Kształcenie uczniów na odległość nadal jest fikcją, a weryfikowanie wiedzy opiera się na zaufaniu, a nie na rzetelnym sprawdzeniu umiejętności. Efekt? Rodzice muszą się liczyć z większymi wydatkami na korepetycje.
Od poniedziałku również uczniowie klas 1–3 szkół podstawowych przestaną uczyć się stacjonarnie – ogłosił wczoraj premier Mateusz Morawiecki. Tymczasem nauczyciele, dyrektorzy i związkowcy są zgodni, że od marca 2020 r., kiedy to wszystkich zaskoczyła pandemia i wprowadzono naukę zdalną, niewiele się zmieniło na plus. W niektórych placówkach przybyło sprzętu komputerowego, ale w pozostałym zakresie lekcje przez internet odbywają się w niemal identycznej formie jak przed wakacjami. Dariusz Piontowski, ówczesny minister edukacji narodowej, sam przyznawał, że taka forma kształcenia ma wiele niedoskonałości. W efekcie rodzice uczniów, którym zależy na utrzymaniu wysokiego poziomu edukacji, inwestują w korepetytorów.
Technicznie lepiej
Trzeba oczywiście przyznać, że w stosunku do wiosny poprawiła się techniczna strona kształcenia na odległość. Przede wszystkim uczniowie i rodzice, którzy zasłaniają się brakiem warunków do nauki zdalnej, już nie przepadają w systemie. Dyrektor szkoły ma bowiem obowiązek zapewnić im sprzęt do nauki zdalnej albo zorganizować miejsce nauki na terenie szkoły.
– Część rodziców podpisało z nami umowy na wypożyczenie komputerów. Dotyczyło to przede wszystkim tych rodzin, w których uczniów na zdalnej nauce jest dwoje lub więcej – przyznaje Jacek Rudnik, wicedyrektor Szkoły Podstawowej nr 11 w Puławach.
/>
Wyjaśnia, że lekcje w jego placówce trwają po 30 minut lub krócej, bo ze względu na higienę pracy i uczniowie, i nauczyciele muszą odpocząć. – Niestety nawet przy 45 minutach mieliśmy problem z wyrobieniem się z podstawą programową, a przy zdalnym nauczaniu jest to wręcz niemożliwe – podkreśla.
Krzysztof Baszczyński, wiceprezes Związku Nauczycielstwa Polskiego, zwraca uwagę, że nauczyciele wciąż są pozostawieni sami sobie podczas wielogodzinnej pracy przez internet.
„Nie” dla zewnętrznych egzaminów
Dyrektorzy szkół podstawowych chcą stworzyć wspólny front i przekonać resort edukacji do odstąpienia od egzaminów zewnętrznych dla absolwentów ósmych klas podstawówek. Popierają ich związkowcy.
– Nie wiem, w jakim celu w czasie pandemii mają się odbywać te egzaminy, chyba aby dzieciom fundować dodatkowy stres. Obecnie nasi nauczyciele nie weryfikują wiedzy uczniów, bo mają nadzieję, że pandemia się skończy i jeszcze w tym roku szkolnym będą mieć na to czas. Poza tym w trakcie zdalnej nauki jest to praktycznie niemożliwe – argumentuje Izabela Leśniewska, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 23 w Radomiu.
Podkreśla, że jeśli egzaminy miałyby się jednak odbyć, uczniom należałoby zapewnić możliwość konsultacji w szkołach.
Z informacji DGP wynika, że pracownicy kuratoriów już dzwonili lub pisali do dyrektorów placówek oświatowych w sprawie warunków do prowadzenia konsultacji z uczniami przystępujących do egzaminów zewnętrznych dla szkół podstawowych, maturalnych i zawodowych. Dyrektorzy i nauczyciele chcą, aby taka możliwość była stworzona, ale za zgodą rodziców i na podstawie decyzji dyrektora, który będzie miał możliwość dokonania oceny sytuacji epidemicznej.
