Właściciele zamkniętych prywatnych szkół i przedszkoli obawiają się, że rodzice przestaną płacić czesne. Samorządy mogą też kwestionować przyznanie dotacji w czasie trwania pandemii.
Właściciele zamkniętych prywatnych szkół i przedszkoli obawiają się, że rodzice przestaną płacić czesne. Samorządy mogą też kwestionować przyznanie dotacji w czasie trwania pandemii.
Od wczoraj wszystkie szkoły i przedszkola są zamknięte. Dotyczy to zarówno placówek samorządowych, jak i tych niepublicznych. Te ostatnie obawiają się, czy gminy w tej sytuacji będą w dalszym ciągu wypłacać im dotacje. Pojawiają się też wątpliwości, czy za ten okres opiekunowie muszą wnosić czesne, skoro dzieci pozostają w domu. O ile w szkołach dzieci otrzymują drogą elektroniczną podwojoną ilość zdań domowych, to w przypadku przedszkoli nauczyciele w czasie zamknięcia placówek nie zajmują się dziećmi.
Ograniczenie funkcjonowania jednostek systemu oświaty ma na razie potrwać do 25 marca. Zarówno specustawa, jak i rozporządzenie MEN w tej sprawie nie zawierają szczegółów tego, jak mają być w tym czasie finansowane placówki.
Właściciele prywatnych przedszkoli i szkół obawiają się o płynność.
– Przepisy prawa oświatowego w żadnym zakresie nie regulują takiej sytuacji, jak pojawienie się koronawirusa, a nawet sytuacji jakiegokolwiek stanu nadzwyczajnego – mówi prof. Antoni Jeżowski z Instytutu Badań w Oświacie, były nauczyciel, dyrektor szkoły i samorządowiec.
– Z drugiej strony, skoro przepisy o finansowaniu zadań oświatowych nie przewidują, że dotacja dla przedszkoli może być wstrzymana z powodu takiej pandemii, to gminy nie powinny podejmować takich decyzji – dodaje.
Eksperci przyznają, że trudna sytuacja finansowa samorządów, choćby z powodu niższych wpływów z podatków, może być pokusą do wstrzymywania dotacji. I wskazują tu na art. 2 pkt 33 ustawy z 27 października 2017 r. o finansowaniu zadań oświatowych (t.j. Dz.U. z 2020 r. poz. 17). Zgodnie z nim, jeśli w przepisach jest mowa o uczniu, należy przez to rozumieć m.in. dziecko korzystające z wychowania przedszkolnego.
– Samorządy przy ograniczaniu dotacji powoływały się na ten przepis, argumentując, że jeśli dziecko jest zapisane do przedszkola, a nie uczęszcza miesiąc lub więcej, to właściciel placówki nie powinien otrzymywać na niego dotacji. Co więcej, pojawiały się rozstrzygnięcia sądowe, które potwierdzały, że nie wystarczy mieć na liście dziecko, ale powinno ono faktycznie uczęszczać do przedszkola, aby można otrzymać na niego świadczenie – mówi Grzegorz Pochopień z Centrum Doradztwa i Szkoleń OMNIA, były dyrektor departamentu współpracy samorządowej MEN.
Z pewnością prywatne placówki za ten czas nie powinny pobierać opłat za posiłki. Z kolei te niepubliczne przedszkola, które są w tzw. powszechnej rekrutacji (tak samo jak placówki samorządowe) nie mogą żądać opłat za dodatkowy pobyt w przedszkolu po przekroczeniu piątej godziny podstawy programowej.
Prawnicy przekonują, że nauczyciele pozostają w gotowości i otrzymują wynagrodzenie, a znaczna część gminnych dotacji trafia na te świadczenia.
