Od dwóch lat premier nie może się zdecydować na powołanie przewodniczącego Rady Służby Cywilnej (RSC). A od ponad trzech miesięcy zwleka z wyznaczeniem przedstawiciela rządowych urzędników. Zdaniem ekspertów tym samym popełnia błąd zaniechania.
Od dwóch lat premier nie może się zdecydować na powołanie przewodniczącego Rady Służby Cywilnej (RSC). A od ponad trzech miesięcy zwleka z wyznaczeniem przedstawiciela rządowych urzędników. Zdaniem ekspertów tym samym popełnia błąd zaniechania.
Osoby zatrudnione w administracji rządowej wciąż nie mają przedstawiciela, który reprezentowałby ich interesy w kontaktach m.in. z Radą Ministrów. Odkąd od grudnia 2013 r. szef służby cywilnej (SC) złożył rezygnację, premier nie wskazał jego następcy. Centrum Informacyjne Rządu potwierdza, że wciąż nie ma żadnej decyzji w sprawie ewentualnego powołania na to stanowisko.
Brak szefa SC rodzi konkretne problemy. Formalnie zastępuje go Dagmir Długosz, dyrektor departamentu służby cywilnej. W praktyce jednak na pytanie DGP, co dalej z nowelizacją ustawy o elastycznym czasie pracy, w administracji rządowej otrzymaliśmy odpowiedź, że o dalszych losach projektu zdecyduje nowy szef. Problem w tym, że brak nowelizacji wiąże się z generowaniem kolejnych nadgodzin. A tych co roku jest około miliona.
Co więcej, również dwa projekty rozporządzeń w sprawie pierwszej oceny, a także oceny okresowej członków korpusu od ubiegłego roku utknęły w konsultacjach. Odpowiedzialni za nie urzędnicy zapewniali, że zmiany miały wejść w życie na początku tego roku. Nie ma też rozwiązanego problemu elastycznego wynagradzania członków korpusu. Adam Leszkiewicz, były przewodniczący RSC, podkreślał, że obecny system wynagradza pracowników za przychodzenie do pracy, a nie za jakość jej wykonywania.
To tylko część pilnych spraw, jakimi powinien zająć się nowy szef służby cywilnej.
– Wszyscy jesteśmy zaskoczeni, że wciąż nie został powołany nowy szef służby cywilnej. Mógłby podejmować długoterminowe plany odnośnie do ewentualnych zmian w administracji rządowej – uważa prof. Jolanta Itrich-Drabarek z Uniwersytetu Warszawskiego, członek RSC, autor komentarza do ustawy o służbie cywilnej.
Z kolei według urzędniczych związków rola szefa SC na podstawie aktualnych przepisów ogranicza się do bycia dyrektorem jednego z departamentów w kancelarii premiera.
– Po co nam szef służby cywilnej, skoro przez kilka lat nie udało się mu wywalczyć odmrożenia płac? A jeśli się zwracamy do jego zastępcy np. w sprawie postępowań dyscyplinarnych, to otrzymujemy odpowiedz, że nie zajmuje się administracją podatkową. Z tego co wiem, to wciąż należymy do korpusu służby cywilnej – podkreśla Tomasz Ludwiński, przewodniczący rady Sekcji Krajowej Pracowników Skarbowych NSZZ „Solidarność”.
Eksperci nie kryją jednak krytyki w sprawie przedłużającego się wakatu.
– To jest błąd zaniechania ze strony premiera, że do tej pory nie powołał szef służby cywilnej – uważa prof. Krzysztof Rączka, dziekan Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.
Jak twierdzi jeden z członków RSC, po odejściu dotychczasowego szefa służby cywilnej miał być powołany na to stanowisko bliski współpracownik szefa kancelarii premiera – wysoki rangą pracowników resortu spraw wewnętrznych. – Okazało się jednak, iż poza przepisem o podstawowych wymogach jest też dodatkowy – bycia urzędnikiem mianowanym, a namaszczona osoba do tej grupy nie należała – mówi nasz informator.
Poza szefem SC premier nie powołał też przewodniczącego RSC. 5 kwietnia od odwołania ostatniej osoby, która zajmowała to stanowisko, miną dwa lata.
– To jest dla mnie bardzo uciążliwe, bo przepisy nie pozwalają mi wyznaczyć swojego zastępcy. Co więcej, muszę być na każdym posiedzeniu rady, a te są dość często – mówi prof. Krzysztof Kiciński, wiceprzewodniczący RSC.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama