Senat przyjął w piątek ustawę o leczeniu niepłodności bez poprawek. Do ostatniej chwili nie było pewności, czy ustawa nie zostanie odrzucona. Zadecydowały zaledwie trzy głosy.
Debata nad in vitro w Senacie trwała od zeszłego tygodnia. W czwartek komisja zdrowia przyjęła wniosek o odrzuceniu ustawy w całości, jednak w piątek senatorowie przegłosowali wniosek mniejszości o przyjęcie jej bez poprawek. Za głosowało 46 osób, 43 były przeciw, a czworo senatorów wstrzymało się od głosu.
Wysyp poprawek
Ustawa od początku wzbudzała w Senacie bardzo duże kontrowersje z powodów ideologicznych. W efekcie w trakcie prac komisji zdrowia zgłoszonych zostało w sumie 70 poprawek, w tym również ze strony senator PO Heleny Hatki.
Najwięcej wątpliwości budziła dopuszczalność in vitro dla par pozostających w związkach nieformalnych. Zdaniem przeciwników tego zapisu procedura powinna być możliwa jedynie dla małżeństw. Niezadowolenie budziła także liczba zarodków – ustawa dopuszczała tworzenie sześciu, tymczasem zdaniem części senatorów należało pozwolić wyłącznie na dwa, i to z zastrzeżeniem, że od razu byłyby one przenoszone do organizmu kobiety.
Awanturę wywołała również definicja zarodka. W ustawie zapisano, że chodzi o grupę komórek. Część senatorów chciała, aby je określano jako organizm ludzki w najwcześniejszej fazie rozwoju. Wątpliwości dotyczyły także obawy przed możliwością wyboru cech genetycznych dziecka, które urodzi się w tej procedurze, np. płci.
Wybór płci
Temperaturę sporu podgrzał list arcybiskupów (nawoływali do odrzucenia ustawy), w efekcie odwoływano się także do Biblii. Wiceminister zdrowia Igor Radziewicz-Winnicki podkreślał więc oddzielność Kościoła od państwa. Tłumaczył też, że zaproponowana przez resort liczba zarodków gwarantuje najlepsze efekty tej metody leczenia niepłodności. Wskazywał, że z analizy działającego od dwóch lat programu in vitro – jest finansowany przez ministerstwo – wynika, że większość z 6 powstałych zarodków jest wykorzystywana. Bardzo rzadko bowiem dochodzi do zapłodnienia po pierwszym transferze.
Wiceminister tłumaczył również, że nowe prawo ma chronić zarodki, zabraniając ich niszczenia oraz handlu. – Ustawa wyklucza inżynierię genetyczną. Wybór np. płci będzie jedynie możliwy przy ciężkich chorobach genetycznych – mówił Igor Radziewicz-Winnicki.

2 tys. tyle dzieci urodziło się w ramach rządowego programu leczenia niepłodności, trwającego od lipca 2013 r.

Tymczasem senatorowie przeciwni ustawie powoływali się na stanowisko Kancelarii Prezydenta RP, które zostało przesłane do marszałka Senatu Bogdana Borusewicza. Otóż prawnicy prezydenta wskazywali, że wprowadzenie do ustawy możliwości „pobierania komórek rozrodczych od dawcy, który jest niezdolny do wyrażenia zgody, budzi wątpliwości co do zgodności z konstytucją i prawem międzynarodowym”.
– Jeśli prezydent ma wątpliwości co do konstytucyjności ustawy, to po jej podpisaniu może ją skierować do Trybunału Konstytucyjnego – komentował list Bogdan Borusewicz.
Bez dyscypliny
Ostatecznie ustawa została przegłosowana w formie, w jakiej pod koniec czerwca przyjął ją Sejm. Podczas głosowania nie obowiązywała dyscyplina partyjna i w efekcie 9 senatorów PO opowiedziało się za jej odrzuceniem w całości. Za mało, by ustawa przepadła.
Ustawa, która teraz zostanie przekazana do podpisu prezydenta, pozwala na korzystanie z metody in vitro parom, które wykażą, że przynajmniej przez rok starały się leczyć niepłodność innymi metodami. Zakazuje też niszczenia zarodków i wprowadza Centralny Rejestr Leczenia Niepłodności. Przepisy nie regulują natomiast kwestii finansowania zabiegów.
Etap legislacyjny
Ustawa czeka na podpis prezydenta