Zalewska była proszona w Programie I Polskiego Radia o komentarz do artykułu DGP, w którym napisano, że od września gminy będą zmieniać zbiorcze gimnazja w mniejsze szkoły podstawowe. A - zauważa gazeta - skromne placówki, to mniej godzin dla nauczycieli, co oznacza, że nauczyciele będą musieli uczyć w kilku szkołach, by mieć pełny etat.
"Mówimy jednoznacznie rodzicom i nauczycielom: nie dowozimy dzieci do nauczyciela, tylko nauczyciel dojeżdża do dziecka. Żyjemy w XXI wieku, szkoła ma być bezpieczna, blisko ucznia" - powiedziała Zalewska. Jak dodała, obecnie prawie 30 proc. nauczycieli nie ma pełnego etatu, szczególnie w gimnazjach.
Szefowa MEN zapewniła, że rozmawia z samorządowcami o sprawie, którą opisał DGP. "Oni (samorządowcy) w tej chwili pracują na różnego rodzaju warsztatach nad subwencją i nowymi mechanizmami w subwencji oświatowej na 2018 rok" - zaznaczyła. Jak dodała, być może "trzeba będzie wymyślić dodatkowe pieniądze dla samorządu, który będzie wypłacał np. delegacje (dla nauczycieli), po to, żeby nauczyciel nie pokrywał tych kosztów z własnej kieszeni".
"Kiedy mamy niż demograficzny, musimy dbać o dziecko, oczywiście troszcząc się o nauczyciela" - przekonywała Zalewska.
Pytana o wyniki sondażu, według którego połowa Polaków nie ma pojęcia, o co chodzi w reformie edukacji, Zalewska zauważyła, że prawie 90 proc. Polaków wie jednak, że taka reforma jest. "Przyjmuję z pokorą tę informację, jeszcze bardziej intensyfikujemy pracę nad komunikowaniem się" - podkreśliła. Jak dodała, "od końca listopada 2016 roku w każdej szkole w Polsce jest informator z założeniami reformy i najtrudniejszymi pytaniami, ale również z informacjami, gdzie nas znaleźć".
Zgodnie z reformą edukacji w miejsce obecnie istniejących wprowadzone zostaną 8-letnie szkoły podstawowe, 4-letnie licea ogólnokształcące, 5-letnie technika i dwustopniowe szkoły branżowe. Gimnazja zostaną zlikwidowane. Zmiany rozpoczną się od roku szkolnego 2017/2018.