Transformacja ustrojowa objęła również zmiany w polityce lokalnej. W dużej mierze wymuszone one były rosnącymi oczekiwaniami mieszkańców. Prezentujemy efekty tych trwających 25 lat procesów.
Ostatnie wybory samorządowe ujawniły dwa zjawiska. Po pierwsze, znana twarz to już za mało, by przez wiele lat utrzymać przy sobie wyborców. Po drugie, postawiły pod znakiem zapytania apele części posłów o ograniczenie kadencyjności wójtów, burmistrzów i prezydentów miast, skoro mieszkańcy udowodnili, że sami są w stanie odwołać samorządowych długodystansowców. Szerokim echem odbiła się porażka wieloletniego prezydenta Poznania Ryszarda Grobelnego czy rezygnacja Piotra Uszoka z Katowic.
Wielu innych weteranów – Paweł Adamowicz z Gdańska, Rafał Dutkiewicz z Wrocławia czy Hanna Gronkiewicz-Waltz z Warszawy – musiało walczyć o stanowiska w drugiej turze, co dla nich samych było sporym zaskoczeniem. Marek Miros, burmistrz Gołdapi w latach 1990–2014, pokazuje nam wyliczenia, z których wynika, że obecna kadencja jest siódmą z kolei dla 5,1 proc. wójtów, burmistrzów i prezydentów. To oznacza 95-proc. fluktuację na stanowiskach w ostatnim 20-leciu. W 2010 r. reelekcję wywalczyło 65 proc. dotychczasowych wójtów, burmistrzów i prezydentów. W 2006 r. było to 68 proc. kandydatów. Mechanizm samoregulacji zaczął więc dosięgać absolutnych samorządowych liderów.
Komfort zamiast betonu
Drogi, mosty, wodociągi i kanalizacja – do tej pory to były główne cele inwestycyjne samorządów korzystających ze środków unijnych. Priorytety w regionach, gdzie zasypano już cywilizacyjne dziury, zaczynają się jednak zmieniać. Dlatego po latach budowy podstawowej infrastruktury samorządy zwracają coraz większą uwagę na pomysły, których celem jest zwiększenie szeroko rozumianego komfortu życia mieszkańców. Realizują np. projekty rewitalizacyjne, przywracające dawny blask zdegradowanym terenom.
Dostrzegł to rząd, który pracuje nad ustawą rewitalizacyjną, mającą uprościć prowadzenie takich inwestycji. Wzorem Zachodu także i w polskich miastach pojawiły się siłownie pod chmurką czy systemy sterowania ruchem. Z każdym rokiem przybywa wypożyczalni rowerów miejskich, choć akurat niewspółmiernie do liczby ścieżek rowerowych. Niektórzy chcą iść o krok dalej i zainwestować w sieć wypożyczalni samochodów elektrycznych. Już w przyszłym roku mogą się one pojawić w Warszawie i we Wrocławiu.
Samorządy wprzęgają do realizacji projektów podmioty komercyjne. Warszawa przy wsparciu organizacji pozarządowych, firmy prywatnej i uczelni wyższej stworzyła specjalną platformę „Dane po warszawsku”, zawierającą łącznie ponad 200 zbiorów danych o mieście, np. o bankomatach czy przystankach. Do 22 marca można zgłaszać pomysły na aplikacje wykorzystujące te dane. Zwycięzcy otrzymają m.in. nagrody pieniężne czy wsparcie promocyjne powstałych rozwiązań.
Zawód: samorządowiec
Po 25 latach działalność samorządowa się sprofesjonalizowała. Dziś wejście w politykę lokalną jest wyborem zawodu, niekoniecznie wiążącym się z poczuciem misji. Włodarze boją się, że w razie utraty stanowiska nie odnajdą się poza lokalną polityką. Dlatego domagają się większych odpraw (trzymiesięczna odprawa dla byłych szefów gmin i powiatów to najwidoczniej za mało), a niektórzy postulują zniesienie ograniczeń przy szukaniu zajęcia (byli włodarze nie mogą być zatrudniani w firmach, w stosunku do których podejmowali w ciągu ostatniego roku decyzje administracyjne).
