Choć decyzji o strajku nie ma, to szkoły są w blokach startowych.
ikona lupy />
DGP
Wrześniowemu strajkowi mogą zagrozić finanse. Z najnowszych informacji Społecznego Funduszu Strajkowego „Wspieram nauczycieli” wynika, że niektórzy z powodu udziału w kwietniowym proteście stracili nawet 3 tys. zł brutto. Ponad 5 tys. najbardziej poszkodowanych otrzymało z funduszu po 500 zł. Właśnie został zakończony pierwszy etap wypłat i rozpoczyna się druga transza. Do rozdysponowania jest łącznie 8,6 mln zł.
Decyzja o tym, czy po wakacjach rozpocznie się strajk, ma zapaść dopiero pod koniec sierpnia. I choć duch bojowy osłabł, to pytani przez DGP dyrektorzy mówią, że są gotowi na każdą decyzję, jaką podejmie ich kadra. Poparcie stało się też mocno zróżnicowane w zależności od regionu. Największe jest w dużych aglomeracjach, a słabsze w małych miasteczkach i na wsiach. Nie dzieje się tak bez przyczyny: nauczyciele obawiają się kolejnych konsekwencji finansowych.
36 tys. pedagogów zwróciło się z wnioskiem o zapomogę z funduszu strajkowego „Wspieram Nauczycieli”. Chodzi o pieniądze uzbierane społecznie w celu zrekompensowania im utraconego podczas protestu wynagrodzenia. Polacy wpłacili do funduszu ponad 8,6 mln zł.
W pierwszej kolejności pieniądze dostali najsłabiej zarabiający – ci, którzy mają dochody poniżej 1000 zł brutto na osobę w rodzinie. Łącznie zapomogi otrzymało ponad 5 tys. osób z tej grupy. Teraz rozpoczyna się drugi etap wypłat – tym, którzy zarabiają poniżej 2 tys. zł brutto. Kwota jednorazowej rekompensaty to 500 zł. Pieniędzy nie wystarczy dla wszystkich, dlatego część osób z dochodem powyżej 2 tys. nie otrzyma zapomogi.
Straty z tytułu strajku były dla niektórych nauczycieli wyjątkowo dotkliwe. W niektórych przypadkach sięgnęły nawet 3 tys. zł brutto. To o tyle istotna kwestia, że to finanse mogą być głównym powodem decyzji o tym, czy we wrześniu strajk zostanie wznowiony.
– Moja kadra w kwietniu jednomyślnie przystąpiła do strajku. Już wtedy ich popierałam. Jeżeli podejmą decyzję, że chcą wznowić protest, nadal będę po ich stronie – deklaruje Izabela Leśniewska, dyrektorka szkoły podstawowej nr 23 w Radomiu. Jednak podkreśla, że kwestia finansowa jest w tym kontekście bardzo istotna. Wielu nauczycieli straciło nawet miesięczne wynagrodzenie i nie otrzymali za to rekompensaty. W Radomiu samorząd nie zgodził się na to, żeby wyrównać straty w pensjach za okres strajku. Dlatego część pedagogów zwróciła się o pomoc do funduszu strajkowego. Ale liczyć na nią mogą nieliczni. – W szczytowym okresie strajkowało nawet 500 tys. nauczycieli. O wsparcie z funduszu mogli się jednak ubiegać tylko ci, którzy w proteście uczestniczyli przez co najmniej dziewięć dni – mówi Magdalena Kaszulanis, rzeczniczka prasowa ZNP.
Tylko niektóre samorządy przegłosowały, że pieniądze przeznaczone na wynagrodzenia zostały przesunięte na wyższe dodatki motywacyjne. Tymczasem przed przystąpieniem do protestu wiele władz lokalnych zapewniało, że pomoże nauczycielom. Potem część się wycofała z obietnicy. – Ostatecznie tylko pojedyncze samorządy przekazały dyrektorom szkół wsparcie mające na celu wyrównanie obniżonych pensji. Przykładem jest Zielona Góra czy Warszawa – dodaje Kaszulanis.
Jednak i tak nauczyciele w tych miastach nie otrzymali całości pensji. Jak tłumaczy Mirosław Sosnowski, dyrektor liceum im. Poniatowskiego w Warszawie, chociaż całą kwotę, która pozostała z niewypłaconych wynagrodzeń, przeznaczono na dodatki motywacyjne, to były one rozdawane za jakość pracy podczas całego roku, a nie za udział w strajku. Nie było więc takiego przełożenia, że jakiś nauczyciel stracił podczas strajku tysiąc złotych, to otrzymał dodatek motywacyjny w tej samej wysokości. – Dostałem 80 proc. pensji – mówi nauczycieli innego warszawskiego liceum, który stał na czele komitetu strajkowego. I dodaje, że dodatki otrzymali wszyscy pedagodzy, również ci, którzy nie strajkowali.
Jednak to i tak wyjątkowa sytuacja. Szkoła podstawowa w Czarnej (woj. mazowieckie) nie strajkowała m.in. z powodów finansowych już wcześniej. Teraz wszystko wskazuje na to, że też nie przystąpi do protestu, jeśli zostanie zorganizowane referendum.
Wciąż nie ma jednolitego zdania na ten temat w szkole podstawowej w Mingajnach (woj. warmińsko-mazurskie). Placówka brała udział w wiosennym proteście. Teraz nauczyciele się wahają. – Pod koniec sierpnia będziemy rozmawiać z nauczycielami, czy wracamy do ogólnopolskiego strajku. Na razie nastroje są różne. W dużych miastach widzimy poparcie, w powiatach i na wsi już nie bardzo – mówi Magdalena Kaszulanis. I choć decyzja nie została jeszcze podjęta, to i tak część szkół jest w blokach startowych. Są takie, które nie planują na początek roku żadnych wyjazdów integracyjnych, by w razie gdy dojdzie do protestu, nie musieć ich odwoływać.
– Od lat we wrześniu organizujemy dla pierwszoklasistów wyjazdy, by nowi uczniowie poznali się nie tylko sami ze sobą, ale też z kadrą pedagogiczną. W tym roku nauczyciele zdecydowali, że wyjazdu nie będzie. Wolą być przygotowani do tego, by przystąpić do strajku – potwierdza Joanna Kiełbasa, dyrektor liceum im. Hoffmanowej w Warszawie.
Podobnie wypowiada się dyrektor szkoły im. Poniatowskiego, który przyznaje, że u niego również nie będzie wyjazdu integracyjnego. To pewna forma protestu w związku z tym, że nauczyciele do końca lipca pracowali przy rekrutacji. – Są zmęczeni – przekonuje zarówno dyrekcja Poniatowskiego, jak i Hoffmanowej. I mają poczucie, że to, ile wysiłku wkładali w pracę wykraczającą poza ich obowiązki, nie jest w żaden sposób doceniane choćby przez rządzących.
Dyrektorzy mówią zgodnie: są gotowi na sytuację, w której strajk zostanie wznowiony. Choć przyznają, że nastroje w gronie pedagogicznym są mocno minorowe.
500 TYS. NAUCZYCIELI BRAŁO UDZIAŁ W SZCZYTOWYM OKRESIE STRAJKU