W czwartek na posiedzeniu sejmowej Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży odbyło się pierwsze czytanie projektu przygotowanego przez grupę posłów PiS.
Pod projektem podpisało się 21 posłów Prawa i Sprawiedliwości: Dominika Chorosińska, Arkadiusz Czartoryski, Michał Dworczyk, Jan Dziedziczak, Agnieszka Górska, Fryderyk Kapinos, Bartosz Kownacki, Anna Kwiecień, Paweł Lisiecki, Jerzy Małecki, Anna Milczanowska, Teresa Pamuła, Jerzy Polaczek, Tomasz Rzymkowski, Anna Maria Siarkowska, Sławomir Skwarka, Beata Strzałka, Ewa Szymańska, Piotr Uściński, Agata Katarzyna Wojtyszek, Bartłomiej Wróblewski.
"Nie było by możliwe złożenie tego projektu ustawy, gdyby nie deklaracje, gdyby nie aktywność pana prezydenta Andrzeja Dudy, który w kampanii wyborczej, jako jeden z elementów polityki prorodzinnej, podkreślających konieczność realizacji zapisów konstytucji, dotyczących praw rodziców do wychowywania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami i wskazywał właśnie edukację domową" – wskazał Wróblewski, przedstawiając projekt w imieniu wnioskodawców.
"To stworzyło przestrzeń polityczną do tego, aby ten projekt, który był przez kilka lat przygotowywany, za którym przez kilka lat optowało liczne grono posłów z różnych klubów parlamentarnych, mógł trafić do Sejmu" – wyjaśnił.
"Wypada także z tym miejscu podziękować kierownictwu Prawa i Sprawiedliwości, panu prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu, przewodniczącemu klubu Ryszardowi Terleckiemu, za ich życzliwość w tej sprawie, a także panu premierowi Mateuszowi Morawieckiemu i panu ministrowi Dworczykowi, którzy uczestnicząc w tych rozmowach, zapewnili o możliwościach finansowych ze strony budżetu, aby ten projekt mógł zostać przyjęty i zrealizowany" – powiedział Wróblewski.
Projekt zakłada zniesienie obowiązku przypisania ucznia w edukacji domowej do szkoły znajdującej się na terenie tego samego województwa, w którym mieszka uczeń, zniesienie wymogu uzyskiwania opinii poradni psychologiczno-pedagogicznej do uzyskania zgody na prowadzenie edukacji w domu.
W projekcie zaproponowano też zapisanie na poziomie ustawy wysokości subwencji dla dzieci spełniających obowiązek szkolny lub nauki poza szkołą (obecnie jest ona określona w rozporządzeniu ministra edukacji) oraz podwyższenie jej z 60 proc. do 80 proc. kwoty na jednego ucznia (tzw. standard A w algorytmie podziału subwencji oświatowej).
Autorzy projektu chcą też dopuszczenia do edukacji domowej polskich dzieci mieszkających za granicą przy jednoczesnym ograniczonym finansowaniu z budżetu.
W przypadku ucznia zamieszkałego na stałe poza polską, mającego: obywatelsko polskie, będącego osobą pochodzenia polskiego w rozumieniu przepisów o repatriacji albo będącego zstępnym takiej osoby, posiadającego Kartę Polaka albo będącego zstępnym takiej osoby, spełniającego obowiązek szkolny lub obowiązek nauki poza szkołą, wysokość kwoty subwencji oświatowej miałaby wynosić 15 proc. kwoty przeznaczonej na jednego ucznia.
Podczas debaty nad projektem Kinga Gajewska (KO) zwróciła uwagę, że w projekcie postulowane jest przywrócenie stanu, który obowiązywał w przepisach prawa oświatowego przed zmianami wprowadzonymi w 2016 r. i 2017 r., czyli po objęciu władzy przez PiS. Wskazała, że wówczas rodzice mogli przypisach dziecko, do wybranej przez siebie szkoły niezależnie od tego, gdzie się ona mieściła, nie było też wymogu orzeczenia z publicznej z poradni psychologiczno-pedagogicznej (mogło być także z placówki niepublicznej), a kwota subwencji na dziecko w edukacji domowej wynosiła 100 proc. kwoty na dziecko w edukacji szkolnej.
Artur Dziambor (Konfederacja) nazwał projekt posłów PiS "naprawianiem błędów, które się samemu wprowadziło". Zapowiedział poparcie dla projektu, jednocześnie zapowiedział złożenie do niego poprawki, zgodnie z którą kwota na jednego ucznia w edukacji domowej zostanie zrównana z kwota na ucznia uczącego się w szkole.
Głos zabrał także prezes Stowarzyszenia "Edukacji w rodzinie", przewodniczący grupy roboczej ds. edukacji domowej Mariusz Dzieciątko. Przypomniał, że edukacja domowa nie jest niczym nowym, możliwość prowadzenia jej przez rodziców, wprowadzono do polskiego prawa oświatowego już 29 lat temu, oraz że są takie dzieci, jak np. jego 20-letni syn, który jest jednym pierwszych dzieci w Polsce, które całą edukację przeszły w edukacji domowej, a teraz jest studentem, oraz że jego drugi syn był w edukacji domowej od VI klasy szkoły podstawowej.
"Z perspektywy 14 lat doświadczeń nie mogę powiedzieć, byśmy otrzymali wsparcie ze strony systemu edukacji. Ten czas upłynął na walce z przesadnymi ograniczeniami administracyjnymi. Z tym większym zadowoleniem przyjmujemy rozpatrywany dziś projekt" – powiedział Dzieciątko.
Ocenił wprowadzone w 2009 r. i w 2017 r. zmiany dotyczące edukacji domowej "są zbyt restrykcyjne i wymagają korekty" (w 2009 r. wprowadzono wymóg posiadania przez rodziców opinii poradni – PAP).
"Ministerstwo edukacji, chcąc ukrócić nadużycia w szkołach i w poradniach, ukarało de facto rodziny, powodując spadek liczby dzieci w edukacji domowej z 14 tys. w 2017 r., do zaledwie 11 tys. w kolejnym roku" – powiedział prezes stowarzyszenia. Wskazał, że wprowadzone w 2017 r. zmiany wykluczyły z możliwości korzystana z edukacji domowej dzieci polonijne.
Zauważył też, że rodzice wybierający dla swojego dziecka prywatną szkołę integracyjną, montessoriańską, artystyczną czy sportową nie muszą mieć opinii poradni psychologiczno-pedagogicznej. "To jest kwestia ich wyboru i dokładnie to ten sam wybór chodzi w przypadku edukacji domowej" – powiedział Dzieciątko. "Według przepisów korzystanie z poradni jest dobrowolne. Rodzice dzieci z edukacji domowej są jedyna grupą społeczną, która jest przymuszana do wykonywania badań, a w dodatku do ujawniania ich wyników" – dodał.
"W edukacji domowej są dzieci takie, które radziły sobie w szkole bardzo dobrze, bardzo źle i takie, które nigdy nie uczyły się w szkole. Są dzieci z rodzin pełnych i niepełnych, bardzo zdolne i z trudem przyswajające wiedzę. Wszystkie łączy jedno – egzaminy klasyfikacyjne zdają na pozytywne oceny, zazwyczaj bardzo dobre" – mówił.
Krzysztof Tusiński, członek grupy roboczej ds. edukacji domowej, przedstawiciel Edukacji Domowej dla Polonii, wskazał zaś na to, że dzieci uczące się zagranicą w innych systemach edukacji mają problemy z wejściem w polski system edukacji po powrocie do kraju i ma to wpływ na decyzje rodziców o powrocie. Jak mówił, chodzi o różnice programowe oraz o słownictwo, jakie używane jest w szkole, np. dotyczące figur geometrycznych, które dzieci poznają podczas nauki. Według niego dzieci uczące się w innym systemie edukacji, a jednocześnie w edukacji domowej według polskiego systemu, takich problemów nie mają.
Uczestnicząca w posiedzeniu komisji dyrektor Departamentu Kształcenia Ogólnego MEN Katarzyna Koszewska zapewniła, że "minister edukacji i nauki podejmuje ustawiczne działania na rzecz doskonalenia polskiego systemu edukacji". Poinformowała, że projekt został dokładnie przeanalizowany w resorcie edukacji. "Zapewniam, że minister edukacji jest otwarty na dialog, na zmiany, na przedyskutowanie wszystkich państwa rozwiązań" – powiedziała.
Zgodnie z prawem, każdy rodzic może wystąpić o zgodę na prowadzenie edukacji domowej swojego dziecka. Dzieci są formalnie przypisane do konkretnej szkoły wybranej przez rodziców. Uczą się w domu, korzystając z różnych form wsparcia oferowanych przez daną szkołę. Na zakończenie każdego roku nauki w swojej patronackiej szkole zdają egzaminy, które są podstawą klasyfikacji i promocji do następnej klasy. Otrzymują świadectwa takie same jak uczniowie uczący się w tej szkole, mają też legitymacje szkolne.