Państwowa Inspekcja Pracy (PIP) nie odpuszcza i kontroluje szkoły, w których doszło do strajku, choć fakt wejścia w spór zbiorowy nie został przez ich dyrektorów zgłoszony inspekcji. Tym problemem zajmowano się w Sejmie podczas ostatniego posiedzenia Rady Ochrony Pracy.
– PIP została upolityczniona, bo jak należy rozumieć kontrole szefów placówek oświatowych, czy właściwie przeprowadzili procedurę sporu zbiorowego? Nie bardzo rozumiem dlaczego inspektorzy zawiadamiają prokuraturę o możliwości popełnienia przestępstwa przez dyrektorów, którzy nie zgłosili sporu zbiorowego do PIP – mówi Izabela Mrzygłocka, posłanka PO.
Chodzi o art. 8 ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 174 ze zm.). Zgodnie z nim pracodawca podejmuje niezwłocznie rokowania w celu rozwiązania sporu w drodze porozumienia, zawiadamiając równocześnie o powstaniu sporu właściwego okręgowego inspektora pracy.
– Takie przypadki są m.in. na Lubelszczyźnie. Niestety od trzech tygodni nie mam odpowiedzi od głównego inspektora pracy, dlaczego dyrektorzy szkół są straszeni prokuraturą, a w innych sytuacjach niezgłoszenie sporu zbiorowego nie jest podstawą do powiadamiania PIP – dodaje Mrzygłocka. Wyjaśnia, że inspekcja, która sama jest w sporze zbiorowym, stosowne zgłoszenie o tym fakcie wysłała dopiero po dwóch miesiącach.
Posłowie opozycji podkreślają, że pojęcie niezwłocznie jest nieostre, więc trudno tu dopatrywać się jakiegokolwiek nadużycia.
Nieco inaczej na ten fakt patrzy Janusz Śniadek, poseł PiS i przewodniczący Rady Ochrony Pracy. Jego zdaniem nawet jeśli takie zawiadomienia pojawiłby się ze strony inspektorów, to takie zachowanie jest w zakresie ich kompetencji. Zaznacza, że nie ma tu żadnego łamania prawa.
Zapytaliśmy o powód kontroli biuro prasowe Głównego Inspektora Pracy. Nie uzyskaliśmy na razie odpowiedzi.
W kwietniu pisaliśmy, że kilka tysięcy dyrektorów nie zgłosiło do okręgowych inspekcji pracy, że są w sporze z pracownikami. A to według MEN jest naruszenie przepisów ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych przez niedopełnienie obowiązków, za co grozi kara grzywny i ograniczenia wolności. Na prośbę właśnie tego resortu inspekcja pracy miała przeprowadzać szczegółową kontrolę.
– Kontynuowanie takich kontroli i powiadamianie prokuratury jest straszeniem dyrektorów i pośrednio nauczycieli, aby we wrześniu nie doszło do wznowienia na masową skalę strajku w oświacie – mówi Sławomir Wittkowicz, przewodniczący Branży Nauki, Oświaty i Kultury w Forum Związków Zawodowych.
To niejedyny sposób na skutecznie zniechęcenie nauczycieli do wznowienia protestów. Choć wiele samorządów związanych z opozycją zapowiedziało, że pieniądze niewykorzystane za strajk zostaną w szkołach, to dyrektorzy boją się wynagradzać ekstra tych nauczycieli, którzy protestowali. Nieformalnie organy prowadzące zalecają, aby pod pretekstem wyższych dodatków motywacyjnych lub nagród rekompensować blisko trzytygodniowy okres bez prawa do wynagrodzenia.
– Zasady przyznawania dodatków motywacyjny i nagród dla nauczycieli są określone w przepisach, czyli w regulaminach wynagradzania. Jeśli pracownicy RIO podczas kontroli stwierdzą, że nagrody lub wyższe dodatki motywacyjne trafiły do nauczycieli, którzy strajkowali, czyli powstrzymywali się od pracy przez pewien okres, to dyrektorzy muszą się liczyć z zarzutami naruszeniem dyscypliny finansów publicznych – mówi Grażyna Wróblewska, prezes RIO w Poznaniu.