W 2015 r. Polska będzie oczyszczała nieczystości zgodnie z wytycznymi UE tylko w 32 procentach. Sankcji da się jednak uniknąć.
Polska nie zdąży do końca 2015 r. z realizacją dyrektywy unijnej w sprawie oczyszczania ścieków. Tak wynika ze wstępnej analizy Krajowego Programu Oczyszczania Ścieków Komunalnych (KPOŚK).
– Jeśli nic się nie zmieni, możemy mieć problem – potwierdza Krzysztof Choromański, ekspert Związku Miast Polskich.
Za to grozi kara. Ostatnio za niespełnianie unijnych wymogów w tym zakresie Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) nałożył ją na Luksemburg (2 mln euro, a za każdy kolejny dzień zwłoki w wypełnianiu unijnych wymogów – 2,8 tys. euro grzywny).

Weryfikacja obszarów

Z analizy KPOŚK wynika, iż Polska nie ma szans, aby stworzyć zaplanowany system kanalizacji. Mimo to kary da się uniknąć. Wystarczy opracować nową mapę miejsc, które muszą być skanalizowane.
– W wielu samorządach aglomeracje wodno-ściekowe, czyli obszary, które muszą być objęte zbiorczym odbiorem nieczystości, zostały po prostu za szeroko wyznaczone – mówi Michał Milewski z Ministerstwa Środowiska (MŚ).
Tłumaczy, że parę lat temu w Polsce panowało przekonanie, że jeżeli gmina chce dostać większe unijne pieniądze na ten cel, musi mieć wyznaczony jak największy obszar, z którego jest zobowiązana zbiorczo odbierać nieczystości. Wyznaczenie aglomeracji było warunkiem koniecznym do składnia wniosków o dofinansowanie takiej inwestycji. Dlatego samorządy obejmowały nimi nawet wsie o rozproszonej zabudowie, na których stworzenie ciągów kanalizacyjnych nie jest uzasadnione ekologicznie ani ekonomicznie.
– Trzeba się zastanowić, czy tych terenów nie należy usunąć z obszarów aglomeracji objętej obowiązkiem zbiorczego odprowadzania ścieków. I zaproponować inne sposoby ich przejmowania – mówi Michał Milewski.
Gminy zaprzeczają.
– W żadnym wypadku nie zawyżaliśmy tych danych i nie wyznaczaliśmy dodatkowych obszarów. Wydaje się to nawet mało prawdopodobne i raczej nie mogłoby być praktykowane na szeroką skalę. Na pewno nie dotyczy to naszej gminy. Budowę kanalizacji wyznaczyliśmy tam, gdzie jest to wskazane – uważa Janusz Waligóra z Urzędu Gminy Świdnica.
Tłumaczy, że budowa ciągów kanalizacyjnych jest np. ograniczona ukształtowaniem terenu.
– Właśnie zakończyliśmy cykl warsztatów dla samorządowców przeprowadzony wraz z Krajowym Zarządem Gospodarki Wodnej, który podpowiedział lokalnym władzom, jak wyznaczać miejsca, które potrzebują kanalizacji, oraz jak rozwiązać problem oczyszczania ścieków, gdy jej założenie nie jest możliwe – informuje Michał Milewski.
Na podstawie danych uzyskanych w trakcie szkoleń samorządy zweryfikują obszary wskazane do kanalizacji zbiorczej w swoim regionie.
– Zakładamy, że po takiej aktualizacji rejonów objętych takimi inwestycjami będzie mniej – mówi Michał Milewski.
Na razie trwają prace nad nowymi mapami.
– Marszałkowie do końca przyszłego roku powinni je ostatecznie zatwierdzić – dodaje.

Chodzi o pieniądze

Jeśli gminy nie zmienią pierwotnych planów, na zrealizowanie programu inwestycji kanalizacyjnych potrzebnych będzie prawie 30 mld zł.
– Po jego aktualizacji szacujemy, że będzie potrzebnych ok. 15 mld zł – mówi Michał Milewski.
Gminy zaznaczają jednak, że zmiana programu nie wpłynie na ilość wytwarzanych ścieków.
– Tak czy inaczej gmina będzie musiała zapewnić ich oczyszczenie – wyjaśnia Janusz Waligóra.
Na obszarach, które ostatecznie nie zostaną skanalizowane, nieczystości muszą być utylizowane w inny sposób. Samorządy mogą zaproponować np. tworzenie domowych oczyszczalni.
– Nasza gmina dopłaca mieszkańcom 12 tys. do takiej inwestycji. Ale i tak muszą oni wyłożyć jeszcze kilka tysięcy złotych wkładu własnego – wskazuje Janusz Waligóra.
W efekcie do realizacji dyrektywy mieszkańcy dopłacą z własnej kieszeni.
– Znajdą się osoby, które będą robić wszystko, aby tego uniknąć i nadal spuszczać ścieki do rowu czy wylewać je na pole, aby uniknąć kosztów – mówi Barbara Ginkowska, sekretarz gminy Kruklanki.

Nie ma sposobu

Bywa i tak, że nawet jeśli kanalizacja jest założona, to niektórzy mieszkańcy nie chcą się do niej podłączyć.
– Kosztuje to ok. 1 tys. zł i trzeba potem ponosić stałe koszty opłat – zaznacza Barbara Ginkowska.
Dodaje, że nie ma ustawowego obowiązku przymuszenia osób do oddawania odpadów kanalizacyjnych w sposób, jaki poleca gmina. Ten problem również potwierdzają eksperci.
– Trudno zmusić Kowalskiego do tego, aby podłączył się do ścieków komunalnych. A taki obowiązek nakłada dyrektywa, jeśli gospodarstwo znajduje się na terenie, który jest wyznaczony do skanalizowania – mówi Adam Gołębiewski z Izby Gospodarczej Wodociągi Polskie.
Tłumaczy, że istnieje możliwość wręczenia takim osobom nakazu, ale w przepisach jest luka, która nie wskazuje terminu, w jakim dana osoba musi się z niego wywiązać.
– Może twierdzić, że brakuje jej pieniędzy, albo wskazywać inne powody braku podłączenia – wskazuje.
MŚ twierdzi, że obecne przepisy są wystarczające.
– Gminy mają możliwość wymuszenia na mieszkańcach zgodnego z prawem sposobu oczyszczania ścieków – uważa Michał Milewski.
Mogą karać ich mandatami. W efekcie bardziej opłaci im się do kanalizacji podłączyć. Samorządy mają też swoje sposoby.
– Od osób, które odmówią podłączenia, będziemy domagać się comiesięcznego przedkładania rachunków za odbiór nieczystości – informuje Barbara Ginkowska.
Podkreśla, że do tej pory gmina Kruklanki nie stosuje kar wobec mieszkańców.
– Interweniujemy w takich sytuacjach, ale nie nakładamy mandatów – mówi.
Resort stawia sprawę jasno.
– Jeśli zrealizuje się najgorszy scenariusz i TSUE nałożyłby na Polskę karę, to konsekwencje poniosą te gminy, które nie wywiązały się z unijnej dyrektywy – zapowiada Michał Milewski.