Kary zróżnicowane w zależności od wielkości firmy oraz wizyty inspektora na podstawie legitymacji – to propozycje PIP, które mają zwiększyć skuteczność prowadzonego przez nią nadzoru.
Inspektor pracy rozpoczyna kontrolę bez konieczności przedstawienia pisemnego upoważnienia. Wystarczy legitymacja służbowa. Jeśli to pierwsza kontrola w małym lub średnim przedsiębiorstwie, poucza jedynie pracodawcę, ale nie nakłada na niego mandatu. Jeśli jednak sprawdza większe przedsiębiorstwo i ujawnia znaczące naruszenia, ma prawo nałożyć wyższy mandat niż obecne 2 tys. zł. Jeżeli uzna, że firma nadużywa umów cywilnoprawnych, może nakazać ich przekształcenie w te o pracę. Sprawa trafi do sądu pracy, jeśli pracodawca będzie chciał udowodnić, że mógł stosować np. zlecenie lub dzieło.
Tak mogą przebiegać kontrole w firmach, jeśli w życie wejdą przedstawione wczoraj przez Państwową Inspekcję Pracy propozycje zmian w zasadach nadzoru nad przestrzeganiem prawa.
– Przygotujemy propozycje nowelizacji przepisów w omawianym zakresie. Współpraca z Ministerstwem Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej jest bardzo dobra, więc sądzę, że proponowane rozwiązania zostaną ujęte w rządowym lub poselskim projekcie zmiany prawa – wskazuje Roman Giedrojć, nowy główny inspektor pracy (GIP), który przedstawił omawiane propozycje na wczorajszej konferencji.
Wymierna kara
Jedna z najistotniejszych zmian proponowanych przez PIP dotyczy zróżnicowania wysokości mandatów, jakie inspektorzy pracy mogą nakładać na firmy naruszające prawo. Obecnie wynoszą one maksymalnie 2 tys. zł (lub 5 tys. zł w przypadku, gdy firma ponownie popełni wykroczenie).
– Dla firmy, która zatrudnia kilkaset osób, to żadna dolegliwość, wpisuje się ją po prostu w koszty działalności. Z kolei w przypadku przedsiębiorcy, która zatrudnia jedną osobę na część etatu, taka sankcja jest absolutnie wystarczająca – tłumaczy Roman Giedrojć.
Dlatego PIP chce wprowadzić taryfikator kar za naruszania przepisów i uzależnić ich wysokość od wielkości przedsiębiorstwa. Im więcej osób zatrudnia dana firma, tym wyższy mógłby być mandat nałożony przez inspektora.
Nowy główny inspektor pracy popiera także podniesienie obecnych limitów kar, więc sankcje mogłyby przekraczać 2 tys. zł (lub 5 tys. zł). Co istotne, nakładanie kar miałoby się odbywać w trybie postępowania administracyjnego, a nie jak obecnie – w sprawach o wykroczenie.
Tego typu postulaty na pewno zyskają poparcie związków zawodowych. – Warto jednak rozważyć uzależnienie sankcji także od dochodu osiąganego przez pracodawcę – zauważa Paweł Śmigielski, dyrektor wydziału prawno-interwencyjnego OPZZ.
Proponowane zmiany w działalności PIP / Dziennik Gazeta Prawna
Ten czynnik dostrzegają także pracodawcy. – Firma, która zatrudnia 5 pracowników, może mieć znacznie wyższy dochód niż ta, w której pracuje 100 osób – wyjaśnia dr Monika Gładoch, radca prawny, kancelaria M. Gładoch Specjaliści Prawa Pracy, ekspert Pracodawców RP.
Podkreśla, że zróżnicowanie sankcji może budzić wątpliwości konstytucyjne.
– Trudno uzasadnić, dlaczego ktoś ma płacić wyższe kary tylko dlatego, że zatrudnia więcej osób. Wprowadzenie takiej zmiany może prowadzić do nierównego traktowania podmiotów – dodaje.
– Rozsądniejsze byłoby uzależnienie wysokości sankcji od skali naruszenia prawa. Dla przykładu jeśli dwaj pracodawcy, z których jeden zatrudnia 10 osób, a drugi tysiąc, przyjmą nielegalnie dwóch pracowników, to w praktyce bardziej odczuwalne korzyści z naruszenia prawa osiągnie ta pierwsza firma. Tymczasem zgodnie z propozycjami PIP większą sankcję można byłoby jednak nałożyć na tę drugą, bo jest większa – tłumaczy dr Grzegorz Baczewski, dyrektor departamentu dialogu społecznego i stosunków pracy Konfederacji Lewiatan.
Bez papieru
Kolejne znaczące zmiany postulowane przez Romana Giedrojcia dotyczą odformalizowania nadzoru.
