Szefowa MEN zapowiada, że weźmie pod lupę literaturę, którą mają czytać uczniowie. Eksperci podzielili się na zwolenników zmian i tych, którzy uznali, że to nie problem, a temat mający odwrócić uwagę od elementarza.
Joanna Kluzik-Rostkowska zamierza się przyjrzeć obowiązującej liście lektur. W rozmowie z DGP zapowiedziała, że na początku przyszłego roku szkolnego rozpocznie w tej sprawie konsultacje z ekspertami.
– Zwykle w czasie matur rozmawiamy o tym, że za dużo jest zadań związanych z romantyzmem czy pozytywizmem. Zapominamy jednak, że nie jest to kwestia samego egzaminu, ale tego, co wcześniej omawia się w szkole. Debata na ten temat jest konieczna – uważa minister edukacji.
Pierwsze podejście Joanna Kluzik-Rostkowska ma już za sobą. O lektury marzeń i koszmary z czasów szkolnych zapytała użytkowników Twittera. Internauci do zmiany wytypowali między innymi: „Nad Niemnem”, „Cierpienia młodego Wertera”, „Ludzi bezdomnych”. Jako lektury warte wciągnięcia na ministerialną listę proponowali z kolei: „Władcę much”, „Paragraf 22”, a nawet „Grę o tron”.
O lektury, które należałoby wymienić, zapytaliśmy ekspertów – nauczycieli i akademików. Najwięcej zastrzeżeń mają do zestawu sugerowanego dla podstawówki. W podstawie programowej nie ma ścisłego kanonu. Polonista wybiera lektury samodzielnie (w klasach 4–6 co najmniej cztery książki rocznie). W dokumentach MEN nauczyciel znajdzie jedynie listę podpowiedzi. Wśród nich między innymi: „Historię żółtej ciżemki” Kornela Makuszyńskiego (data pierwszego wydania: 1913 r.) czy „W Pustyni i w puszczy” Henryka Sienkiewicza (1911 r.).
– Zmiana listy lektur od czasu do czasu jest konieczna – ocenia dr Dorota Michułka, filolog i metodyk z Uniwersytetu Wrocławskiego. – Warto wprowadzać teksty, które są zrozumiałe dla współczesnego dziecka. W szkole podstawowej główną funkcją lektur jest przecież zachęcenie go do czytania – dodaje.
Doktor Michułka przyznaje, że w podstawie programowej dla klas 4–6 brakuje literatury ilustrowanej. I podaje przykłady: nawiązujący do życia Janusza Korczaka „Pamiętnik Blumki” Iwony Chmielewskiej czy „Wynalazek Hugona Cabreta” autorstwa Briana Selznicka. Dr Małgorzata Wójcik-Dudek z Uniwersytetu Śląskiego dodaje inne nazwiska autorów dla dzieci: Barbary Gawryluk, Barbary Stenki, Pawła Paraszyńskiego, Michała Rusinka.
Uwag do lektur na wyższych poziomach jest mniej. Głównie dlatego, że podstawę programową dla liceum i gimnazjum MEN zmieniło dość radykalnie w 2008 r. – Kanon został przewietrzony – znalazły się tam nie tylko inne, lecz także nowsze teksty – przyznaje dr Wójcik-Dudek. Do gimnazjum i liceum została wprowadzona literatura popularna – komiks, fantasy, proza detektywistyczna. – Z rzeczy obligatoryjnych zostało tylko kilka pozycji, absolutne minimum. Podstawa dała za to wielką dowolność nauczycielowi, teraz to on decyduje, które lektury omawiać z klasą – komentuje.
Doktor Michułka uważa, że wszystkie zmiany na liście lektur szkolnych będą wywoływać kontrowersje. Jak delikatna to sprawa, pokazała ubiegłoroczna burza wokół „Pana Tadeusza”. Wystarczyło, że „Gazeta Krakowska” napisała o rzekomym usunięciu książki z kanonu, a informację powtórzyły niemal wszystkie ogólnopolskie media, cytując przy tym oburzonych ekspertów. Informacja okazała się nieprawdziwa – „Pan Tadeusz” został po prostu przesunięty do liceum, tak by uczniowie nie omawiali tego samego tekstu dwa razy. Zmiany dokonano pięć lat przed publikacją artykułu.
Nowa lista lektur odbiła się czkawką także ministrowi edukacji w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. Roman Giertych chciał wykreślić z niej m.in. „Trans-Atlantyk” Witolda Gombrowicza. W obronie autora licealiści protestowali przed MEN.
– Zawsze jest problem z rozmową o tekstach, które należą do świętego kanonu. Zmieniając lektury na liście, musimy zawsze zachować równowagę między klasyką literacką a wartościowymi nowościami przynależnymi do obszaru literatury współczesnej. Warto na przykład zwrócić uwagę na zbiór minipowieści Jacka Dehnela – „Balzakiana” – mówi dr Michułka i dodaje, że dobrą wskazówką dla nauczyciela mogą być coroczne rozdania nagród literackich.
Dr Małgorzata Wójcik-Dudek zwraca uwagę, że pracować można dobrze i na starym zestawie – wystarczy wyciągać z lektur nowe konteksty. Do tego jednak potrzeba przygotowanych i zmotywowanych nauczycieli.
Dużo surowiej o pomyśle zmiany listy lektur wypowiada się prof. Marian Płachecki z Centrum Badań nad Literaturą SWPS. – Nie jest istotne, jakie książki znajdą się na liście lub z niej wypadną. Prawdziwy problem jest w tym, co z nauczaniem literatury się dzieje w szkole. Na poziomie rozszerzonym maturzysta dostaje do analizy fragment tekstu i w zasadzie może nie wiedzieć, skąd ten tekst został wyrwany – ocenia. I dodaje, że rozmowa o liście lektur to dla MEN temat zastępczy. – To dyskusja skierowana na to, żeby spuścić trochę pary, która nagromadziła się w związku z darmowym podręcznikiem i sześciolatkami w szkołach – podsumowuje Płachecki.
Krystyna Starczewska dyrektor warszawskiego gimnazjum na Raszyńskiej: Zweryfikować należy nie tylko lektury, ale i podstawę programową
Prawdziwej zmiany wymaga nie tylko lista lektur, ale cała podstawa programowa, która dziś jest skonstruowana w sposób niespójny. Podstawę do każdego przedmiotu piszą fachowcy w danej dziedzinie. W efekcie programy nauczania są od siebie zupełnie oderwane. Weźmy taki przykład: w gimnazjum dzieci uczą się o pierwszej wojnie światowej, a w tym samym czasie czytają na lekcjach języka polskiego „Kamienie na szaniec”. To skandaliczny układ. Dyskusja, czy lepiej czytać „Pana Wołodyjowskiego”, czy „Potop”, jest zupełnie bez znaczenia, dopóki uczniowie nie będą znali realiów, w których funkcjonują bohaterowie. Drugim, znacznie poważniejszym niż lektury, problemem jest nastawienie systemu nauczania języka polskiego na to, by uczeń rozwiązywał dobrze testy, a nie rozumiał świat. Prawdziwa dyskusja powinna więc dotyczyć podstaw programowych, a nie tego, czy wykreślać z listy lektur książki Czesława Miłosza, czy raczej Witolda Gombrowicza. Jeśli nauczyciel będzie miłośnikiem któregoś z nich, i tak przemyci go na lekcjach.