O sytuacji na rynku pracy mówi Bartosz Radzikowski, główny ekonomista Polskiego Towarzystwa Gospodarczego
Obie interpretacje tego odczytu są prawidłowe, niemniej mamy ciekawe zjawisko na rynku pracy wynikające z niskiego bezrobocia i spadającego poziomu zatrudnienia. Od końca 2023 r. mierzymy się ze spadkami przeciętnego zatrudnienia w sektorze przedsiębiorstw – tylko w lutym ubyło 6 tys. etatów, co oznacza, że wskaźnik zatrudnienia obniżył się o 1 pkt proc.
Na to zjawisko jednocześnie oddziałuje demografia - spada liczba aktywnych zawodowo ponieważ coraz mniej liczne roczniki wchodzą na rynek pracy przy jednoczesnym przechodzeniu na emeryturę roczników bardziej licznych. W 2007 r. mieliśmy w społeczeństwie 7,5 mln osób w wieku 18-29 oraz 6,9 mln w wieku 60+. Te proporcje się odwróciły w 2022 r.: na 5 mln osób młodych z przedziału wiekowego 18-29 przypada 10 mln osób w wieku 60+. Niskie bezrobocie jest więc efektem również niższej liczby osób chętnych do podjęcia pracy.
Sektor przedsiębiorstw odczuwa wysokie koszty funkcjonowania i stara się optymalizować zasoby. Ponadto obniżająca się inflacja ogranicza możliwość podnoszenia cen. Perspektywa marży firm pozostaje niestabilna, co przenosi się na niższą skłonność do rozwoju, w tym inwestycji. Pewnym oczekiwanym remedium na brak kreowania nowych miejsc pracy przez inwestycje może być umożliwienie firmom dostępu do pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy, obniżki stóp procentowych - co może wydarzyć się już w lipcu 2025 r. – oraz wyraźne odbicie niemieckiej gospodarki
Spodziewam się, że wynagrodzenia nominalne będą dalej rosły, zbliżając się do dwucyfrowej dynamiki. Widzimy spadek wynagrodzeń realnych z powodu inflacji, co przełożyło się na rozczarowanie w danych sprzedaży detalicznej za luty. Aby nie tracić siły nabywczej wynagrodzeń, konsumenci będą inicjowali rozmowy o podwyżkach lub wykażą gotowość do zmiany pracy na lepiej płatną
Tak, zwłaszcza w zawodach wymagających siły fizycznej i umiejętności technicznych. Jako deficytowe specjalizacje wymienia się chociażby dekarzy, mechaników, magazynierów, czy monterów. Problem może się pogłębiać w niedalekiej przyszłości.
W rozmowie z przedsiębiorcami Polskiego Towarzystwa Gospodarczego słyszę, że część fachowców technicznych, ale też np. kierowców czy magazynierów, może dalej ubywać z rynku pracy na rzecz rozbudowującej się polskiej armii, której stan osobowy ma wzrosnąć do 450 tys. Dodatkowym czynnikiem in minus dla rynku pracy może być zawarcie pokoju w Ukrainie, bo należy zakładać, że istotna część Ukraińców, którzy dziś uzupełniają braki na naszym rynku pracy, wróci odbudowywać swój kraj.
Migracja jest pożądanym rozwiązaniem w krótkim okresie, o ile następuje w ramach rozsądnej polityki migracyjnej. W sytuacji wojny za naszą granicą dochodzi ryzyko działań sabotażowych czy dywersyjnych pod płaszczem migracji, stąd wydaje się, że warto może poczekać na szersze otwarcie drzwi dla migrantów na lepszy moment.
Z drugiej strony brak dopływu pracowników z Azji Środkowej, Gruzji, Mołdawii czy Indii może być bardzo odczuwalny dla gospodarki w postaci pogłębienia nierównowagi i w efekcie podbijania wzrostu płac. Cudzoziemcy stanowią istotną część naszego rynku pracy w zawodach niewymagających wysokich kwalifikacji, czyli obszaru, w którym już dziś odczuwamy deficyty.
Ostatnie lata, zwłaszcza po 2021 r., to okres dynamicznego wzrostu wynagrodzeń, jednak startowaliśmy z niskiej bazy. Wciąż poziom przeciętnego wynagrodzenia w Polsce stanowi ok. 50 proc. poziomu z Europy Zachodniej, więc polscy fachowcy chętnie przyjmują zlecenia choćby ze Skandynawii.
Problem drenażu mózgu pojawia się zresztą już na etapie kształcenia – wielu zdolnych polskich studentów kierunków ekonomicznych czy technicznych wybiera edukację za granicą, przez co poziom kształcenia w Polsce spada. Nasi przedsiębiorcy skarżą się, że przyjmując do pracy inżynierów czy specjalistów technicznych „z papierami” muszą i tak poświęcić kilka miesięcy na ich przyuczanie i podnoszenie kwalifikacji.
Nadal w społeczeństwie mamy ok. 3,8 mln osób biernych zawodowo w wieku produkcyjnym, które albo się uczą, albo są niepełnosprawne, albo zajmują się rodziną i domem. To osoby, które nierzadko są chętne do podjęcia pracy zarobkowej, ale ich sytuacja życiowa nie pozwala im na podjęcie pracy w pełnym wymiarze czasowym. Można ich zaktywizować poprzez upowszechnienie elastycznych form zatrudnienia – rozwiązaniem mogą być niepełne etaty, hybrydowe modele pracy czy nietypowe grafiki godzinowe. W Polsce zatrudnionych w takim wymiarze jest ok. 6 proc. pracowników, podczas gdy średnia unijna wynosi 18 proc.