Ale wielu potrafi zapewnić sobie miękkie lądowanie, i to niekoniecznie poza samorządem. Trafiają do spółek miejskich (dwa lata temu były prezydent Łodzi Tadeusz Matusiak rozpoczął pracę jako główny specjalista w miejskiej spółce Grupowa Oczyszczalnia Ścieków), przechodzą do innego samorządu (eksprezydent Ciechanowa Waldemar Wardziński dziś jest radnym powiatu ciechanowskiego) czy są zatrudniani przez swoich następców (były marszałek województwa śląskiego Mirosław Sekuła został doradcą obecnego marszałka).
Wzlot i upadek ruchów miejskich
Ostatnie wybory lokalne zostały zdominowane przez ruchy miejskie budowane przez aktywistów i społeczników. Warszawskie Miasto jest Nasze (MJN) w wyborach do rad dzielnic w stolicy zdobyło pięć mandatów w Śródmieściu, dwa na Żoliborzu oraz jeden na Pradze-Północ. Po czterech miejskich radnych wprowadziły toruński Czas Mieszkańców i Stowarzyszenie Razem dla Opola. Aktywiści nie wytrzymali jednak starcia z politykami i układami w radach. Nie byli w stanie zawrzeć koalicji, przybierali partyjne szyldy. Tak było w Warszawie, gdzie grupa radnych MJN przeszła do Platformy Obywatelskiej. – W wielu wypadkach nie mieliśmy do czynienia z pozapartyjnymi, neutralnymi ruchami, lecz z uchodźcami z partii politycznych. Jesteśmy za biedni na ruchy miejskie. Ich potencjalny zwolennik bardziej musi się troszczyć o spłatę kredytu niż o nowe ścieżki rowerowe – twierdzi politolog Rafał Chwedoruk.
Moda na budżety obywatelskie
Jeszcze kilka lat temu wielu samorządowców podchodziło do nich krytycznie. Dziś brak budżetu partycypacyjnego w mieście może być powodem do wstydu. We Wrocławiu zgłoszono właśnie rekordową dla miasta liczbę 807 wniosków z propozycjami drobnych inwestycji do zrealizowania w 2016 r. Rośnie też pula pieniędzy do dyspozycji mieszkańców. Częstochowa chce zwiększyć budżet na 2016 r. z obecnych 5,7 mln do 6,7 mln zł. W Warszawie w pierwszej edycji mieszkańcy decydowali o przeznaczeniu 0,5–1,1 proc. budżetów dzielnic. W drugiej będzie to 1–2 proc. Do budżetów obywatelskich przekonują się kolejne miasta. I nic dziwnego – za niewielką kwotę, która trafia na ten cel, zyskują argument na kolejne wybory. I przy okazji mogą wysondować, czego brakuje ich mieszkańcom.
Unijna kasa w ręce regionów
Samorządy coraz bardziej zyskują na znaczeniu, jeśli chodzi o dystrybucję środków unijnych. W nowej perspektywie finansowej Unii Europejskiej na lata 2014–2020 budżet wszystkich 16 regionalnych programów operacyjnych wyniesie około 31,3 mld euro, czyli 132 mld zł. Jest to niemal 40 proc. wszystkich środków przypadających na lata 2014–2020. Dla porównania w okresie 2007–2013 było to 25 proc. Najwięcej pieniędzy, bo 3,5 mld euro, otrzyma województwo śląskie. Za nim jest Małopolska z kwotą 2,9 mld euro i Wielkopolska z 2,4 mld euro. Najmniej otrzymają województwa lubuskie i opolskie – po 900 mln euro każde.
Decyzja polskiego rządu o przyznaniu do dyspozycji samorządom większej puli pieniędzy była rezultatem skutecznego wdrażania przez nie pieniędzy europejskich w poprzednich latach. Większość urzędów marszałkowskich przewiduje pierwsze nabory konkursowe w II, a najdalej w III kw. bieżącego roku. W nowym okresie unijnego programowania nacisk położony będzie przede wszystkim na wspieranie przedsiębiorczości, edukacji, zatrudnienia i włączenia społecznego, technologii informacyjno-komunikacyjnych, infrastruktury ochrony środowiska, energetyki oraz transportu.
Wymienione priorytety znalazły swoje odzwierciedlenie w regionalnych inteligentnych specjalizacjach, wcześniej określonych przez władze województw. Na przykład Wielkopolska wybrała takie specjalizacje, jak biosurowce, nowoczesne technologie medyczne czy wyspecjalizowane procesy logistyczne.