Gdyby podobną ofertę złożyły inne ugrupowania, też bym nie odmówił – mówi prof. Jerzy Przyborowski. I tłumaczy, dlaczego zgodził się, by kampus uczelni stał się miejscem organizacji „Campusu Polska Przyszłości” Rafała Trzaskowskiego

„To właśnie nasze miasteczko studenckie UWM w Olsztynie wybrał Rafał Trzaskowski na promocję swojego nowego projektu «Campus Polska Przyszłości»” – można przeczytać na stronie uczelni. Skąd pomysł, by inicjatywę, za którą stoi polityk o wyrazistych poglądach, wprowadzać na teren uczelni?
Zaskoczę panią. To pytanie nie powinno być kierowane do mnie. My, jako uczelnia, odpowiedzieliśmy na złożoną nam ofertę. Nie jesteśmy organizatorami tego wydarzenia. Jest nim fundacja Rafała Trzaskowskiego. Dodam tylko, że kampus naszej uczelni jest niezwykle atrakcyjnym miejscem do organizowania podobnych wydarzeń. Nie jest to pierwsza impreza z udziałem tak licznej grupy. Bo, przypomnę, tu ma zjechać ok. tysiąca młodych osób, do tego prelegenci, organizatorzy. Co roku nasz kampus jest wykorzystywany w „Akcji lato” do wypoczynku dzieci.
Czym innym są jednak kolonie, a czym innym wydarzenie współorganizowane przez polityków.
Nie wyolbrzymiałbym tej polityki. Powiem szczerze: sytuacja Fundacji „Żak” UWM jest bardzo trudna. Z powodu braku studentów w kampusie ponosi ona dotkliwe finansowe straty. Z tego powodu, gdyby podobną ofertę złożyły inne ugrupowania, też bym nie odmówił.
Fundacja Żak?
Jej fundatorem jest rektor uczelni UWM, a w jej radzie zasiadają m.in. profesorowie i wykładowcy. Obsługuje akademiki, osiedle studenckie, całe to zaplecze. Zarządza na podstawie umowy o dzierżawie budynkami i gastronomią.
Czyli zgodził się pan na „Campus Polska Przyszłości”, by podreperować budżet fundacji?
Tak, każda taka oferta byłaby przyjęta. Zresztą, nie tylko my ponosimy straty. Proszę zadać to pytanie innym uczelniom, które przez cały rok pandemii musiały ponosić koszty stałe, w tym zatrudnienia. Nie da się zwolnić ludzi z pracy z dnia na dzień. Zresztą, nie chcieliśmy tego robić, bo liczymy, że powoli wracamy do normalności.
Jakiego rzędu są to straty?
To są milionowe kwoty.
Skoro cierpią wszyscy, dlaczego Rafał Trzaskowski zwrócił się z ofertą właśnie do UWM?
Nasz kampus uchodzi za jeden z najpiękniejszych w Europie. Jest zlokalizowany między lasem a zabytkowym parkiem kortowskim, który niedawno został zrewitalizowany. Osiedle studenckie jest nad samym jeziorem, do tego mamy stadion, boiska do siatkówki, koszykówki, tenisa. Jest basen. Na identycznych zasadach w 2013 r. wynajmowaliśmy ten teren jako usługę mieszkaniowo-żywieniową, dla 1,2 tys. uczestników imprezy organizowanej przez Fundację „Dzieło Nowego Tysiąclecia” powołaną przez Konferencję Episkopatu Polski. To było spotkanie ideowe, do którego nie dołożyliśmy złotówki, a które także podreperowało nasz budżet.
Rafał Trzaskowski, Sławomir Nitras, Piotr Grzymowicz, prezydent Olsztyna oraz Lidia Pereira, posłanka do Parlamentu Europejskiego i przewodnicząca YEPP, młodzieżówki Europejskiej Partii Ludowej (której przewodniczy Donald Tusk) – teraz to m.in. oni zapraszają na spotkanie ideowe.
Fundacja „Dzieło Nowego Tysiąclecia” zorganizowała wykłady, spotkania z ludźmi. Myślę, że zbliżająca się impreza jest podobna z założenia. A że jej twarzą jest polityk? Ktoś może powiedzieć, że to wydarzenie polityczne, nie uniwersyteckie. Przypomnę, że odbywać się będzie na przełomie sierpnia i września, kiedy nie ma studentów, większości pracowników.
Czyli zostaną tylko mury?
To czas, który z natury rzeczy jest na uczelniach martwy. Wykorzystujemy go usługowo. Powtórzę: nie ja jestem inicjatorem. Nawet nie wiem, kto dokładnie będzie występował, nie znam szczegółów. Owszem, spotkałem się z Rafałem Trzaskowskim. Tak, jak rozmawiam z każdym, kto na uczelni się pojawia. Poza tym głęboko wierzę, że to będzie platformą porozumienia międzypokoleniowego. Przypomnę, że uczestniczyłem również w konferencji prasowej organizowanej przez wojewodę warmińsko-mazurskiego Artura Chojeckiego przy okazji regionalnych konsultacji „Strategii RP na rzecz młodego pokolenia”. To też można by uznać za działania polityczne, skoro prowadzone są pod agendą rządową. Ale dla mnie to nie polityka, tylko budowanie mostu między pokoleniami.
