Mobilizacja, szukanie poparcia wyborców polityków, którzy odpadli w pierwszym rozdaniu , unikanie wpadek – te czynniki mogą zdecydować o zwycięstwie w dogrywce.

Sporo pojedynków na burmistrzów, wójtów i prezydentów zostanie rozstrzygniętych w II turze wyborów. O tym, kto wygra, zdecyduje kilka czynników.

Podtrzymanie i podkręcanie tempa. Z rozmów ze sztabowcami wynika, że pierwszym warunkiem do zwycięstwa w II turze jest dalsza aktywność kandydata. Nawet uzyskanie dobrego wyniku nie powinno usypiać zwycięzcy I tury. Tak samo jak duża strata do lidera I tury nie powinna zniechęcać do starań o wygraną osoby, który uzyskała drugi najlepszy wynik. Dwa tygodnie to jednocześnie mało i dużo czasu. To na ogół daje fory zwycięzcy I tury. – Jest takie kampanijne powiedzenie, że jak uściśniesz jedną dłoń, to tak jakbyś był wybrany przez tę osobę – mówi sztabowiec Rafała Trzaskowskiego. Dlatego w miejscowościach, gdzie dojdzie do II tury, powinniśmy się raczej spodziewać podkręcenia tempa kampanii.

Poparcie reszty kandydatów. To może zdecydować o wyniku II tury. Przekazywanie poparcia to jeden z najczęściej stosowanych chwytów w kampaniach wyborczych. Ale wyborcy w żadnym stopniu nie są związani słowami kandydata. To jedynie apel, którego wysłucha tylko część z nich. Silniej będzie działał tam, gdzie jest trzeci mocny kandydat, który zwróci się do swoich wyborców i wyraźnie wskaże, na kogo powinni oddać głos. Potencjanie może to się okazać najbardziej skuteczne w takich miastach jak Gdańsk, gdzie na finiszu kampanii silna była trójka kandydatów – Paweł Adamowicz, Kacper Płażyński i Jarosław Wałęsa – czy Kraków, gdzie o pojedynku między Jackiem Majchrowskim a Małgorzatą Wassermann może zdecydować apel Łukasza Gibały.

Zawsze pozostaje pytanie, czy zdobywca trzeciego czy czwartego miejsca zechce taki gest wykonać. Różnice programowe wobec reszty kandydatów mogą spowodować, że nie będzie miał interesu, by tak czynić. Natomiast im bardziej rozproszona stawka poza I i II miejscem, tym słabszy efekt przekazania poparcia. – W takim przypadku nie ma nawet do kogo się zwrócić. Jeśli jakiś kandydat ma 5–10 proc., to jest sens, ale jeśli reszta będzie miała po 1–3 proc., nie ma nawet jak trafić do tych wyborców. Trudno celować do nich z konkretnym przekazem – mówi nam jeden z sztabowców. Ale nawet w takim przypadku celebracja przekazywania poparcia, choć może nie przekonać wyborców kandydata, który odpadł, będzie budowała wizerunek tego, który poparcie otrzymuje.

Frekwencja. Czynnik ważny, ale i trudny do przewidzenia. W II turze zostaje dwóch kandydatów i spora część wyborców tych, którzy odpadli, może nie widzieć w dwójce swojego faworyta i zniechęcić się do głosowania. Z drugiej strony, jeśli kampania jest emocjonująca, wybory się wyostrzają. Zostaje dwóch kandydatów, co może sprzyjać większej mobilizacji.

Jak podkreśla politolog Jarosław Flis, frekwencja w II turze często zależy od tego, jaki wynik osiągnął w I turze kandydat numer dwa. Im lepszy, tym frekwencja będzie wyższa. Natomiast jeśli wynik jest niski lub nastąpiło rozproszenie głosów na kilku kandydatów, może być znacząco niższa w II turze. Najbardziej skrajny przypadek wystąpił w 2002 r. w Płocku. W I turze faworyt Wojciech Hetkowski zebrał 42 proc. głosów, a jego najsilniejszy konkurent Mirosław Milewski – zaledwie 16 proc. W II turze znaczna część wyborców pewna wyniku nie poszła na wybory. W efekcie wygrał Milewski, dostając w liczbach bezwzględnych o 7 proc. mniej głosów niż Hetkowski w I turze.

Polityka krajowa a lokalna. Po tym jak w I turze rozstrzygnięte zostaną wybory w sejmikach, uwaga mediów będzie się koncertować na wyborczych dogrywkach w największych miastach. To ostatnia okazja, by partie polityczne, mające swoich kandydatów, skoncentrowały na nich wsparcie. Dla PiS atutem będzie rząd, czego próbkę mieliśmy już w tej kampanii. I zapewne to właśnie największe miasta będą w najbliższych dwóch tygodniach miejscem pielgrzymek ministrów i premiera. Z drugiej strony dla partii opozycyjnych i ich wyborców wygrana ich kandydata może być rewanżem za przegrane kampanie w 2015 r. Stąd czeka nas szczególna mobilizacja ugrupowań opozycyjnych, które liczą, że zwycięstwo ich kandydata będzie dowodem na potknięcia PiS.

Nieco inna sytuacja będzie tam, gdzie przynajmniej jeden z kandydatów nie występuje pod politycznym szyldem. – Wystarczy, gdy kandydat walczący z konkurentem wystawionym przez sejmową partię przedstawi się jako bezpartyjny i natychmiast zyskuje 8 proc. Elektorat negatywny łatwo obrócić przeciwko kandydatom z plakietką partyjną – podkreśla politolog Jarosław Flis.

Wpadki. Oprócz tego, że kandydaci powinni podtrzymać tempo kampanii, to także powinni się pilnować. Muszą jednocześnie szukać nowych wyborców i uważać, by nie zrazić dotychczasowych. Wszystko to w coraz bardziej gorącej i konfrontacyjnej atmosferze. Przykazanie dla obu konkurentów powinno brzmieć: pilnujcie się i nie zaliczcie wpadki tuż przed metą. Może się wydarzyć ona w każdej chwili i zdecydować o utracie kilku procent poparcia. Okazji będzie sporo. W ubiegły piątek Barbara Kamińska, kandydatka Koalicji Obywatelskiej na prezydenta Opola, która namawiała do przesiadania się na rowery, zaparkowała na zakazie parkowania, śpiesząc się na kampanijne wydarzenie. Zdjęcie auta natychmiast zostało przesłane przez jedną z opolanek do redakcji „Nowej Trybuny Opolskiej”. Nie wiadomo, ile poparcia ją to kosztowało, ale ta historia pokazuje, że nie ma chwili, w której kandydat nie powinien się pilnować.