Wykwalifikowani eksperci nie chcą pracy w zawodówkach. Tych, którzy mogliby się tego podjąć, zniechęcają niskie pensje. Dyrektorzy wnioskują o podwyżki.
Tadeusz Sławecki wiceminister edukacji narodowej / DGP / Wojtek Gorski
Szkoły zawodowe chcą kształcić dobrze przygotowanych do pracy specjalistów. Przedsiębiorcy nadal jednak wskazują, że sami muszą uczyć absolwentów wykonywania danego zawodu.
– Dyrektorzy często twierdzą, że dobrze kształcą. Innego zdania są firmy, które zatrudniają te osoby – zauważa Domicela Kopaszewska, zastępca przewodniczącego sejmowej komisji ds. edukacji, nauki i młodzieży.
DGP sprawdził, co utrudnia szkołom zawodowym wykształcenie kadry fachowców, na których nie narzekaliby pracodawcy. Dyrektorzy placówek tłumaczą, że przede wszystkim brakuje im dobrej kadry.

Trudno o specjalistę

– Szukaliśmy eksperta, który uczyłby praktycznego przedmiotu w zawodzie ślusarza. Na nasze ogłoszenie na portalu internetowym w ogólnopolskiej bazie ofert pracy dla nauczycieli nie zgłosił się nikt – mówi Andrzej Maciejak, dyrektor Zespołu Szkół Zawodowych nr 2 im. Janusza Korczaka w Poznaniu.
W końcu szkoła znalazła inżyniera, który podjął się pracy, ale zrezygnował po pół roku. Otrzymywał niskie wynagrodzenie, tyle co nauczyciel stażysta, czyli nieco ponad 2 tys. zł.
– Po prostu brakuje nam wykwalifikowanej kadry – uważa Andrzej Maciejak.
Dodaje, że eksperci w danej dziedzinie nie chcą podjąć pracy w szkole ze względu na niskie uposażenie.
– Bez problemu dostaną dwukrotnie wyższą stawkę w przemyśle – wskazuje.
Co prawda istnieje furtka w ustawie o systemie oświaty, która pozwala, aby praktycy, którzy mają przygotowanie zawodowe, mogli otrzymywać pensje dla nauczyciela dyplomowanego. Na wyższe uposażenie zgodę musi wyrazić organ prowadzący szkołę.
– To jednak nadal nie wystarczy, aby ściągnąć do szkół najlepszych ekspertów – wyjaśnia Agnieszka Stępień, dyrektor Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 2 im. Jędrzeja Śniadeckiego w Pionkach.
Zasadnicze wynagrodzenie nauczyciela dyplomowanego wynosi obecnie (w zależności od wykształcenia) od 2006 zł do 3109 zł.
Dlatego dyrektorzy postulują zmianę przepisów ułatwiającą zatrudnienie fachowców.
– Dla tych nauczycieli mogłaby zostać stworzona osobna grupa płac. Wtedy chętniej podejmowaliby pracę w oświacie – zauważa Andrzej Maciejak.
Chodzi np. o stworzenie piątej opcji stawek wynagrodzenia zasadniczego (oprócz stopnia nauczyciela stażysty, kontraktowego, mianowanego i dyplomowanego) dla praktyków, którzy uczą w szkole. Dzięki temu można by ograniczyć przypadki, gdy zawodu uczą albo osoby, które dopiero same ukończyły uczelnię i nie mają doświadczenia, albo najsłabsi praktycy, którzy nie znaleźli zatrudnienia gdzie indziej.
– Nauczyciele uczący zawodu powinni mieć też wykształcenie pedagogiczne, aby być przygotowanymi do pracy z uczniem. Takie kursy nie zawsze są zapewnione na politechnikach. A na ich absolwentach zależy nam najbardziej. To dodatkowa bariera, która utrudnia podjęcie pracy w szkole – wskazuje Andrzej Maciejak.

Uczniowie II kategorii

– Nadal pokutuje stereotyp, że do szkół zawodowych trafiają słabsi uczniowie. Problem ten potęguje jeszcze niż demograficzny – uważa Agnieszka Stępień.
Mimo że procentowo rośnie liczba uczniów, którzy decydują się na wybór technikum lub zawodówki (54 proc.), to faktycznie jest ich mniej. W ciągu pięciu lat ich liczba spadła o 55 tys. osób (z 280 tys. w roku szkolnym 2007/2008 do 225 tys. w ubiegłym).
Agnieszka Stępień tłumaczy, że obecnie łatwiej jest się dostać do liceum niż jeszcze kilka lat temu. Dlatego osoby, które wcześniej (zanim do szkół wkroczył niż demograficzny) trafiłyby do szkoły zawodowej, obecnie dostają się do liceum.
Do wyboru kształcenia zawodowego zniechęciła też w pewnej mierze jego reforma, która obowiązuje od ubiegłego roku.
– Wydłużyła ona kształcenie w zasadniczych szkołach zawodowych obowiązkowo do trzech lat w każdym fachu – wskazuje Grażyna Dobrzyńska-Klepacz, dyrektor Zespołu Szkół Fototechnicznych w Warszawie.
Wyjaśnia, że przed wprowadzeniem tej zmiany nauka niektórych zawodów trwała dwa lata.
– Ten okres został sztucznie wydłużony ze względu na obowiązek szkolny. To mogło niektórych zniechęcić do podejmowania kształcenia w tych szkołach – mówi Grażyna Dobrzyńska-Klepacz.

Potrzebne pieniądze

Firmy skarżą się też, że uczniowie są szkoleni na przestarzałym sprzęcie.
– Mimo że kształcenie zawodowe jest droższe niż ogólnokształcące, środki na ten cel nie są wystarczająco wyższe – uważa Agnieszka Stępień.
Podkreśla, że profesjonalne wyposażenie jednej pracowni to wydatek rzędu kilkuset tysięcy złotych.
– Brakuje nam na ten cel pieniędzy z samorządów – mówi Agnieszka Stępień.
Te mogłyby zostać zapewnione przez pracodawców.
– Niestety, nadal nie ma dobrej współpracy między firmami a szkołami. Bywa tak, że zamiast wspólnie kształcić, wzajemnie obwiniają się o słabe efekty kształcenia zawodowego – mówi Witold Wożniak, wicedyrektor Krajowego Ośrodka Wspierania Edukacji Zawodowej i Ustawicznej.
Jeśli szkoła zawodowa nie jest w stanie zapewnić eksperta, którzy poprowadzi lekcje z praktycznej nauki zawodu w szkole, musi zagwarantować uczniom takie zajęcia u pracodawcy.

Będą dodatkowe pieniądze na kształcenie fachowców

W kolejnych latach przypadających na okres realizacji nowej perspektywy finansowej UE 2014–2020 szczególny nacisk zostanie położony na upowszechnianie wszelkich form współpracy szkół zawodowych z pracodawcami w procesie kształcenia zawodowego. Niezwykle istotne będzie w tym zakresie zachęcenie firm, zarówno na poziomie centralnym, jak i regionalnym i lokalnym, do większego zaangażowania i włączenia się w proces kształcenia zawodowego i egzaminowania. Środki te mają być przeznaczone m.in. na zaangażowanie pracodawców w organizację praktyk i staży dla nauczycieli kształcenia zawodowego. Firmy, powiaty, a także szkoły muszą wiedzieć, na jaką pomoc mogą liczyć.