Samorządy nalegają, by rząd dofinansował badania pod kątem COVID-19 , ale coraz więcej gmin szuka rozwiązania na własną rękę.
Rodzice boją się posyłać dzieci do żłobków i przedszkoli. W gminie Godziesze Wielkie (woj. wielkopolskie) przedszkole zamknięto trzy dni po otwarciu, kiedy okazało się, że jedna z pracownic ma koronawirusa. – Dajemy fatalny przykład. Spodziewam się teraz kłopotów z przekonaniem rodziców, by posłali dzieci do przedszkoli – mówi wójt Józef Podłużny. – Lepiej byłoby nie otwierać do wakacji, a potem zastanowić się nad testami u pracowników oświaty. Ale mam ich 200, co oznacza nieosiągalną kwotę – dodaje.
Samorządy, na razie bezskutecznie, naciskają na rząd, by zlecił Głównemu Inspektorowi Sanitarnemu przebadanie wykrywającymi obecność koronawirusa testami genetycznymi pracowników żłobków i jednostek oświatowych, którzy mają kontakt z dziećmi. Do tego skłonił ich przypadek Łodzi, gdzie testy przesiewowe (badające obecność przeciwciał, nie samego wirusa) wśród ok. 3,3 tys. osób w 14 proc. dały wynik pozytywny lub wątpliwy. Choć dodatkowe badania nie potwierdziły tych obaw, zapanowała atmosfera niepewności. To przekłada się na niską frekwencję. M.in. w stolicy do przedszkoli uczęszcza tylko 10 proc. dzieci.

Test zamiast chodnika

Jaką politykę przyjęły samorządy? Wspomniana Łódź sukcesywnie otwiera placówki po tym, gdy testy kolejnych pracownikach badanych wcześniej przesiewowo, dają wynik negatywny. Władze Torunia postanowiły sfinansować badania laboratoryjne dla 935 pracowników żłobków miejskich, przedszkoli, oddziałów przedszkolnych oraz nauczycieli klas I–III. Podstawą są badania przesiewowe oraz testy genetyczne w przypadku osób, u których wstępny wynik jest dodatni. Z tego powodu już trzeba było na jeden dzień zamknąć trzy przedszkola.
Wiceprezydent Rudy Śląskiej Anna Krzysteczko stawia sprawę jasno: nie można w największej gminie górniczej na Śląsku, gdzie jest najwięcej zachorowań, otwierać przedszkoli czy żłobów bez szczególnych procedur. – Dlatego postanowiliśmy sfinansować testy przesiewowe z 2 mln zł rezerwy celowej na zarządzanie kryzysowe. Przeznaczyliśmy na razie 150 tys. Kolejne 200 tys. pochłonęło doposażenie placówek pod kątem zachowania reżimu sanitarnego – mówi. A efekty? – Na dwa nasze żłobki (zatrudniają 56 osób) jeden jest czysty i został otwarty dla 13 dzieci (na 45 miejsc). Pięć osób z drugiej placówki czeka na wyniki testów genetycznych.
W 29 przedszkolach publicznych miasto sprawdziło ponad 370 osób z 919 zatrudnionych. Kilka wyników jest wątpliwych i wymaga dalszego badania. – Na razie przedszkola są zamknięte, na 4494 miejsc mamy 115 zadeklarowanych dzieci – mówi wiceprezydent. Jednak dostaje sygnały, że rodzice są pod presją czasu. 14 czerwca kończą się zasiłki. I co potem? – Będziemy otwierać, bezpiecznie. Ale budżety samorządowe kurczą się. Z tytułu m.in. mniejszych podatków mieliśmy tylko w kwietniu o 8 mln mniej dochodu. Stąd nasze apele o centralne dofinansowanie testów.
Póki co trwa szukanie pieniędzy. Marek Radom, sekretarz gminy Prudnik (woj. opolskie) mówi, że udało się przetestować przesiewowo 116 pracowników przedszkoli i żłobków. Gmina przesunęła na ten cel środki przewidziane m.in. na położenie chodnika.
Ale są gminy, które robią wymazy i nie płacą złotówki. Tak jest m.in. w Miedzianej Górze czy gminie Morawica (woj. świętokrzyskie). Marian Buras, burmistrz tej drugiej, zapewnia, że uda mu się przebadać 250 pracowników żłobka, przedszkoli i szkół. Dotąd odwlekał decyzję o otwieraniu. – Gdybyśmy mieli sfinansować testy sami, stać by nas było tylko na badanie 8 pracowników żłobka – podkreśla.
Udało się, bo znalazły się pieniądze (ponad 4 mln zł) i laboratorium. Zarząd Województwa Świętokrzyskiego wykorzystał program „Stop Wirusowi”, finansowany z Europejskiego Funduszu Społecznego. Dzięki temu Regionalne Centrum Naukowo-Technologiczne w Podzamczu (od połowy kwietnia na liście laboratoriów MZ) przeprowadzi do końca roku 12,8 tys. badań na obecność koronawirusa u mieszkańców województwa. – W pierwszej kolejności, poza medykami, są pracownicy oświaty – podkreśla Marek Bogusławski, wicemarszałek województwa.

