Szkoda, że PiS zabrał się za edukację. Szkoda dlatego, że środowiska określające się jako prawicowo-patriotyczne przez lata bycia w opozycji wobec rządów PO-PSL nie stworzyły spójnej wizji zmian w oświacie. W zamian zamieniły się w klub malkontentów. A to, twierdziły, że historii za mało, że nauczanie przyrody „jest udziwnione”, że lista lektur jest „zła”, że do WOS „nie ma materiałów”, a to, że w gimnazjach grasują gimnazjaliści, a w liceach genderyści (a może odwrotnie).
Okładka. Magazyn. 12.04.2019 / Dziennik Gazeta Prawna
Marudzenie, choć pociągające, nie jest sexy, zatem, aby dodać mu powagi, rozpoczęto ten lament podlewać sosem obrony Ojczyzny. W rezultacie PiS wkroczył do MEN ze zbiorem przesądów i anachronizmów, z którymi nie sposób było podjąć polemiki, bo racje rządzących są „patriotyczne”. W rezultacie partia podjęła rewolucję edukacyjną w strukturach (powrót do czteroletnich liceów i pięcioletnich techników) oraz kontrewolucję w ideach, na dodatek kontrrewolucję niezbyt przemyślaną.
Szkoda! Szkoła bowiem zmieniać się musi – i to radykalnie, a zarazem poprzez szereg niewielkich kroków, oby jak najczęściej podejmowanych przez samych nauczycieli. Skoki całego systemu stanowią najbardziej ryzykowny sposób dostosowywania szkoły do rzeczywistości – pędzącej wprawdzie, ale w różnych kierunkach. Takie czasy! „Jeżeli miałbym wymienić jeden powód, dla którego reformy edukacji – na całym świecie, a w szczególności w Polsce – nie są adekwatne do wyzwań, powiedziałbym, że ludzie zajmujący się zawodowo tymi sprawami, także odpowiedzialni za nie politycy, posługują się sposobem myślenia niezmienionym od stuleci. (...) Trzeba przemyśleć od podstaw sposób edukowania społeczeństwa, które zanurzyło się we wszechobecnym dostępie do informacji”. Nie uważa tak żaden lewak, ale czcigodny prof. Łukasz Turski.
W nierealnej, alternatywnej rzeczywistości, w której wybory w Polsce wygrywałaby centroprawica, a nie ci, co je wygrywają, a Ministerstwo Edukacji Narodowej byłoby miejscem koordynującym pracę edukatorów, a nie Sztabem Generalnym z papieru, Turskiego by słuchano! W demokracji realnej może zabierać głos w debacie – i to tyle, bo władza jest w rękach klubu niedosłyszących malkontentów.