Nowe reguły przyznawania pożyczek dla studentów, które wprowadziła ustawa z 20 lipca 2018 r. – Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 85 ze zm., dalej: ustawa 2.0), nie zachęciły do sięgania po tę formę wsparcia. Przed wejściem w życie zmian (1 stycznia 2019 r.) o kredyt wnioskowało 4,2 tys. studentów rocznie. Natomiast po wprowadzeniu udogodnień niespełna 2,4 tys.
– Ustawa 2.0 i rozporządzenie w sprawie kredytów studenckich wdrożyły kilka nowych rozwiązań, które miały ułatwić dostęp do nich. Państwu bowiem bardziej opłaca się, aby studenci korzystali z instrumentów zwrotnych, jakimi są kredyty, niż bezzwrotnych, jakimi są stypendia. Jednak liczby pokazują, że garstka osób korzysta z tej możliwości – wyjaśnia Jacek Pakuła prawnik, pomysłodawca konferencji „Pomoc materialna dla studentów i doktorantów”.
Co się zmieniło
Nowe regulacje, obowiązujące od 1 stycznia 2019 r., przede wszystkim umożliwiły składanie wniosku o pieniądze w dowolnym momencie w roku. Przyśpieszyły także jego rozpatrzenie – bank podejmuje decyzję w ciągu 30 dni. Wcześniej wniosek można było składać w terminie od 15 lipca do 20 października, a był oceniany do 31 grudnia. Ponadto podwyższono próg wiekowy. Przed 2019 r. o kredyt mogły wnioskować osoby, które nie ukończyły 25. roku życia. Obecnie granica wynosi 30 lat dla studentów i 35 lat dla doktorantów. Nowe przepisy umożliwiły także składanie wniosku za pośrednictwem bankowości elektronicznej.
Te ułatwienia jednak okazały się niewystarczające i nie odwróciły spadkowego trendu. Rząd zastanawia się, jak to zmienić. Tym razem rozważa np. wprowadzenie zmian w zasadach poręczeń kredytów. Obecnie, aby uzyskać pożyczkę, student musi wskazać poręczyciela, który w razie konieczności spłaci zaciągnięte przez niego zobowiązania. Najczęściej są nimi rodzice lub dalsza rodzina. Poręczeń udziela też Bank Gospodarstwa Krajowego. Jednak z tego rozwiązania mogą skorzystać tylko niektórzy, np. osoby pozbawione opieki rodzicielskiej. O takie poręczenie mogą wnioskować również ci, których dochód nie przekracza 1,5 tys. zł na osobę w rodzinie – wówczas przysługuje im 100 proc. zabezpieczania spłat kredytu przez BGK, natomiast, jeżeli wynosi on do 2 tys. zł, można liczyć na poręczenie 90 proc. Już obecnie z poręczeń BGK korzysta ok. 70 proc. studentów sięgających po kredyty. Dlatego rząd zastanawia się, czy rozszerzyć tę możliwość na wszystkich studentów lub podwyższyć progi do tego uprawniające.
Wśród rozważanych propozycji jest też zwiększenie grona studentów, którzy mogą otrzymać kredyt. Obecnie są to jedynie ci, których dochód na osobę w rodzinie nie przekracza 3 tys. zł.
– Zdecydowanie ten próg powinien zostać podwyższony. Można by także wrócić do zasady, że osoby, które go nie przekraczają, mają pierwszeństwo przy uzyskaniu pożyczki na preferencyjnych warunkach. Spełnienie tego kryterium nie byłoby jednak warunkiem koniecznym – mówi Jacek Pakuła.
Resort nauki poddaje również ocenie kwoty kredytów. Obecnie można ubiegać się o pożyczkę w wysokości miesięcznej transzy 400 zł, 600 zł, 800 zł lub 1000 zł. Analizowane są także zasady umarzania, obecne kryteria są bowiem wyśrubowane. Przykładowo, aby otrzymać 50 proc. umorzenia, trzeba znaleźć się w gronie 1 proc. najlepszych absolwentów uczelni.
– Warto byłoby wprowadzić rozwiązanie, które pozwala umorzyć np. 10 proc. kredytu tym absolwentom, którzy ukończą studia w terminie – uważa Jacek Pakuła.
Skazani na porażkę
Eksperci jednak uważają, że zmiany niewiele pomogą. – Rozwiązanie, które funkcjonuje obecnie, raczej nie zyska na popularności, zwłaszcza w sytuacji postpandemicznej, która wzmacnia lęk przed zadłużaniem się – uważa dr Marcin Kędzierski z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie.
Adam Malicki, wiceprzewodniczący Parlamentu Studentów RP, przekonuje, że na małe zainteresowanie kredytami wpływają przede wszystkim różnice w sposobie dokonywania przez banki oceny zabezpieczenia ich spłaty czy koszty dodatkowe. – Banki mogą je nakładać na kredytobiorcę na podstawie umowy z BGK. Przykładem może być stosowana przez jeden z nich prowizja naliczana do każdej transzy kredytu, wynosząca 2 proc. Wpływ na niską popularność kredytów ma również to, że studenci często nie wiedzą o ich istnieniu. Przeszkodą jest też skomplikowany, z punktu widzenia studentów, proces składania wniosku – dodaje.
W efekcie kredytami nie są zainteresowani ani studenci, ani banki. Udzielają go jedynie cztery podmioty. – Studenci wolą pracować w trakcie kształcenia (tak deklaruje ok. 70 proc. z nich) i na bieżąco opłacać swoje wydatki niż się zadłużać. Kredyt nie jest też atrakcyjnym produktem dla banków, stąd trudno się dziwić, że większość z nich przestała go oferować – dodaje Kędzierski. I proponuje całkowitą zmianę podejścia do tematu – na wzór rozwiązań funkcjonujących choćby w Wielkiej Brytanii czy też na Węgrzech. Jak wyjaśnia, tam student może otrzymać pieniądze nie tylko na opłacenie czesnego, ale też np. na zakwaterowanie, wyżywienie i utrzymanie podczas nauki. Studia są dla niego całkowicie bezpłatne, zaczyna spłacać zobowiązania dopiero po ich ukończeniu, ale tylko w sytuacji, gdy znajdzie pracę gwarantującą mu wystarczająco wysoki dochód. Wówczas w ramach tzw. podatku absolwenckiego spłaca je w wysokości określonego procentu swoich dochodów. – Istnieją dwa warianty takiego instrumentu: spłata w podatkach tylko równowartości zobowiązania albo – i to w mojej opinii ze względu na zasadę sprawiedliwości społecznej lepszy model – taki podatek płaci się do końca kariery zawodowej. Co jednak najważniejsze, w przypadku nieosiągnięcia wystarczających dochodów w okresie całego zawodowego życia zobowiązanie takie jest umarzane, a odpowiedzialność za jego spłatę przechodzi na budżet państwa – wyjaśnia Kędzierski.
Studenci wolą pracować niż się zadłużać. W efekcie zainteresowanie kredytami spada. Udzielają ich tylko cztery banki
Pieniądze dla studentów na korzystnych warunkach