.
Przy okazji zmian w konsultowanym obecnie projekcie nowelizacji prawa oświatowego, dotyczącym m.in. zwiększenia uprawnień kuratorów oświaty, pojawił się przepis, który ma wymusić na dyrektorze, aby przedstawił arkusz organizacyjny również radzie pedagogicznej. – Wcześniej część dyrektorów się od tego uchylała, ograniczając się tylko do indywidualnego wskazywania zakresu obowiązków poszczególnych pracowników na nowy rok szkolny. Po zmianach na radzie będzie można wyjaśnić np., dlaczego niektórzy nauczyciele mają płatne dodatkowe koła zainteresowania, a inni nie, bo do tej pory takie praktyki również były nagminne – mówi Sławomir Wittkowicz.
Przykładowy arkusz organizacyjny