Egzaminy, jak przed rokiem, ruszają w ścisłym reżimie sanitarnym. Mimo to ich organizacja przysporzyła dyrektorom więcej kłopotów

Już sam rocznik zdających jest wyjątkowy. – Ten rok w pandemii na zdalnym nauczaniu, poprzedni podobnie, a wcześniejszy ze strajkiem nauczycieli. Maturzyści spędzili niemal połowę nauczania na zdalnym. W ich przypadku normalna nauka to pojęcie względne – mówi Joanna Walczak, dyrektor liceum i technikum w Lubińcu.
Ławki nadal są rozstawione co 1,5 m. Na salę w tym roku przypada dwóch, a nie trzech pilnujących nauczycieli. To jednak nie znaczy, że będzie łatwiej zorganizować egzaminy.
– Jeśli na sali jest więcej niż 30 zdających, to na każde dodatkowe 10 uczniów trzeba zorganizować kolejną osobę do komisji – mówi Konrad Jaroszewski, dyrektor XXX LO w Warszawie. Dyrektorzy wskazują inne istotne utrudnienie: druga dawka szczepienia u wielu nauczycieli wypada właśnie w czasie matur.
Małgorzata Targosz, dyrektor I LO w Kędzierzynie-Koźlu, wskazuje, że skład komisji planuje się jeszcze w kwietniu. – Robiłam to właśnie na podstawie terminów szczepień i możliwego późniejszego gorszego samopoczucia nauczycieli. I tak np. niektórzy mają drugą dawkę 15 maja, co wypada w sobotę, na wszelki wypadek nie są więc uwzględnieni w komisji na 17 maja – opowiada.
Katarzyna Mrówczyńska, dyrektor Zespołu Szkół Architektoniczno-Budowlanych i Licealnych w Warszawie, opisuje, że u niej do matury przystępuje blisko 160 uczniów. A to oznacza: – Na język polski – 12 komisji, 13 – na matematykę, na angielski – 16. Zależnie od dnia. Do tego trzeba mieć nauczycieli z innych szkół i oddelegować swoich – wylicza. Tu również pierwotnie termin przyjęcia drugiej dawki szczepienia był zaplanowany na 5 maja, czyli drugiego dnia matur. Udało się go przesunąć o osiem dni, kiedy wciąż trwają egzaminy, ale komisji na ten dzień potrzeba już mniej – dodaje. Tu prośby szły do koordynującego akcją szczepień szpitala MSWiA, a informatyk z punktu na Stadionie Narodowym robił, co mógł.
W liceum w Kędzierzynie -Koźlu do matury przystępują 123 osoby. – Na przykład do angielskiego podstawowego aż 100 osób, co oznacza 10 komisji – mówi dyrektor. Tu, dla bezpieczeństwa, dyrekcja wprowadziła osobę rezerwową. – Ma obowiązek danego dnia prowadzić lekcje ze szkoły, nie zdalnie, i być w pogotowiu.
Na tym nie koniec. Jak przyznają dyrektorzy, choć rząd wprowadza ułatwienia, to równocześnie zaostrza wymagania organizacyjne. – Od tego roku przy odbiorze egzaminów maturalnych ma być nie tylko dyrektor lub osoba przez niego wyznaczona, ale jeszcze jeden nauczyciel. Muszę więc wytypować osobę, która każdego dnia w dniu matur stawi się o określonej porze i razem ze mną odbierze dokumenty. Rozumiem, że w poprzednim roku były przecieki, ale za to odpowiedzialność powinna ponosić dana placówka – mówi dyrektor warszawskiego liceum.
Nowa procedura jest też przy wydawaniu arkuszy wewnątrz placówki. – Wszyscy przewodniczący komisji z danego dnia razem z delegacjami uczniów mają zebrać się wspólnie i ocenić, czy nie zostały naruszone foliowe koperty. To znów, jak rozumiem, zasada ograniczonego zaufania – zastanawia się dyr. Targosz.
Od kilku lat obowiązuje reguła, że nauczyciel nie może pilnować uczniów na egzaminie ze swojego przedmiotu. Dyrektorzy są zdania, że to uderza w pedagogów. – Sugeruje, że będą podpowiadać uczniom, a tym samym wpływać na wyniki matur – mówi Marek Pleśniar, dyrektor Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty. Organizacja zapowiada dalszą walkę o zniesienie wymogu, który w pandemii sprawia też kłopoty organizacyjne.
– W tym roku egzamin z języka angielskiego uczniowie w mojej szkole będą zdawać w 20 salach. 10 nauczycieli jest wyłączonych z pilnowania, bo uczą języka. Komisja jest zatem utworzona na styk. Jeśli jakiś nauczyciel się rozchoruje, matura stanie pod znakiem zapytania – słyszymy w jednej ze szkół.
Pedagodzy, z którymi rozmawialiśmy, nie mają wątpliwości, że choć matura będzie w tym roku prostsza, to jej wynik będzie podobny do tego z 2019 r. – Nie są przygotowani. Dało się to zauważyć w czasie egzaminu próbnego. Na polskim nie wybierali prostej rozprawki, a trudną analizę wiersza, na której polegli – mówi dyrektorka liceum w Krakowie.
W Lubińcu też słychać obawy. Tu z racji pandemii wycofano busy wożące do szkoły uczniów z okolicznych wsi. Do ostatniej chwili konsultacje odbywały się więc wyłącznie zdalnie. – W domu zawsze mieli „sklerotki”, czyli notatki, do których mogą zajrzeć, no i internet z gotowymi odpowiedziami. Matura to jednak pusta ławka, tylko arkusz egzaminacyjny, coś do pisania i własna głowa, która odwykła od tego rodzaju sprawdzianów – mówi Joanna Walczak. ©℗
Wielu nauczycieli w czasie matur ma drugą dawkę szczepienia