Ministerstwo Edukacji i Nauki przygotowuje się do powrotu uczniów do nauczania stacjonarnego. Kolejny raz nie zamawia zewnętrznych ekspertyz ani nie buduje jakiejkolwiek strategii. Kolejny raz „rząd będzie na bieżąco reagować i wprowadzać kolejne rozwiązania, w tym ewentualne ograniczenia”.

Kiedy we wrześniu Ministerstwo Edukacji Narodowej otwierało szkoły nie zamówiło żadnych ekspertyz naukowych, dotyczących tego, w jakim modelu mają one funkcjonować. Nie konsultowało swoich decyzji dotyczących stref czerwonych i żółtych ani tego w jaki sposób i w jakich okolicznościach mają być kierowani na kwarantannę uczniowie i nauczyciele. Wszystkie decyzje były podejmowane wyłącznie wewnętrznie. Przypomnijmy, że od lipca 2020 roku, ówczesny szef MEN powtarzał, że "mury nie zarażają". Taka narracja obowiązywała do 22 października, kiedy to minister Adam Niedzielski stwierdziła, że "szkoły są rozsadnikiem epidemii".

Powrót uczniów i nauczycieli do szkół będzie wyglądał podobnie jak we wrześniu. Różnice polegają na tym, że tym razem najpierw do nauki stacjonarnej wrócą dzieci z klas I-III, a nauczyciele zostaną jednorazowo przetestowani na obecność koronawirusa.

Interpelację z szeregiem pytań o to, jak będzie wyglądał powrót uczniów do szkół złożyła grupa posłów Koalicji Obywatelskiej. Posłowie chcieli wiedzieć m.in.: jakie scenariusze epidemiologiczne przewiduje MEiN, jakie są strategie na wypadek wystąpienia poszczególnych z nich, jakie warunki muszą być spełnione by powrót uczniów i nauczycieli do nauczania stacjonarnego był w ogóle możliwy oraz czy MEiN przygotowało ewaluację działań z czasu przed drugą falą pandemii koronawirusa.

Z odpowiedzi MEiN nie dowiadujemy się zbyt wiele. Czytamy w niej, że rząd w sprawie zamykania i otwierania szkół będzie tym razem również działał ad hoc: „W zależności od rozwoju sytuacji Rząd RP będzie na bieżąco reagować i wprowadzać kolejne rozwiązania, w tym ewentualne ograniczenia”.

„Bezpieczny powrót do szkół uwarunkowany jest spełnieniem warunków bezpieczeństwa sanitarnego. Z punktu widzenia bezpieczeństwa oraz dobra dzieci i nauczycieli priorytetem Ministra Edukacji i Nauki jest skuteczność podjętych działań chroniących zdrowie, przy jednoczesnym zapewnieniu opieki i nauki. Sposoby ograniczania ryzyka wynikają z kierunku rozwoju epidemii i są na bieżąco modyfikowane”.

Jakie są to warunki – MEiN nie precyzuje.

Podobnie jak przed 1 września 2020 roku jedynymi podmiotami, z którymi MEiN współpracuje przy podejmowaniu decyzji dotyczących organizacji pracy w szkole w trakcie trwania pandemii są Ministerstwo Zdrowia i Główny Inspektor Sanitarny. Jak czytamy w odpowiedzi na interpelację: „Wszelkie decyzje Ministra Edukacji i Nauki w sprawie bezpiecznej działalności przedszkoli są podejmowane z uwzględnieniem aktualnej sytuacji epidemicznej w porozumieniu z Głównym Inspektorem Sanitarnym i Ministrem Zdrowia - dla dobra dzieci oraz nauczycieli”.

