W tym roku na podniesienie wynagrodzeń w państwowej kasie wygospodarowano 2 mld zł. W 2017 r. będzie już skromniej – na ten cel trafi kilkaset milionów złotych. Najbardziej skorzystają służby mundurowe
/>
/>
/>
Pod koniec czerwca poznamy założenia makroekonomiczne do budżetu na 2017 r. Wszystko wskazuje na to, że wskaźnik wzrostu płac zostanie zamrożony. Podwyżki, jeśli się pojawią, będą miały charakter symboliczny. Zostaną wygospodarowane w ramach różnego rodzaju dotacji celowych. Co do zasady nie ma więc co liczyć, że służby mundurowe i urzędnicy otrzymają wzrost uposażeń na tegorocznym poziomie. W tym roku prawdziwe żniwa mieli m.in. policjanci, żołnierze i urzędnicy. Ci ostatni wcześniej byli w najgorszej sytuacji, bo ich płace były zamrożone od 2009 r.
Poprzedni rząd zapłacił za to słono, bo urzędnicy po raz pierwszy od lat głosowali na PiS, a nie, jak mieli to wcześniej w zwyczaju, na PO. Tymczasem większość tegorocznych podwyżek w sferze budżetowej to zasługa poprzedniego rządu. Obecny zdecydował się tylko realizować jego plany. Ale okazał się bardziej hojny od poprzedników dla urzędników sądowych i żołnierzy.
W budżecie na 2016 r. na wzrost wynagrodzeń dla sfery budżetowej zaplanowane są 2 mld zł. Z tego około 450 mln zł trafiło do członków służby cywilnej. Szef służby cywilnej Dobrosław Dowiat-Urbański przyznał jednak w rozmowie z DGP, że rządowi urzędnicy w przyszłym roku nie mają co liczyć na podwyżki. A jeśli już jakieś będą, to trafią do tych najmniej zarabiających. To oznacza, że podobnie jak w tym roku nie będzie wzrostu tzw. kwoty bazowej, od której na podstawie mnożnika liczona jest wielokrotność tej podstawy. Po podziale kwoty dla rządowych urzędników wypadło średnio na głowę po około 300 zł. W praktyce o podziale tych środków decydowali dyrektorzy generalni.
Mimo zamrożenia środków na wynagrodzenia płace w służbie cywilnej w ostatnich latach wzrastały i dziś wynoszą blisko 5 tys. zł. Nieco mniej zarabia się w samorządach. Tam według danych GUS przeciętna pensja wynosi 4350 zł i co roku wzrasta o blisko 100 zł. Płace w samorządach zależą już od wewnętrznej polityki kierowników urzędów, którzy za sprawą radnych mogą zdecydować się na ich wzrost lub na ich zamrożenie.
Za wielkich przegranych kampanii wyborczej uważają się nauczyciele, którzy nie otrzymali w tym roku podwyżek. Ostatni wzrost ich pensji miał miejsce w 2012 r., choć ludzie z poprzedniej ekipy rządowej lubili podkreślać, że nauczycielskie pensje na przestrzeni lat 2008–2012 wzrosły o 50 proc. W tym roku też nic nie wskazuje, aby nauczyciele otrzymali podwyżki. Związki zawodowe nie składają broni i licytują się na żądania. ZNP domaga się 10-proc. podwyżek, oświatowa Solidarność chce 20 proc.
Co roku w czasie prac nad projektem ustawy budżetowej trwa walka o podwyżki dla służb mundurowych. Aby uniknąć tego typu sytuacji, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji przygotowało projekt „Programu modernizacji Policji, Straży Granicznej, Państwowej Straży Pożarnej i Biura Ochrony Rządu w latach 2017–2020”. Na tej podstawie wszystkie służby podległe temu resortowi otrzymają kwotowo takie same pieniądze – 253 zł w przyszłym i kolejne 21 zł w 2018 r.
Obecnie przeciętne uposażenie policjanta wynosi 4591 zł. Średnie uposażenie w Państwowej Straży Pożarnej wynosi 4494 zł.
Jak podało wczoraj radio RMF FM, modernizacja służb mundurowych podległych resortowi spraw wewnętrznych i administracji ma kosztować 6,5 mld zł. Te środki mają być wydane na przestrzeni lat 2017–2020. Tylko niewielka część tej kwoty pójdzie na podwyżki.