Lepsze to niż nic?

Wiele samorządów nie decyduje się jednak na finansowanie testów. Warszawa wolała przeznaczyć pieniądze m.in. na środki ochrony osobistej dla szpitali (25 mln zł). – Testy, z perspektywy naszego budżetu, to duża kwota – mówi Renata Kaznowska, wiceprezydent stolicy.
Krakowski samorząd wskazuje z kolei na kwestie medyczne. – Po konsultacji z sanepidem uznaliśmy, że robienie testów dla nauczycieli i obsługi przedszkoli nie ma zastosowania, jeżeli nie mają oni objawów lub nie mieli kontaktu z chorym. Wynik tekstu będzie tylko „fotografią dnia” – argumentuje Kamil Popiela z krakowskiego magistratu. Zwraca uwagę, że testy przesiewowe, jakie stosowane są w Łodzi, stwierdzają tylko, że miało się kontakt z wirusem.
Z takim podejściem nie zgadza się Daniel Putkiewicz, burmistrz Piaseczna. Tam właśnie testom przesiewowym zostali poddani pracownicy wszystkich 11 publicznych przedszkoli, które ruszyły 11 maja. Łącznie 200 osób. Trzy testy dały niepewny wynik, dlatego sanepid wykona teraz wymazy. – Przesiewamy, czyli zmniejszamy ryzyko. To na samorządach spoczywa odpowiedzialność za bezpieczeństwo – mówi. Na 1300 dzieci do przedszkoli uczęszcza tu ok. setki. – Frekwencja nie poraża, bo rodzice się boją. Czy musi dojść do zakażenia w przedszkolu na masową skalę, by pojawiły się systemowe rozwiązania?
O odpowiedzialności mówi też burmistrz Wieliczki, Artur Kozioł. – Otworzyliśmy przedszkola, apelując o rozsądek. Ale każdego dnia kilkoro dzieci było odsyłanych do domów z gorączką – mówi. To zmotywowało władze do przeprowadzenia testów. Skierowanych na badania genetyczne zostało 127 osób z przedszkoli i oddziałów przedszkolnych, 23 ze żłobka. Testy obejmą wszystkie 35 gminnych placówek. Koszt działań to ok. 200 tys. zł. – Na razie 20 proc. rodziców posyła dzieci. Chętnych może być więcej tylko, jeśli wzrośnie poczucie bezpieczeństwa – mówi.

Czas do września

Na pomoc m.in. resortu zdrowia w finansowaniu testów liczyła Elżbieta Radwan, burmistrz Wołomina. – Zwróciliśmy się też do MEN oraz wojewody mazowieckiego. Bez odpowiedzi – wylicza. Dlatego zdecydowała poddać testom genetycznym 187 pracowników 8 przedszkoli. Środki pochodzą z rezerwy celowej z zakresu zarządzania kryzysowego. W jednym przedszkolu trzy wyniki były pozytywne. Ta placówka pozostanie zamknięta. Pozostałe będą pracować z zachowaniem obostrzeń sanitarnych. Na wniosek dyrektorów szkół oraz w związku z nikłym zainteresowaniem rodziców (na 1620 uczniów klas I–III było 93 chętnych) zdecydowano tam też o przedłużeniu ich zamknięcia. – Rozważamy scenariusz, w którym dzieci do przedszkoli i szkół wrócą dopiero we wrześniu.
Wiele samorządów nie decyduje się na finansowanie testów