Pytaliśmy obie instytucje o prace nad strategią otwierania szkół – Ministerstwo Zdrowia odesłało nas do MEiN, GIS przyznał, że takie prace się nie toczą. Zdaniem Ministerstwa Edukacji i Nauki nie ma takiej potrzeby, ponieważ – jak czytamy dalej: „Na każdym etapie wprowadzania nowych rozwiązań organizacyjnych szkoły i placówki równolegle otrzymywały z Ministerstwa Edukacji Narodowej wytyczne i zalecenia, których stosowanie zapewniało bezpieczne i higieniczne warunki pracy i nauki. Wytyczne dostępne są na stronie resortu edukacji. […] Zatem są już wypracowane wytyczne, a w przypadku innych rozwiązań zostaną adekwatnie zmodyfikowane”.

Powrót uczniów do szkół był przedmiotem posiedzenia Zespołu Parlamentarnego ds. Przyszłości Edukacji. Zaproszeni eksperci stwierdzili jednogłośnie, że powrót na takich samych zasadach jak we wrześniu jest złym pomysłem. - Jeżeli ktoś pyta, czy powracać do szkół w podobny sposób jak we wrześniu, to wszyscy nasi dyrektorzy zakrzyknęli jednym głosem: „Nie daj Boże!”, ponieważ byliśmy zaskakiwani, ponieważ nie posłuchano naszego stanowiska, w którym oczekiwaliśmy, że dzieci starsze pójdą do szkoły dwa tygodnie później i w efekcie mamy sytuację jaką mamy. Jeżeli zmarnujemy ferie tak samo jak zmarnowaliśmy wakacje to absolutnie powrót do szkół się nie uda, a może i spowodujemy kolejne nieszczęście - mówił Marek Pleśniar, przewodniczący Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty.

- Oczywiście o ile w marcu cały świat był zaskoczony tym, co się dzieje i można powiedzieć, że żaden kraj nie był przygotowany na to tsunami edukacyjne, to to co się działo później, to otwarcie szkół we wrześniu było działaniem, na które patrzymy z dużym niepokojem. Rząd wydaje się w tych swoich poczynaniach działać z dosyć niewielką subtelnością w porównaniu do krajów, które – wydaje się – przygotowały to otwarcie szkół w sposób bardziej precyzyjny - mówił dr Tomasz Gajderowicz, badacz Evidence Institute i Uniwersytetu Warszawskiego.

- Chcielibyśmy przekonać do zmiany sposobu myślenia o otwieraniu szkół – nie na zasadzie wielkiego przycisku „zamykam – otwieram”, ale do takiego przygotowania jak inne kraje europejskie, które poświęciły miesiące letnie na dostosowanie standardów edukacji hybrydowej, czyli takiej, która z jednej strony zapewnia reżim sanitarny najwyższej jakości, a z drugiej strony pozwala minimalizować stratę edukacyjną, zaadresować działania wobec uczniów wykluczonych oraz zadbać o tych z największymi problemami emocjonalnymi - dodał.

Zdaniem Marka Pleśniara podstawą wszystkich przygotowań powinno być to, aby przywrócić do szkół najpierw uczniów klas I-III, ale pod warunkiem, że zaszczepienia nauczycieli. - Co więcej, będziemy czynili ze szkoły źródło edukacji o tej czynności, bo - jak wiemy – jest do tego spora niechęć. Powinniśmy dać dobry przykład i jednocześnie stać się bezpiecznym miejscem w którym nie zaraża się i nie roznosi się wirusa - mówił.

Podobnego zdania jest wiceprzewodniczący ZNP, Krzysztof Baszczyński. Związek podkreśla w swoich stanowiskach konieczność szybkiego zaszczepienia nauczycieli. - Poza tym niezbędne jest, aby realizować to, co faktycznie jest zapisane w rozporządzeniu, że to dyrektor ma autonomie w podejmowaniu decyzji dotyczących zamykania lub otwierania szkół, a nie - jak to było w praktyce - że leży to w gestii sanepidu. To dyrektor zna swoją szkołą, obserwuje uczniów i nauczycieli na co dzień i szybciej widzi np. rosnącą absecję i może szybciej zareagować - tłumaczy.