Stołeczni radni zdecydowali w czwartek o dwukrotnym zwiększeniu dodatku motywacyjnego dla nauczycieli w okresie od początku czerwca do końca sierpnia. Podwyżki mają zrekompensować nauczycielom, którzy w kwietniu strajkowali, utratę części wynagrodzeń.

Obecnie dodatki motywacyjne na jeden etat nauczycielski wynoszą 600 zł. W razie pojawienia się oszczędności dyrektor szkoły może przyznać 1200 zł dodatku. Zgodnie z czwartkową propozycją Koalicji Obywatelskiej dyrektor może zdecydować o przyznaniu dodatku w maksymalnej kwocie 2400 zł na okres trzech miesięcy: od 1 czerwca do końca sierpnia.

Szefowa komisji edukacji, radna Dorota Łoboda (KO) przypomniała, że oszczędności powstały w związku z ogólnopolskim strajkiem nauczycieli, który trwał między 8 a 27 kwietnia. Zaznaczyła, że strajk nie przyniósł podwyżek wynagrodzeń, o które m.in. zabiegano, a nauczyciele nie dostali wynagrodzeń za czas strajku.

Przypomniała też, że prezydent stolicy Rafał Trzaskowski jeszcze przed rozpoczęciem strajku zapewniał, iż "wszystkie środki przeznaczone na wynagrodzenia w warszawskiej oświacie - niezależnie od potrąceń za strajk - trafią do szkół i przedszkoli i zostaną na ten cel wydane". "Nie chcemy oszczędzać na naszych nauczycielkach i nauczycielach, doceniamy ich pracę" - podkreśliła radna.

"Nie chcemy środków zaoszczędzonych na wynagrodzeniach za czas strajku przeznaczać na inne cele niż wynagrodzenia" - mówiła Łoboda. Dodała, że podwyższenie dodatków motywacyjnych pozwoli dyrektorom przekazać pieniądze nauczycielom do końca sierpnia.

Radni PiS po raz kolejny zgłosili swoją propozycję zmian w sprawie dodatku motywacyjnego, która podnosiłaby go z 600 do 1000 zł na etat bez ograniczenia czasowego. Projekt ten w marcu głosami radnych Koalicji Obywatelskiej został odrzucony.

Łodoba przyznała, że "z przyjemnością" rozważy zaproponowany wzrost dodatku motywacyjnego, ale tylko wtedy, kiedy radni opozycji zaapelują do rządów PiS w sprawie wzrostu subwencji oświatowej i zwrotu wydatków poniesionych przez samorząd na reformę oświaty.

Radny Błażej Poboży (PiS) ocenił, że prezydent Trzaskowski i politycy Platformy Obywatelskiej swoimi wypowiedziami zachęcali do włączania się w akcję strajkową Związku Nauczycielstwa Polskiego i pozostawania w niej jak najdłużej. "Nie wspominali przy tym o negatywnych konsekwencjach finansowych, jakie dotkną strajkujących pracowników oświaty w związku z tym, że za okres strajku nie przysługuje wynagrodzenie" - powiedział.

"Efekt strajku w Warszawie jest taki, że walcząc o podwyżkę 1000 zł na etat, jak na razie ogromna większość uczestniczących w proteście w maju otrzymała wynagrodzenia pomniejszone o 1000, a często nawet i 1500 zł. To jest konsekwencja działań podejmowanych przez urzędników z rekomendacji Platformy Obywatelskiej i samego pana prezydenta" - mówił Poboży.

Zaznaczył, że dodatek ma w zamyśle honorować za zaangażowanie w pracę, a w tym przypadku jest to - jak to określił - "dodatek motywujący do strajku".

Tymczasową i doraźną nazwał propozycję KO radny PiS Tomasz Herbich, podkreślając, że propozycja PiS jest trwała. Dodał, że nauczyciele podczas strajku zachowują wszelkie prawa, ale bez prawa do wynagrodzenia, więc wypłata ekwiwalentu za strajk jest złamaniem prawa. Podkreślił też, że nauczyciele wiedzieli, iż nie otrzymają pieniędzy za czas protestu.

Radna Beata Michalec (KO) powiedziała natomiast, że podczas strajku radni PiS powinni walczyć o podwyżki dla nauczycieli, a rząd powinien jej zagwarantować.

Patryk Górski (PiS) nazwał proponowany przez władze miasta dodatek "formą łapówki" dla nauczycieli za strajk. Z kolei Wiktor Klimiuk (PiS) zaznaczał, że KO chce uchwalić obejście prawa i stawianie dyrektorów placówek w trudnej sytuacji, bo mogą się spotkać z zarzutem złamania dyscypliny finansów publicznych.

Wiceprzewodniczący Rady Warszawy Sławomir Potapowicz (KO) twierdził zaś, że rada chce naprawić błąd, wynikający z tego, że rząd nie chce wypłacić nauczycielom 1000 zł podwyżki.

Przedstawiciel nauczycieli Łukasz Wachowski powiedział podczas debaty na sesji Rady Warszawy, że pracuje w trzech szkołach, z czego tylko z jednej stracił 2 tys. zł i był tego świadomy, przystępując do strajku. Podziękował PiS za propozycje podwyżki dodatku motywacyjnego, ale dodał, że to państwo i rząd odpowiadają za finansowanie oświaty.

Inna przedstawicielka nauczycieli Urszula Woźniak zwracała uwagę, że nauczycielom chodzi o podwyżki, a nie o zwiększanie dodatków motywacyjnych.

Radni zagłosowali przeciwko propozycji PiS, aby dodatek motywacyjny dla nauczycieli podnieść z 600 na 1000 zł na etat, a zagłosowali za propozycją miasta, aby podnieść go za okres trzech miesięcy. Za tą propozycją głosowało 38 radnych, nikt nie był przeciw, a 17 radnych wstrzymało się od głosu.