Inspektorzy mieliby odstąpić od obowiązku dostarczania pracodawcy upoważnienia do przeprowadzania kontroli. Zdaniem inspekcji to niepotrzebny, czasochłonny obowiązek, który obniża efektywność i generuje dodatkowe koszty. Dla przykładu tylko w okręgu pomorskim w 2015 r. wystawiono 6,3 tys. takich upoważnień, co kosztowało 16,4 tys. zł (koszt samego sporządzenia dokumentacji). Dlatego GIP proponuje, aby kontrola odbywała się po okazaniu legitymacji służbowej z przypisanym do niej stałym upoważnieniem. Dodatkowym argumentem za takim rozwiązaniem jest to, że z powodzeniem obowiązuje ono w innych krajach UE.
– PIP jest organem nadzoru, a przedstawienie upoważnień utrudnia i wydłuża cały proces kontroli – zauważa Paweł Śmigielski.
Bardziej sceptyczne stanowisko w tej sprawie przyjmują pracodawcy. – Upoważnienie wskazuje zakres kontroli i ułatwia firmom organizację pracy w okresie przeprowadzania nadzoru. Likwidacja obowiązku jego przedstawiania może oznaczać, że inspektor będzie mógł wejść do firmy o każdej porze i sprawdzać ją w dowolnym zakresie – podkreśla Grzegorz Baczewski.
Takie rozwiązanie – zdaniem inspekcji – wzmocniłoby jednak efektywność nadzoru. Dlatego GIP przedstawił także postulat, aby przepisy przesądziły o tym, że Państwowa Inspekcja Pracy nie podlega przepisom ustawy o swobodzie działalności gospodarczej (obecnie opinie ekspertów i sądów w tej sprawie są podzielone). Dzięki temu byłoby pewne, że PIP nie musi w żadnym przypadku zapowiadać kontroli w firmach (resort pracy zapewniał już wstępnie konieczność przeprowadzenia takich zmian w prawie).
Roman Giedrojć podtrzymuje także niektóre postulaty zgłaszane przez inspekcję od wielu lat. Chodzi m.in. o wprowadzenie zasady domniemania stosunku pracy (to pracodawca, a nie pracownik lub inspektor pracy musiałby udowodniać, że prawidłowo zastosował umowę cywilnoprawną zamiast tej o pracę). Takie rozwiązanie znacznie ułatwiłoby podwładnym dochodzenie swoich uprawnień związanych z zatrudnieniem. Jednocześnie inspektor miałby prawo nakazać przekształcenie np. zlecenia w umowę o pracę (obecnie decyduje o tym sąd). Dotychczas ten postulat najczęściej krytykowano za to, że o sprawach spornych nie powinien decydować organ administracyjny.
– Od nakazu pracodawca mógłby odwołać się jednak do sądu pracy. Sądowa kontrola byłaby zachowana, a jednocześnie w sposób skuteczny można by przeciwdziałać jednej z największych bolączek rynku pracy, czyli nadużywaniu umów cywilnoprawnych – wyjaśnia Roman Giedrojć.
Taka propozycja – podobnie jak wcześniej przedstawione – jest zdecydowanie korzystniejsza dla zatrudnionych niż pracodawców. Nie oznacza to jednak, że PIP nie przedstawiła żadnych zmian atrakcyjnych także dla silniejszej strony stosunków pracy. Inspekcja zapowiedziała, że pierwsza kontrola w mikrofirmach oraz małych i średnich przedsiębiorstwach będzie miała charakter wyłącznie instruktażowy (doradczy). W takich przypadkach inspektor nie będzie nakładał mandatów (z wyjątkiem czterech sytuacji: wypadku przy pracy, zagrożenia życia lub zdrowia zatrudnionych, nielegalnego zatrudnienia lub rażącego naruszenia prawa pracy).
– Nie jesteśmy temu przeciwni. Wielu pracodawców rozpoczynających działalność ma problemy ze skomplikowanymi przepisami i takie wsparcie na pewno będzie dla nich pomocne – twierdzi Paweł Śmigielski.
Mniej wizyt
Wszystkie zaprezentowane postulaty mogą być zrealizowane w przyszłości. W tym roku inspekcja może mieć jednak problemy z realizacją nowych, nałożonych na nią obowiązków (m.in. konieczności sprawdzania zatrudnienia na czas określony po zmianach w prawie, które wejdą w życie 22 lutego 2016 r.).
– Możliwe, że w związku z tymi nowymi obowiązkami będziemy wnioskować do Rady Ochrony Pracy o zmniejszenie liczby planowanych na ten rok kontroli – zapowiedział Roman Giedrojć.
W 2016 r. inspektorzy mają przeprowadzić 80 tys. takich wizytacji.