Ale poglądy polityczne pan jasno określone ma?
Owszem, mam, ale one nie mają tu nic do rzeczy. Nie będę teraz o nich mówił, bo od razu zostanę umieszczony w kontekście. Tak, jak niepotrzebnie nakłada się polityczną optykę na „Campus Polska Przyszłości”.
Spójrzmy więc na tematy planowanych warsztatów i dyskusji. „Kościół, religia, państwo: partnerzy czy rywale?”, „Czemu Polacy nie szanują państwa? Państwo: niechciane, nielubiane, niezbędne?”, „Jak zreformować deformę? Co zrobić, by wrócić do normalności w polskim systemie sądowniczym?”. Pan naprawdę nie wie nic o gronie prelegentów?
Powtórzę: wiem tylko, kto jest organizatorem. Ale kto w jakiej debacie weźmie udział – nie mam pojęcia.
„Stonewall po Polsku? Homofobia – to się leczy. Kto się boi tęczy?”, „Ręce precz od naszych ciał. Rząd na wojnie z kobietami” – to kolejne propozycje paneli.
To są wszystko tematy, które mogą być prezentowane w rozmowie, niekoniecznie ukierunkowane na walkę partyjną, krytykę rządu. Dlaczego od razu tak to odbierać? Owszem, mają potężny ładunek emocjonalny, ale też opierają się na konkretnych wartościach: tolerancji, równych prawach. To są wartości uniwersalne, nie partyjne. A że są one postrzegane dziś w kontekście dziejowym, wydarzeń, jak choćby orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego ws. aborcji czy homofobicznych słów padających z ust zarówno świeckich, jak i hierarchów Kościoła, nie jest moją czy organizatorów winą. Idąc tym tropem, każda debata na wspomniane tematy odbierana powinna być w politycznym kontekście. Ale czy przez to mamy nie rozmawiać?
Gdyby dziś zgłosił się do pana polityk reprezentujący zdecydowanie bardziej konserwatywną frakcję z propozycją organizacji na uczelni ideowego wydarzenia, zgodziłby się pan bez oporów? Też nie interesowałoby pana, kto będzie dyskutował i o czym?
O ile byłoby to w zgodzie z prawem, nie naruszało godności innych osób, bez walki ideologicznej, w oparciu o niekwestionowane wartości z demokracją na czele – tak. Stoję na stanowisku, że demokracja ma zalety i wymagania. Wymagania, które bywają trudne do sprostania, np. gdy trzeba uznać wygraną w wyborach danej siły politycznej. Nawet, gdy mamy inne poglądy.
A gdzie, pana zdaniem, przebiega granica, na co uczelnia może się zgodzić, a na co nie powinna? Tak, by zachować apolityczność.
Granica jest trudna do ustalenia. Na pewno nie chciałbym, by uniwersytet był wykorzystywany do agitacji partyjnej, np. podczas kampanii wyborczej. W sytuacji, kiedy kandydaci na posłów walczą o głosy wyborców. Choć tu również widzę niuanse, np. kiedy kandydat deklaruje, że chce rozmawiać tylko o wartościach uniwersalnych i w tym kontekście nie narusza misji uniwersyteckiej. Odwołuje się więc do tego, co mamy wpisane w ustawie o szkolnictwie wyższym. Artykuł 2 mówi, że misją uczelni jest m.in. kształtowanie postaw obywatelskich, a także uczestnictwo w rozwoju społecznym. Wracając do pytania o granice, to na pewno nie ma zgody na prezentowanie skrajnych poglądów. A już na pewno tych, które nacechowane są przemocą, nawoływaniem do nienawiści.
Skoro granica jest trudna do ustalenia, nie boi się pan zarzutu, że ją przekroczył?
Być może najprostszym rozwiązaniem byłoby się odciąć od wszelkich takich działań, stawiając wyłącznie na edukację i badania naukowe. Ale cytowana ustawa mówi też o autonomii uczelni, o funkcjonowaniu w oparciu o standardy międzynarodowe, zasady etyczne. W tym sensie trudno kwestionować prawa wolnościowe, tolerancję i współistnienie w ich duchu, wokół których będzie koncentrował się „Campus” Rafała Trzaskowskiego. Do tego słyszę, że będzie tam mowa również o rozwoju technologii, ochronie przyrody, czyli tym, co dla młodych jest ważne. Nie obawiam się partyjnej agitacji.
Rozmawiała Paulina Nowosielska