Dziś w Luksemburgu zapadnie wyrok dotyczący niewykonania przez Polskę unijnego rozporządzenia w sprawie transportu drogowego.
Krajowy Rejestr Elektroniczny Przedsiębiorców Transportu Drogowego (KREPTD) ma m.in. ułatwić wymianę informacji między krajami UE na temat naruszeń dokonywanych przez firmy transportowe. Obowiązek jego utworzenia wynika z art. 16 ust. 1 unijnego rozporządzenia 1071/2009 ustanawiającego wspólne zasady dotyczące warunków wykonywania zawodu przewoźnika drogowego. Poszczególne kraje członkowskie miały czas na jego uruchomienie do końca 2012 r. Tymczasem projekt nowelizacji ustawy o transporcie drogowym, który stanowi wykonanie rozporządzenia, jest dopiero na etapie prac sejmowych. To i tak sukces, bo wcześniej, pomimo wieloletnich prac nad projektem, nie udało się doprowadzić nawet do przyjęcia go przez rząd.
Projekt dwukrotnie przechodził praktycznie całą ścieżkę uzgodnień międzyresortowych oraz konsultacji społecznych i dwukrotnie spadał z posiedzenia Rady Ministrów. I to mimo wyraźnych monitów ze strony Ministerstwa Spraw Zagranicznych, które wskazywało – ze względu na zastrzeżenia Komisji Europejskiej – na pilną potrzebę przyjęcia projektu i skierowania go do Sejmu. Nawet gdy KE wszczęła już formalne postępowanie przeciwko Polsce, nie wpłynęło to mobilizująco na tempo prac legislacyjnych.
Zbyt szeroki zakres
Zgodnie z rozporządzeniem 1071/2009 elektroniczny rejestr z jednej strony ma być użytecznym narzędziem dla samych przedsiębiorców, a z drugiej dla służb kontrolnych, jak Inspekcja Transportu Drogowego, policja czy służba celna.
Dziś w Polsce nie istnieje jedna baza, w której zarejestrowane są firmy transportowe, a to dlatego, że zezwolenia na wykonywanie transportu wydają zarówno starostwa, jak i Inspekcja Transportu Drogowego (licencje wspólnotowe). Przedsiębiorca zlecając usługi zakładowi przewozowemu, nie zawsze więc może sprawdzić, czy ma on wszystkie niezbędne zezwolenia. Po utworzeniu KREPTD będzie to możliwe, gdyż dostęp do tego typu danych będzie otwarty (patrz: grafika).
Oprócz tego rejestr ma gromadzić informacje o poważnych naruszeniach przepisów, których popełnienie może być podstawą do wszczęcia postępowania o utratę dobrej reputacji przez osobę zarządzającą transportem. Co więcej, główny inspektor transportu drogowego, który ma administrować rejestrem, będzie uprawniony do wymiany informacji o tych naruszeniach ze służbami kontrolnymi w innych krajach. W bazie znajdą się też dane o naruszeniach przepisów transportowych popełnianych za granicą (pozyskiwane z krajowych rejestrów innych państw) oraz wykaz osób, które utraciły uprawnienia do wykonywania zawodu przewoźnika drogowego.
W 2015 r., a więc trzy lata po terminie na wprowadzenie rejestru, do projektu dorzucono również zmianę taryfikatora kar administracyjnych za naruszenie przepisów. Sankcje za niektóre naruszenia miały wzrosnąć nawet dwukrotnie. Projekt został więc storpedowany przez branżę na etapie konsultacji społecznych. Kiedy wreszcie trafił do Sejmu, okazało się z kolei, że dodano do niego zapisy, na skutek których strata dobrej reputacji byłaby łatwiejsza. Obecne przepisy stanowią, że dobra reputacja może być odebrana w przypadku popełnienia konkretnych przestępstw umyślnych. Tymczasem w projekcie nie tylko rozszerzono ten katalog, ale i zrezygnowano z przesłanki umyślności. To znów spotkało się z krytyką samych zainteresowanych i opóźniło prace nad ustawą.
– Szkoda, że polscy urzędnicy skoncentrowali się na zmianie przepisów dotyczących dobrej reputacji, co zahamowało prace nad projektem rządowym, zamiast zająć się tym, o co upominała się Komisja Europejska, czyli krajowym rejestrem – mówi Maciej Wroński, prezes Transport i Logistyka Polska. – Przy czym nie jest to tylko zaniechanie obecnej ekipy. Jest to przede wszystkim wina poprzednich ministrów odpowiedzialnych za transport. Czasu było aż nadto. Co prawda termin upłynął z końcem 2012 r., ale rozporządzenie, które wymagało jego wdrożenia, pochodzi z 2009 r. – dodaje prawnik.
Problemy się mnożą
Pierwsze kłopoty z brakiem rejestru przewoźnicy odczuli już w lipcu tego roku. Wtedy bowiem zaczęły obowiązywać we Francji przepisy, zgodnie z którymi firmy realizujące przewozy do tego kraju muszą wcześniej zgłaszać swoich kierowców. W formularzach wymagany jest numer wpisu do rejestru, którego Polska wciąż nie ma. Za niekompletne zaświadczenie grozi nawet do 450 euro grzywny. Dopiero w wyniku rozmów naszego Ministerstwa Infrastruktury i Budownictwa ze swoim francuskim odpowiednikiem tamtejsze służby zgodziły się, by do czasu utworzenia przez Polskę rejestru przewoźnicy mogli wpisać numer licencji wspólnotowej.
Teraz za opieszałość w pracach nad regulacjami możemy zapłacić wszyscy. Dziś bowiem w Trybunale Sprawiedliwości UE zapaść ma wyrok będący efektem skargi Komisji Europejskiej. W tym wyroku kara finansowa na Polskę nie zostanie jeszcze nałożona. Jeśli jednak rejestr nie zostanie wdrożony niezwłocznie po wydaniu dzisiejszego orzeczenia, następny będzie oznaczał wielomilionowe kary.
Mimo tych wszystkich kłopotów MIiB twierdzi, że ograniczenie projektu nowelizacji ustawy o transporcie drogowym tylko do przepisów powołujących KREPTD byłoby nieracjonalne.
– Przepisy dotyczące badania dobrej reputacji są ściśle powiązane z przepisami tworzącymi rejestr. Właściwe skonstruowanie regulacji odnoszących się do badania dobrej reputacji ma decydujący wpływ na odpowiednie funkcjonowanie KREPTD, zgodne z wymogami stawianymi w przepisach prawa UE – przekonuje Elżbieta Kisil, rzecznik MIiB.