Gabinet Beaty Szydło podnosi od 1 marca 2017 r. minimalne wynagrodzenia urzędników samorządowych. Lokalne władze są oburzone, bo to one sfinansują podwyżki.
Pracownicy samorządów / Dziennik Gazeta Prawna
Po siedmiu latach zamrożenia minimalnych wynagrodzeń urzędników samorządowych te najmniejsze – przysługujące szeregowym pracownikom – wzrosną z 1100 zł do 1700 zł. Z kolei osoby zatrudnione na samodzielnych stanowiskach, np. naczelnicy wydziałów, otrzymają o 700 zł więcej (wzrost z 1,7 tys. zł do 2,4 tys. zł). Rząd argumentuje zmiany tym, że płaca minimalna dla urzędników wynosiła 86,2 proc. ogólnopolskiej płacy minimalnej, a po jej podwyższeniu (od 1 stycznia 2017 r. będzie to 2 tys. zł) zaledwie 55 proc. Po zmianach wzrost uposażeń zasadniczych pracowników samorządowych osiągnąłby poziom 85 proc. Przy czym pieniądze na podwyżki muszą we własnych budżetach znaleźć samorządowcy.
Wyrównanie w górę
Minimalne płace dla osób zatrudnionych w samorządzie reguluje rozporządzenie Rady Ministrów z 18 marca z 2009 r. w sprawie wynagradzania pracowników samorządowych (t.j. Dz.U. z 2014 r. poz. 1786). Akt ten określa, ile zarabia osoba na danym stanowisku – według tabeli zaszeregowania – w gminie, starostwie i urzędzie marszałkowskim, a także jednostkach im podległych. Przy czym zasadnicza płaca urzędnika wpływa na wysokość dodatków (np. stażowego czy nagród), które po zsumowaniu składają się na całkowite wynagrodzenie (ostateczna kwota nie może być niższa od ogólnopolskiej płacy minimalnej, którą musi otrzymywać każda osoba zatrudniona na etacie).
Zgodnie z rozporządzeniem zatrudnieni w centrali (np. urzędzie gminy) mają z reguły obecnie wyższą podstawę niż ich koledzy pracujący na tych samych stanowiskach poza centralą. To jednak ma się zmienić. Rada Ministrów postanowiła bowiem znowelizować obowiązujące od siedmiu lat przepisy. Nie tylko podnosi od 1 marca 2017 r. pensje minimalne, ale także zrównuje zarobki osób pracujących w gminie i innych jej jednostkach. O ile wprowadzenie jednolitej tabeli spotkało się z akceptacją samorządów, to już wzrost płacy w tak szybkim tempie i bez oszacowania kosztów wzbudza ogromny sprzeciw.
– Samorządy nie mogą być zaskakiwane cztery tygodnie przed uchwaleniem przyszłorocznych budżetów, nad którymi pracę zaczynają się już w październiku. Zgodnie z przepisami radni otrzymali je do zaopiniowania już 15 listopada. Efekt jest taki, że rząd daje podwyżki, a w naszych budżetach nie ma zarezerwowanych pieniędzy na ten cel – oburza się Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich, były wiceminister administracji. – Tego typu zmiany powinny wejść w życie dopiero od 2018 r., a najwcześniej od połowy roku. Na pewno będziemy o to walczyć – dodaje.
Podobnego zdania są regionalne izby obrachunkowe. – Wszelkie zmiany rodzące skutki finansowe dla samorządów powinny być wprowadzane odpowiednio wcześniej przed przygotowaniem projektu budżetu na kolejny rok kalendarzowy – uważa dr Ryszard Krawczyk, prezes RIO w Łodzi. – Logiczne byłoby, aby nowe rozwiązania obowiązywały z początkiem nowego roku budżetowego. Inaczej samorządy będą musiały nowelizować budżety i szukać dodatkowych środków – dodaje dr Ryszard Krawczyk.
Kto zapłaci
Samorządowcy zarzucają też resortowi pracy brak oceny skutków regulacji. Nie zgadzają się z tym, że ewentualne koszty związane z wejściem w życie projektu rozporządzenia dotyczyć mogą tylko świadczeń obliczanych w powiązaniu z wysokością wynagrodzenia zasadniczego pracowników samorządowych, jak np. dodatek za wieloletnią pracę, nagroda jubileuszowa czy odprawa emerytalno-rentowa. – W skali roku będziemy musieli znaleźć dodatkowo 330 tys. zł na podwyżki dla kilkudziesięciu pracowników obsługi, którzy pracują głównie w szkołach. Rząd w subwencji oświatowej dba bowiem tylko o środki na podwyżki dla nauczycieli, a zapomina o pozostałych pracowników obsługi i administracji – mówi Marek Olszewski, wójt gminy Lubicz, przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP. – Przy czym chcę podkreślić, że jesteśmy gminą wiejską. Wydatki gmin miejskich mogą iść w miliony złotych – dodaje.
– Jeśli rząd chce podwyższać pensje naszym urzędnikom, to niech da na to pieniądze – podkreśla Zbigniew Mackiewicz, sekretarz gminy Suwałki.
Jeszcze wyższa minimalna
Z argumentami samorządowców nie zgadzają się osoby odpowiedzialne za zatrudnienie i wynagradzanie urzędników w administracji rządowej. – Pracowałam przez 25 lat w samorządach, m.in. na stanowisku zastępcy skarbnika. Mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że samorządy mają dużo pieniędzy – stwierdza Anna Plewka, dyrektor generalny Opolskiego Urzędu Wojewódzkiego. – Rząd powinien pójść jeszcze dalej i wynagrodzenie zasadnicze najmniej zarabiających urzędników określić na poziomie obowiązującej w całym kraju płacy minimalnej – dodaje.
Przy okazji podwyższenia płacy minimalnej Ministerstwo Pracy wprowadziło też zasadę, że włodarze samorządowi będą otrzymywali stawki dodatku funkcyjnego kwotowe, a nie procentowe liczone od ich wynagrodzenia zasadniczego. W efekcie jeśli radni podwyższą płacę zasadniczą, nie wzrośnie automatycznie dodatek.
Etap legislacyjny
Projekt w konsultacjach