Dyrektor szkoły będzie zobowiązany zorganizować kształcenie zdalne dla przewlekle chorych – mówi resort. Ale nie ma podstawy prawnej – słychać w placówkach.
– Moja córka od września powinna zacząć siódmą klasę szkoły podstawowej. Ale choruje na raka, ma obniżoną odporność. Kontakt z rówieśnikami i nauczycielami może nieść dla niej śmiertelne niebezpieczeństwo. Dlatego spytaliśmy szkołę o możliwość objęcia jej indywidualnym nauczaniem zdalnym. Dyrektor chciałaby pomóc, ale mówi, że brakuje podstawy prawnej – mówi pani Anna. Obawia się, że w tej sytuacji po prostu dziecko nie będzie realizowało obowiązku szkolnego. – Chodzi o jej zdrowie.
Spytaliśmy Ministerstwo Edukacji Narodowej o tę sytuację. – Dyrektor szkoły będzie zobowiązany zorganizować kształcenie zdalne np. dla uczniów pozostających na kwarantannie, dla uczniów przewlekle chorych, na podstawie opinii lekarza sprawującego opiekę zdrowotną nad uczniem, czy dla uczniów, którzy mają orzeczenie o indywidualnym nauczaniu z poradni psychologiczno-pedagogicznej i posiadają opinię lekarza o przeciwskazaniach do bezpośrednich kontaktów z nauczycielem ze względów epidemicznych – mówi Anna Ostrowska, rzeczniczka resortu.
– Być może MEN dostrzegł problem, który zgłaszają dyrektorzy, i zamierza go niebawem skorygować przepisami – zastanawia się Magdalena Kaszulanis z ZNP, próbując interpretować słowa resortu.
– Kłopot w tym, że ta wykładnia nie została przez ministerstwo odpowiednio nagłośniona. Stąd wątpliwości, które mają dziś rodzice, dyrektorzy. I poradnie, które mówią, że brakuje wytycznych – słyszymy z kolei komentarz na Forum Oświatowym dla Nauczycieli i Dyrektorów.
Potwierdza to przypadek pani Iwony. Jest mamą chorującej na raka dziewczynki i nauczycielką w szkole na Podkarpaciu, gdzie uczy się blisko 700 uczniów. W jej domu obowiązuje reżim, który oznacza prysznic po przekroczeniu progu i zmianę ubrania. – Renata ma orzeczenie o nauczaniu indywidualnym. Udało mi się dogadać z nauczycielami tak, że będą prowadzili lekcje zdalnie na własną rękę. Choć formalnie powinni do nas przyjeżdżać. Usłyszałam, że tyle mogą dla nas zrobić i chwała im za to – mówi kobieta.
Izabela Leśniewska z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty i dyrektor szkoły w Radomiu podkreśla, że dziś placówki sięgają po rozwiązania najlepsze dla dzieci. – Nadal jednak nie mamy podstawy prawnej. Resort przedstawił wizję kształcenia w wariancie hybrydowym czy pełnego zawieszenia, ale nie ma tu mowy o indywidualnym nauczaniu zdalnym – zastrzega. Tymczasem, jej zdaniem, wystarczyłoby kilka zdań, choćby w rozporządzeniu ministra, właśnie o indywidualnym nauczaniu, by zniknęły wątpliwości prawne. – Pozostaje jednak pytanie, jak tę zdalną edukację zapewnić. Nie mamy środków na dodatkowe godziny dla nauczycieli. Nie ma sprzętu, narzędzi. Od marca był czas na dopracowanie platformy edukacyjnej, która dziś byłaby idealnym rozwiązaniem. A tak ministerstwo przyjęło postawę życzeniową, choć najwyraźniej nie sprawdziło, jakie mamy możliwości.
Zdaniem Leśniewskiej pandemia ujawniła lukę, która istnieje od lat. – Jeszcze przed COVID-19 mieliśmy dziewczynkę w ostrym stanie onkologicznym. Rodzice starali się o nauczanie indywidualne. Poradnia psychologiczno-pedagogiczna, wystawiając zaświadczenie, napisała, że zalecany jest kontakt nauczyciela z uczniem zdalnie, przez aplikacje. Wszyscy stawaliśmy na głowie, by pomóc, a tu powinien zadziałać automat – dodaje.
– MEN wskazuje kierunek, ale póki co, porozumiewa się z nami zaleceniami i komunikatami – ocenia z kolei Ewa Tatarczak, szefowa Rady Poradnictwa, organizacji zrzeszającej pracowników poradni psychologiczno-pedagogicznych. I rysuje sprawę szerzej: – Przydałyby się konkretne zapisy, bo dziś nie ma nauczania zdalnego czy e-learningu w stosunku do dzieci o szczególnych potrzebach edukacyjnych.
Potwierdza to Danuta Gilarska, prezes Stowarzyszenia na rzecz Dzieci z Chorobą Nowotworową Koliber. – Te, które walczą z białaczką, chłoniakiem, mają szczególnie duże spadki odporności. Do tej pory, gdy przychodził sezon grypowy, rodzice prosili nauczycieli, by po prostu nie przychodzili przez jakiś czas. Ryzyko było zbyt duże. Podobnie, gdy np. w szkole pojawiała się ospa. Nauczanie indywidualne wstrzymywano, a zaległości szkolne narastały błyskawicznie – mówi. Opowiada, że jeśli leczenie onkologiczne idzie planowo, trwa minimum dwa lata, potem jeszcze rok rekonwalescencji. To oznacza przynajmniej trzy lata dla ucznia poza klasą. – Zdalna edukacja indywidualna bardzo by poprawiła tę sytuację.