Minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz oraz minister edukacji Krystyna Szumilas proponują, by publiczne placówki wydawały obiady także w czasie letnich wakacji. To odzew na raport Fundacji Pomocy Dzieciom „Maciuś”, z którego wynika, że nawet co 10. dziecko w szkole podstawowej jest niedożywione. A dla wielu z nich obiad szkolny to jedyny ciepły posiłek w ciągu dnia. Tych jednak brakuje w okresie letnim.
Jak wynika z naszych ustaleń, idea znalazłaby wsparcie wśród samorządowców oraz dyrektorów szkół. Zdaniem Marka Pleśniara, prezesa Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty, rozszerzenie oferty obiadowej na czas letni nie stworzyłoby nawet specjalnie dużych kłopotów organizacyjnych. – Pracownicy administracyjni pracują także w okresie wakacyjnym, więc szkoła jest otwarta – mówi Pleśniar.
Przeszkodą mogą być jedynie remonty, które najczęściej są przeprowadzane właśnie latem. Na to wskazuje np. wiceprezydent Gdyni Ewa Łowkiel. – To udałoby się rozwiązać, przygotowując obiady w jednej szkole w dzielnicy – proponuje Łowkiel. Przyznaje, że wielu uczniów korzysta z tej formy wyżywienia i wielu z nich ma obiady dofinansowane w ramach opieki społecznej. Do części posiłków dokłada się również miasto – to dlatego, że niektórym dzieciom rodzice nie zapewniają takiej pomocy, część zaś traktuje korzystanie z ośrodka pomocy społecznej jako stygmatyzację i wstydzi się takiej formy wsparcia. W podobnej sytuacji nauczyciele sami obserwują, komu należałoby pomóc, i proszą gminę o pieniądze na obiady dla wybranych dzieci.
Wbrew pozorom brak odpowiedniego pożywienia nie dotyczy tylko dzieci z biednych rodzin, lecz także tych, w których rodzice nie mają czasu, by zadbać o zdrowe posiłki. – Dają dzieciakowi kilka złotych zamiast śniadania i mówią: „Kup sobie coś”. Wtedy szkolny obiad także dla takich dzieci jest jedynym ciepłym posiłkiem – mówi Łowkiel. Dlatego też wspiera pomysł, by zaoferować je również w wakacje.
Ale problemem są pieniądze. Bo jeżeli miałby to być ratunek głównie dla tych dzieci, którym rodzice obiadów nie opłacają, państwo musiałoby wziąć finansowanie na siebie. – Jeżeli dorzuci się to jako kolejne zadanie dla samorządów, to pomysł nie wypali – podkreśla Pleśniar.