Fikcja sprawdzianów
Nauczyciele prezentują dwa podejścia do weryfikacji wiedzy uczniów podczas nauki zdalnej – jedni odpuszczają, a inni chcą sprawdzać umiejętności uczniów za pomocą różnego rodzaju platform internetowych. Czy to skuteczny sposób na kontrolowanie postępów w nauce? Niekoniecznie. Uczniowie wyłączają kamerki i wertują podręczniki w poszukiwaniu odpowiedzi. Niektórzy rodzice posuwają się nawet do tego, że na czas sprawdzianu zatrudniają korepetytora, który pomaga swojemu podopiecznemu uzyskać jak najlepszy wynik. Wielu nauczycieli zdaje sobie z tego sprawę, ale nic z tym nie robi, bo przecież musi jakieś oceny z kolejnego działu wpisać do dziennika.
– Uczniowie za pomocą różnego rodzaju komunikatorów przesyłają sobie odpowiedzi ze sprawdzianów – przyznaje Jacek Rudnik. I dodaje: – Jedyny plus jest taki, że jeśli uczeń dobrze się uczył podczas stacjonarnej nauki (i chciał się czegoś nauczyć), to podobnie jest przy nauce zdalnej.
Opowiada, że zdarzają się sytuacje, że uczeń – choć jest zalogowany – nie odpowiada na pytanie, które zadaje mu nauczyciel. Później tłumaczy, że nic nie słyszał lub że internet zerwał mu połączenie. – Powiadomiliśmy rodziców, że muszą się liczyć z tym, że nieprzygotowani uczniowie będą otrzymywać oceny niedostateczne – deklaruje.
Przyznaje jednak, że problemów nastręczają nie tylko uczniowie. – Otrzymywałem skargi, że nauczyciele wysyłają zadania domowe do uczniów po 23, z terminem ich wykonania na rano następnego dnia. Musieliśmy takie sytuacje uregulować zarządzeniem – mówi Jacek Rudnik.
Robert Kamionowski, ekspert ds. prawa oświatowego, radca prawny z kancelarii Peter Nielsen & Partners Law Office, uważa, że na zdalnej nauce sporo stracą szkoły niepubliczne. – Mam sygnały od swoich klientów, że rodzice nie chcą płacić czesnego i zabierają dzieci z płatnych placówek do samorządowych bezpłatnych szkół i tam ewentualnie finansują im dodatkowo indywidualne korepetycje – mówi.
Wyłączona kamera
Kolejny nierozwiązany problem jest taki, że wielu nauczycieli nie chce prowadzić lekcji za pomocą kamery internetowej. W odpowiedzi uczniowie też nie decydują się na udostępnianie swego wizerunku i ograniczają się do dźwięku. W tym czasie część z nich gra na telefonie, przegląda internet albo leży w łóżku, a ich aktywność ogranicza się do odpowiedzi „jestem” podczas sprawdzania obecności.
– Dyrektorowi trudno zmusić nauczycieli i uczniów do korzystania podczas zdalnych lekcji z kamery internetowej. Nie widzę też podstaw ku temu, aby karać uczniów oceną niedostateczną za ukrywanie swojego wizerunku, przecież łącze może być słabe albo sprzęt może nie mieć kamery – tłumaczy Robert Kamionowski.
Podobnie uważa Łukasz Łuczak, adwokat i ekspert ds. prawa oświatowego. – Przepisy nie regulują tego, czy nauczyciel, prowadząc zajęcia, powinien mieć uruchomioną kamerkę, dzięki której uczniowie będą go widzieli. Wydaje się jednak, że jeśli wymaga od uczniów uruchomienia kamerek internetowych i na tej podstawie dokonuje weryfikacji ich obecności czy zachowania, a sam ma wyłączoną kamerkę, to jego zachowanie jest nielogiczne – wskazuje.