Od stycznia 2016 r. średnie uposażenie żołnierza wyniesie prawie 4,5 tys. zł. O tym zdecydował pod koniec kadencji były prezydent Bronisław Komorowski. Dodatkowo szef MON Antoni Macierewicz włączył żołnierzom do podstawy wymiaru po 300 zł, które otrzymywali jako dodatek. Dzięki temu wzrosły im inne świadczenia, np. gratyfikacje urlopowe. Przedstawiciele żołnierzy i pracowników cywilnych w wojsku liczą na to, że w przyszłym roku ich uposażenia wzrosną co najmniej o tyle samo lub więcej, niż obiecane mają policjanci. Trwają negocjacje w tej sprawie z kierownictwem MON.
Wynagrodzenia dla pracowników sądownictwa (asystentów sędziów, urzędników oraz innych) mają w tym roku wzrosnąć nie o 5,5 proc., jak pierwotnie zakładano, ale o 10 proc. Ma to być możliwe dzięki temu, że nowym operatorem pocztowym na lata 2016–2018 została Poczta Polska: zaoferowała za usługi dla sądownictwa niższą cenę od tej szacowanej w projekcie budżetu sądów powszechnych. Pojawiły się oszczędności, które przeznaczono na podwyżki płac. O rozdziale środków ostatecznie decydują dyrektorzy poszczególnych sądów w porozumieniu z ich prezesami. Decyzje indywidualne są poprzedzone konsultacjami ze związkami, których rezultatem mają być wspólnie wypracowane kryteria podwyżek. Konsultacje te są już na ukończeniu.
PiS nie wycofał się z wielu obietnic wyborczych składanych przez poprzednią ekipę. Minister zdrowia Marian Zembala z PO we wrześniu podpisał rozporządzenie w sprawie ogólnych warunków umów o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej. Zgodnie z nim od września 2015 r. nastąpił wzrost wynagrodzeń pielęgniarek i położnych zatrudnionych u świadczeniodawców mających umowy o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej (z wyłączeniem podstawowej opieki zdrowotnej). Wzrost wynagrodzeń dla tej grupy zawodowej (o 400 zł co roku) rozporządzenie przewiduje na wrzesień 2016, 2017 i 2018 r. ©?
Pensja w służbie cywilnej to 5 tys. zł. W samorządzie mniej: 4350 zł
OPINIE
Taka potrzeba występuje u każdej władzy
Zawsze podwyżki wynikają z zabiegania o nie pewnych grup społeczno-zawodowych, m.in. w związku z ich sytuacją materialną. Drugą stroną w tej relacji są ministerstwa albo rząd, który decyduje o podnoszeniu wynagrodzeń. W tym przypadku nie można wykluczyć, że władza jest stosunkowo nowa i odczuwa też potrzebę zabiegania o poparcie społeczne wybranych grup społeczno-zawodowych, np. funkcjonariuszy państwowych, żeby uzyskiwać m.in. odpowiednie korzyści polityczne. Taka potrzeba występuje u każdej władzy i trudno mieć pretensje do PiS o podwyżki.
Siła nabywcza płac spadła w wyniku inflacji
Podwyżki w budżetówce są zrozumiałe, po kilku latach zamrożenia płac. Ich siła nabywcza spadła w wyniku inflacji, o której zapominamy, bo od prawie dwóch lat mamy deflację. To denerwowało i irytowało pracowników. Osłabiało ich motywację do pracy. Ponadto administracja i wszelka biurokracja mają to do siebie, że tam trzeba od czasu do czasu awansować pracowników. A to na ogół jest związane z podniesieniem wynagrodzeń. Wydatki budżetu państwa są bardzo duże i wciąż pojawiają się nowe, ale rząd uznał, że pora już na odpowiedni gest wobec pracowników budżetówki.
Za wysoką jakość pracy trzeba płacić więcej
Od urzędników oczekujemy coraz lepszej jakościowo obsługi, chcemy, by byli kompetentni i wykształceni. Tego się nie da zrobić przy niskich płacach, bo one powodują negatywną selekcję kadr. A za wysoką jakość trzeba płacić więcej. Jestem za podwyżkami, pod warunkiem że towarzyszą im podnoszenie jakości obsługi administracyjnej oraz racjonalizacja zatrudnienia. Nie jest wykluczone, że następne podwyżki w administracji będą przed kolejnymi wyborami, bo taka jest praktyka polityczna, że władza wykorzystuje swoje narzędzia, by pozyskać głosy wyborców, ale to cecha nie tylko Polski, lecz także innych krajów.