Koordynowana opieka zdrowotna, pacjent w centrum zainteresowania, jakość – to jedne z głównych haseł Forum Ochrony Zdrowia. Na drugi plan zeszła wciąż potrzebna, lecz w powijakach, polityka ponadresortowa, czyli współpraca różnych instytucji i urzędów w celu zapewnienia Polakom zdrowia, a nie tylko leczenia chorób.
Forum to ważne miejsce debaty nad przyszłością systemu zdrowia. Spotykają się tu i dyskutują eksperci, politycy różnych opcji, urzędnicy, szefowie placówek medycznych czy przedstawiciele organizacji pacjenckich.
Akcja koordynacja. Koordynowana opieka ma być wdrażana, a nie wciąż dyskutowana. Dyskusyjne pozostaje, w jakim tempie te zmiany powinny być realizowane. Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł w dokumencie Narodowa Służba Zdrowia zapowiedział, że koordynacja w podstawowej opiece zdrowotnej zacznie działać już w połowie przyszłego roku. I trudno nie odnieść wrażenia, że powiedział to, co musiał ze względów politycznych. W czasie krynickich debat, a także nieoficjalnych rozmów na deptaku zwracano uwagę, że takie tempo zmian może rodzić różne ryzyka. A zdrowie to sektor bardzo wrażliwy społecznie. Nawet jeden z wiceprezesów centrali Narodowego Funduszu Zdrowia mówił o tym, że niezbędne są pilotaże, a także... system informatyczny, który umożliwiałby płynny obieg informacji na temat leczenia pacjenta i wykonywanych badań w różnych placówkach. Wtedy lekarz rodzinny faktycznie miałby możliwość kompleksowo zająć się pacjentem i wiedzieć, co się z nim w systemie dzieje. Nie ma jednak wątpliwości, że minister do wprowadzenia zmian jest zdeterminowany.
Nie każdy musi mieć kontrakt. Forum Ochrony Zdrowia to też okazja, by wypytać polityków, co stoi za ich często dość ogólnymi zapowiedziami. I tak dowiedzieliśmy się więcej na temat tego, kto może być pewien kontraktów z NFZ i to w nowej budżetowej formie (czyli pieniędzy przyznawanych na rok opieki nad pacjentami, w miejsce rozliczania każdego ze świadczeń). Otóż pełniący obowiązki prezesa NFZ Andrzej Jacyna wprost przyznawał, że w obliczu ograniczonych środków finansowych oraz kadr nie stać nas na rozdrabnianie kontraktów. Co to oznacza w praktyce? Pieniądze w pierwszej kolejności trafią tam, gdzie placówki są duże i świadczą kompleksową opiekę (mają przynajmniej cztery szpitalne oddziały). Placówki mające np. 10 łóżek i niedziałające całodobowo (jest wiele i takich szpitali, np. jednodniowych) będą mogły konkurować o to, co zostanie do wydania, lub zapełniać nisze tam, gdzie wskażą je mapy potrzeb zdrowotnych. Szpitale prywatne będą mieć więc szanse na to, by nadal leczyć za publiczne środki, ale po spełnieniu wyższych wymogów (równych dla wszystkich).
W głowie się nie mieści. Wiele mówiono też o pomijanym w Polsce, lecz szybko narastającym problemie chorób mózgu. Koszty absencji w pracy z ich powodu, leczenia chorych oraz opieki nad tymi, którzy tracą samodzielność, rosną szybko na całym świecie, także i w Polsce. Spowodowane to jest m.in. tempem życia, ale też starzeniem się społeczeństwa, ponieważ chodzi m.in. o takie choroby jak depresja, stwardnienie rozsiane, udar, migrena czy choroba Alzheimera. Osoby te są często niezdiagnozowane, a na wizytę u lekarza muszą czekać miesiącami. A lekarzy i innych pracowników medycznych przy tych schorzeniach potrzebnych jest pacjentowi zwykle kilku. Eksperci, prawnicy i organizacje pacjenckie – wszyscy wzięli się do roboty i opracowali „Brain Plan”, który ma zapewnić kompleksową opiekę nad chorym. Problem w tym, że trzeba znaleźć pieniądze na jego wdrożenie i tu znów kłania się rachunek ekonomiczny. Wdrożenie planu obniży wiele kosztów, np. dla ZUS, może odciążyć też szpitalne łóżka, ale by oszczędzić, trzeba najpierw wydać. I do tej kwestii sprowadzała się większość dyskusji – czy to o lekach, czy zmianach w szpitalach albo podstawowej opiece zdrowotnej.
Pacjencie – o zdrowie dbaj sam. Wiele mówiono także o potrzebie profilaktyki i edukacji zdrowotnej. Obecnie jednym z większych problemów jest np. duży odsetek pacjentów (przy niektórych schorzeniach nawet około połowy) biorących leki nieregularnie lub niewłaściwie. Lekarz oczywiście o tym nie wie. Po latach oczekiwań Polska ma już od zeszłego roku ustawę o zdrowiu publicznym, ale teraz trzeba przełożyć ją na zmiany w mentalności. I to nie tylko zwykłych Polaków, ale też pracowników ochrony zdrowia czy edukacji.
W tym samym gronie. Krynickie Forum Ochrony Zdrowia ma niewątpliwie wiele zalet. To właśnie tam o zdrowiu zaczęto rozmawiać w kategoriach ekonomicznych. Przedstawiane jest nie jako niechciany koszt, ale też inwestycja. Dyskutuje się o skuteczności terapii w szerszym kontekście, np. tempa powrotu do zdrowia i pracy, a nie tylko ceny za medykamenty. Co ważne, to, że Forum odbywa się ok. 400 km od warszawskiej ulicy Wiejskiej, czyli parlamentu – powoduje, że dyskusja jest o wiele bardziej merytoryczna, a nie emocjonalna.
Tym, co może niepokoić, jest to, że na wszystkich ważnych kongresach od lat eksperci dyskutują w niemal niezmiennym gronie. I często mówią to samo. Dobrze by było, by dyskusji tej słuchał np. wicepremier Morawiecki, finansiści mogący wnieść świeższe spojrzenie (choć w czasie przemianowywania ochrony zdrowia na służbę może nie byliby najlepiej widziani). Brakuje też samorządów – które są przecież jednym z kluczowych organizatorów, ale i finansujących opiekę zdrowotną. Cenne byłoby także spisywanie padających na debatach deklaracji składanych przez urzędników, firmy i organizacje, które weryfikowano by po roku podczas kolejnej edycji forum: co udało się zrobić, z jakim efektem, a co nadal pozostaje jedynie na poziomie dyskusji i dlaczego tak się dzieje.