Opozycja może nie wejść do składu komisji przeliczających głosy.
W czwartek upływa czas na zgłaszanie komisarzom wyborczym kandydatów na członków terytorialnych komisji wyborczych. Do 21 września komitety powinny zgłosić kandydatów do obwodowych komisji wyborczych. Nowy kodeks wprowadza dwa odrębne ciała na poziomie komisji obwodowych – ds. przeprowadzenia głosowania i ds. ustalenia wyników głosowania. Nic dziwnego, że każdy chce mieć tam swojego przedstawiciela. Okazuje się jednak, że w wielu miejscach może zabraknąć reprezentantów największych ugrupowań opozycyjnych. Wszystko przez zmiany wprowadzone w tym roku w kodeksie wyborczym.
W komisji zasiadać może dziewięć osób. Pierwszych sześć miejsc przynależnych jest komitetom partyjnym lub koalicji partii politycznych. Reszta jest rozdzielana między pozostałe komitety wyborcze. Jeśli nie uda się powołać dziewięcioosobowego składu, wakaty uzupełnia się w publicznym losowaniu spośród wszystkich zgłoszonych osób. Jeśli chętnych będzie więcej niż dziewięciu, wówczas również jest losowanie, w którym jednak nie biorą już udziału komitety partii politycznych, tylko pozostałe.
– W poprzednim stanie prawnym w przypadku losowania nikt nie miał pewności miejsca w komisji, w losowaniu brali udział wszyscy zgłoszeni kandydaci – wskazuje Państwowa Komisja Wyborcza.
To jednak nie największa zmiana. Zgodnie z nowym kodeksem (i opartą na nim uchwałą PKW z 13 sierpnia br.) pojawiło się ograniczenie, jakiego rodzaju komitety partyjne mają w praktyce zagwarantowane jedno z sześciu miejsc w komisjach. Zgłaszać mogą się te, które „w ostatnich wyborach do sejmiku województwa samodzielnie utworzyły komitet wyborczy, które uzyskały mandat lub mandaty w danym województwie lub w ostatnich wyborach do Sejmu samodzielnie utworzyły komitet wyborczy, który uzyskał mandat lub mandaty”. To samo dotyczy komitetów koalicyjnych. Mówiąc krótko – pierwszeństwo mają ci, którzy są już zaprawieni w boju i startowali pod tym samym szyldem i w tym samym składzie.
I tu pojawia się kłopot dla Koalicji Obywatelskiej, którą tworzą Platforma i Nowoczesna. PKW potwierdza, że nie spełnia ona wymogów, by mieć zagwarantowane miejsce w komisji. Jest to co prawda koalicja polityczna, ale jednocześnie zupełnie nowy byt, który nie startował wcześniej w wyborach.
– Możliwa jest sytuacja, w której przedstawiciel m.in. Koalicyjnego Komitetu Wyborczego „Platforma. Nowoczesna Koalicja Obywatelska”, zgłoszony jako kandydat na członka obwodowej komisji wyborczej w trybie art. 182 ust. 2 pkt 2 kodeksu wyborczego, nie zostanie powołany w skład danej komisji – przyznaje PKW.
Co ciekawe, ten sam problem dotyczy innych ugrupowań. Koalicja SLD Lewica Razem, choć startowała pod takim szyldem w 2014 i 2015 r., to w jej skład wchodziły inne partie niż teraz. Tak więc również nie spełnia wymogów kodeksu, by brać udział w podziale miejsc partyjnych.
W przypadku Kukiz’15 problem jest jeszcze inny. Jako że nie jest to partia polityczna, komitet został utworzony przez wyborców. Jego działacze, wspólnie z tymi z PO, N. i lewicy, będą więc mogli powalczyć o trzy miejsca przynależne wszystkim pozostałym komitetom (a tych może być w niektórych obwodach sporo) i liczyć, że zyskają dzięki losowaniom.
Spokojnie mogą za to spać PiS i PSL – oba ugrupowania spełniają warunki kodeksu i będą miały zagwarantowane miejsca w komisjach przynależne partiom politycznym.
– I tak nie wierzę, że partie polityczne są w stanie obsadzić miejsca we wszystkich 27 tys. obwodów wyborczych. Nie spodziewałbym się też, że z tego powodu należy mieć obawy przed fałszerstwami wyborczymi na masową skalę – uważa socjolog polityki Jarosław Flis.
Krajowe Biuro Wyborcze, odpowiedzialne za organizację wyborów, przewiduje zresztą, że może być problem ze znalezieniem wystarczająco wielu chętnych do prac w komisjach wyborczych. Dlatego dopuszcza możliwość, że będą się one składać z zaledwie pięciu osób.