– W przypadku przedszkoli już dawno utrwaliła się interpretacja i orzecznictwo, że czasowe nieobecności, np. z powodu choroby, wakacji czy wyjazdu, nie pozbawiają dziecka przymiotu bycia uczniem, o ile nie nastąpiło rozwiązanie umowy lub trwałe zaprzestanie korzystania z usług tego przedszkola. Wobec tego jakakolwiek przemijająca nieobecność, a tym bardziej spowodowana zarządzeniem władz, nie może pozbawić przedszkola prawa do dotacji za cały miesiąc i na wszystkie dzieci, jakie w tym miesiącu są uczniami przedszkola – mówi Robert Kamionowski, radca prawny, ekspert ds. oświaty z kancelarii Peter Nielsen & Partners Law Office.
Grzegorz Pochopień przyznaje, że o dotacje w czasie zamknięcia placówek nie powinni się obawiać właściciele szkół za wyjątkiem tych dla dorosłych. Jego zdaniem tam też mogą pojawić się wątpliwości interpretacyjne związane z wymogiem co najmniej 50 proc. obecności ucznia na zajęciach. Podobnego zdania są prawnicy.
– Problemem realnym może być sprawa dotacji dla szkół, które nie realizują obowiązku nauki, czyli szkół dla dorosłych, w których obowiązuje wymóg uczestnictwa w co najmniej 50 proc. obowiązkowych zajęć edukacyjnych w danym miesiącu. Podchodząc do tego w racjonalny, ale zgodny z przepisem sposób, można i należy uznać, że odwołanie zajęć w danych tygodniach powoduje, że o tyle samo zmniejsza się liczba tych obowiązkowych zajęć. Gdyby natomiast w jakimś miesiącu nie mogły się w ogóle odbyć żadne zajęcia, należy moim zdaniem potraktować taką sytuację analogicznie do okresu wakacji, czyli z uwzględnieniem obecności w ostatnim miesiącu – wyjaśnia mecenas.
Robert Kamionowski potwierdza, że jest to jednak w istocie sprawa nieuregulowana w ustawie, która nie przewidziała takich nadzwyczajnych sytuacji.
Dodatkowo, z uwagi na to, że samorządowe szkoły są zamknięte, dotacja wypłacana prywatnym placówkom będzie niższa.
– Koszty rzeczowe utrzymania samorządowych placówek przez okres ich zamknięcia będą niższe. Z tego też powodu już w październiku prywatni właściciele przedszkoli otrzymają niższą o kilka procent dotację, a w 2021 r., gdzieś ok. kwietnia, odczują to niepubliczne szkoły – wyjaśnia Grzegorz Pochopień.
/>
Niepubliczne przedszkola i szkoły obawiają się też, czy rodzice będą chcieli płacić czesne, skoro nauczyciele z przedszkoli nie zajmują się w tym czasie dziećmi. Podobna sytuacja może się pojawić w szkołach.
– To, że ściągalność czesnego dla tych placówek będzie problemem, nie ulega wątpliwości. Rodzice mogą po prostu nie chcieć płacić, skoro ich dzieci nie będą chodzić do szkoły lub przedszkola dłużej niż miesiąc – mówi Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich.
– Opiekunów prawnych nie interesuje to, że nauczyciele pozostają w gotowości. MEN przy okazji wprowadzania e-learningu powinien uregulować też te kwestie, ile i czy samorządy mają wypłacać dotacje, a prywatne placówki pobierać czesne – proponuje Wójcik.
– Nie wiem, co mam robić, już obniżyłam czesne z 980 zł do 700 zł, a przecież muszę płacić nauczycielom. Nie wiem, jak się zachowają rodzice i czy będą chcieli wnosić opłaty – obawia się Anita Lachowicz, dyrektor niepublicznego Przedszkola Szczęśliwych Dzieci w Józefowie.
– Zapytałem dyrektora seminaryjnego liceum w Wieliczce, czy jeśli zabieram syna do domu na tak długo, to z tego tytułu zostanie obniżone czesne. Otrzymałem odpowiedź, że nie, bo placówka musi przecież za ten czas zapłacić nauczycielom za gotowość do pracy – kończy ojciec jednego z licealistów.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama