Wskutek zaniechań ministerstwa stolica mogła niesłusznie zwrócić właścicielom atrakcyjną działkę w ścisłym centrum. Dziś o godz. 15 prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz przedstawi informację na temat procesu reprywatyzacji wartej nawet 160 mln działki położonej tuż przy Pałacu Kultury i Nauki (przedwojenna ul. Chmielna 70).
Działka trafiła m.in. do rąk biznesmenów i adwokatów, którzy specjalizują się w skupowaniu roszczeń reprywatyzacyjnych, a więc związanych z nieruchomościami objętymi dekretem Bieruta. Dziś może tam stanąć nawet 245-metrowy wieżowiec, a osoby posiadające prawa do działki twierdzą, że już prowadzą rozmowy z inwestorami zainteresowanymi terenem. Miejscy aktywiści, głównie z ruchu Miasto Jest Nasze, określają tę sprawę jako „aferę związaną z uwłaszczaniem się wpływowych biznesmenów powiązanych z wysokimi urzędnikami ratusza”.
Z naszych ustaleń wynika, że sprawa przybrała dość niespodziewany obrót, który może spowodować, że decyzja o zwrocie działki przez miasto zostanie cofnięta. Wszystko przez nowe fakty, jakie wychodzą na jaw wokół dawnych spadkobierców, oraz opieszałość, jakiej zdaniem stołecznego ratusza mieli dopuścić się urzędnicy Ministerstwa Finansów (MF). W ratuszu słychać głosy, że to kolejny element zemsty rządu PiS na warszawskim samorządzie zdominowanym przez PO. Tak czy inaczej, sprawa robi się poważna. – Czujemy się wprowadzeni w błąd przez resort finansów. Dlatego szykujemy zawiadomienie do prokuratury w sprawie zaniechania wydawania decyzji przez MF – mówi nam wiceprezydent stolicy Jarosław Jóźwiak.
Co MF ma wspólnego z dekretem Bieruta i zwrotem atrakcyjnej stołecznej działki? Odpowiedź wymaga prześledzenia skomplikowanych losów dawnej Chmielnej 70. W procesie ustalania jej spadkobierców okazało się, że większościowym właścicielem posesji był Duńczyk Holger Martin. Z dotychczasowych doniesień mediów i ustaleń aktywistów społecznych wynika, że Martin został spłacony, a Warszawa nic nie jest mu winna. Po wojnie władza ludowa zapłaciła za nacjonalizację majątków odebranych obywatelom innych państw. Umowa z Danią przewidywała, że kraj ten przejmował roszczenia swoich obywateli wobec państwa polskiego w zamian za wypłatę zryczałtowanego odszkodowania. W ten sposób polski rząd miał zapłacić Danii 5,7 mln koron. A to wszystko oznaczałoby, że działka być może rzeczywiście niesłusznie trafiła w ręce prywatnych osób skupujących roszczenia spadkobierców.
Ale z dokumentów, do których dotarliśmy, wynika, że sprawa nie jest taka oczywista. Władze Warszawy, wiedząc o obywatelstwie duńskim jednego ze współwłaścicieli oraz o fakcie zawarcia umów z rządem duńskim, zwróciły się już w 2010 r. do MF o informację, czy odszkodowanie za dawną Chmielną 70 zostało wypłacone. Resort odpisał, że nie posiada dokumentacji, która by o tym świadczyła. Co więcej, na stronie internetowej MF dopiero 31 grudnia 2015 r. pojawił się wykaz nieruchomości, za które przyznano odszkodowanie na mocy układu z Danią – nie było tam ani nieruchomości przy Chmielnej 70, ani nazwiska Holgera. – Wówczas stało się dla nas jasne, że działkę trzeba zwrócić – twierdzą w rozmowie z nami warszawscy urzędnicy.
Ale to nie koniec zaskoczeń. W ostatnich dniach resort finansów jednak znalazł jakieś dokumenty z wykazem cudzoziemców, którzy posiadali majątki w Polsce. Wśród nazwisk udało się zlokalizować wspomnianego Holgera Martina, przy którym widnieje informacja, że posiadał 2/3 hipoteki w odniesieniu do kamienicy przy Chmielnej 70. Z kolejnych dokumentów wynika, że mógł on otrzymać od rządu duńskiego 35 tys. koron (wypłaconych prawdopodobnie na podstawie umowy z Polską).
Zdaniem urzędników ratusza to może być trop świadczący o tym, że Duńczyk faktycznie został już spłacony i Warszawa nie jest mu nic winna. Ale równocześnie przyznają, że to może w konsekwencji także oznaczać, że działka faktycznie została zwrócona niesłusznie, choć głównie z winy MF, a nie ratusza.
Samorządowcy dziwią się, że dokumenty pojawiają się teraz, gdy wokół dawnej Chmielnej 70 wybuchła afera. – Aż do zeszłego tygodnia MF nie informowało nas na temat wypłaty odszkodowania obywatelowi Danii lub duńskiemu rządowi – dziwi się Marcin Bajko, dyrektor Biura Gospodarki Nieruchomościami w stołecznym ratuszu.
Teraz, jak tłumaczy, losy działki zależą w dużej mierze od dalszych działań MF. – Jeśli resort wyda formalną decyzję stwierdzającą przejście na rzecz Skarbu Państwa nieruchomości lub prawa na podstawie międzynarodowej umowy o uregulowaniu wzajemnych roszczeń finansowych, to jest szansa, że decyzja o zwrocie działki zostanie cofnięta i tym samym nieruchomość wróci do miasta – stwierdza Bajko.
Co na to wszystko MF? Informuje nas, że dokumenty wykryto dzięki „długiej i żmudnej pracy” oraz pomocy ambasady RP w Kopenhadze, a resort wszczął postępowanie. – Nie oznacza to jednak, że zakończy się ono wydaniem decyzji stwierdzającej przejście nieruchomości na rzecz Skarbu Państwa, lecz że istnieją uzasadnione podstawy do przypuszczenia, że zachodzą przesłanki do wydania takiej decyzji – stwierdza ostrożnie MF. Dodaje, że materiały są wciąż w opracowaniu (kilkanaście tysięcy fotokopii), dlatego dziś nie można na 100 proc. potwierdzić, czy odszkodowanie zostało przyznane i za jakie składniki mienia Holgera Martina.
Argumenty ratusza nie przekonują Jana Śpiewaka z organizacji Miasto Jest Nasze. – To zdumiewające. Będziemy składać zawiadomienie do prokuratury w sprawie poświadczenia nieprawdy przez warszawskich urzędników – zapowiada. Jak dodaje, ratusz sam przyznał, że wiedział, iż chodzi o obywatela duńskiego objętego umową między państwem polskim i duńskim, które uregulowało już wszystkie roszczenia Danii. To już wystarczyło do stwierdzenia, że działka nie powinna zostać zwrócona i do tego nie trzeba żadnej decyzji MF. Ratusz chce tylko przykryć swoje bezprawne działania – przekonuje Jan Śpiewak.