Jutro w Sejmie przy okazji prac nad nowelizacją budżetu szef kancelarii premiera oraz minister administracji i cyfryzacji poinformują posłów, ile jeszcze w tym roku będą nas kosztować urzędnicy. Z naszych danych wynika, że pomimo kryzysu dyrektorzy generalni urzędów zbytnio nie oszczędzali.
Zatrudnienie i wynagrodzenie w korpusie sluzby cywilnej / DGP
Zgodnie z ustawą o służbie cywilnej na nagrody powinno się wydzielić przynajmniej 3 proc. z całego funduszu wynagrodzeń. I urzędy z tego chętnie korzystają. Niektóre przekroczyły ten wskaźnik blisko trzykrotnie, np. w MON wyniósł on 8,2 proc. W efekcie urzędnicy w niektórych instytucjach mogli liczyć na gratyfikacje sięgające jednorazowo nawet 18 tys. zł.
W Podlaskim Urzędzie Wojewódzkim nagradzano kwotami od 75 zł do 5,2 tys. zł. W Lubuskim Urzędzie Wojewódzkim najniższa nagroda w tym roku wyniosła 660 zł, a najwyższa 8,5 tys. zł. W zachodniopomorskim można liczyć już nawet na 8 tys. zł. W Ministerstwie Rozwoju Regionalnego wahają się one od 700 zł do 5 tys. zł, w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego od 1,5 do 10 tys. zł, a w resorcie pracy średnia nagroda dla urzędnika w ostatnich ośmiu miesiącach wyniosła ponad 2 tys. zł.
Rekordy bije resort skarbu. Tam niektórzy urzędnicy dostają nawet 18 tys. zł. Mimo naszych ponagleń maksymalnej wysokości nagród nie chcieli podać szefowie resortów administracji i cyfryzacji, spraw wewnętrznych, spraw zagranicznych i gospodarki.
Ministerstwa, w których przyznawano wysokie nagrody, nie chcą ujawniać, za co urzędnicy je dostawali. – Pracownik, który otrzymał te 18 tys. zł, musiał z pewnością dać z siebie wszystko – kwituje Magdalena Kobos, rzecznik MSP. Rzecznik resortu pracy Janusz Sejmej twierdzi z kolei, że na najwyższe nagrody mogli liczyć ci, którzy pracują po godzinach i przychodzą do pracy nawet w sobotę.
Eksperci nie kryją zaskoczenia wysokością bonusów. Zwłaszcza że rząd boryka się z dużą dziurą budżetową.
– Te kwoty bulwersują. Można jeszcze zrozumieć, że nagroda powinna wynosić od 20 do 70 proc. wynagrodzenia zasadniczego. Ale nie równowartość kilku średnich krajowych! – oburza się dr Aleksander Proksa, były sekretarz Rady Ministrów.
Według niego premier powinien zalecić dyrektorom generalnym, aby zaprzestali rozrzutności. Skrajnym rozwiązaniem byłaby nowelizacja ustawy blokująca wydawanie pieniędzy na tak wysokie gratyfikacje.
– Do takiej patologii dochodzi dlatego, że nikt nie rozlicza szefów urzędów z polityki płacowej. W prywatnej instytucji już dawno straciliby stanowisko – przekonuje Jeremi Mordasewicz z Konfederacji Lewiatan. – Bardzo rzadko zdarza się, aby w firmie pracownik otrzymał bonus sięgający jednorazowo 20 tys. zł.
Apetyt niektórych szefów urzędów jest jednak jeszcze większy. Wciąż szukają rezerw, aby zwiększyć zatrudnienie, bo – jak twierdzą – obecna liczba urzędników nie wystarczy im do realizacji kolejnych zadań. Ofert pracy w administracji rządowej nie brakuje. Wczoraj było ich aż 219.

Cięcia w budżecie nie grożą urzędnikom

Trudna sytuacja budżetowa zmusza rząd do szukania rezerw w instytucjach państwowych. Nikt jednak nie decyduje się przy tej okazji na odchudzenie administracji. A dzięki niej oszczędności byłyby spore. W samym korpusie służby cywilnej redukcja urzędników 0 10 proc. pozwoliłaby zaoszczędzić nawet miliard złotych. Kolejne pięć miliardów można byłoby znaleźć, likwidując trzynastkę w urzędach. Rząd jednak nie chce wracać do pomysłu ustawowej redukcji zatrudnienia sprzed kilku lat. Zakładano wtedy zmniejszenie liczby etatów o około 30 tys. Nie ma też planów odbierania im przywilejów.

Pracownicy od alarmu

Nowe zadania, które są zlecane m.in. urzędom wojewódzkim, skutkują zatrudnianiem kolejnych pracowników. Na przykład Lubelski Urząd Wojewódzki musi przyjąć 20 osób do obsługi numeru alarmowego 112. W Wielkopolskim Urzędzie Wojewódzkim w tym samym celu trzeba będzie zatrudnić ich 30.

– Nie mamy możliwości oddelegowania do tej pracy innych pracowników. Osoby obsługujące numer alarmowy przechodzą wiele szkoleń i nie mogą ich zastąpić inne bez przygotowania – wyjaśnia Tomasz Stube, rzecznik prasowy wojewody wielkopolskiego.

Etaty na nowe zadania

Na przeszkodzie do redukcji liczby urzędników stają nie tylko zadania związane z uruchomieniem numeru alarmowego.

Jan Brodowski, rzecznik prasowy wojewody małopolskiego, wylicza nowe zadania, m.in. z zakresu pomocy społecznej wynikające z ustawy o opiece nad dziećmi w wieku do lat 3, resortowego programu „Maluch”, przepisów o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej, a także tych o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie.

Nie będą zwalniać

Inaczej jest w ministerstwach. Tam, w takim tempie jak w województwach, nie przybywa nowych zadań, ale i tak o redukcji nikt nie mówi.

Resort rozwoju regionalnego zaprzeczył, aby były jakiekolwiek plany przeprowadzania racjonalizacji. I dodaje, że obecnie prowadzonych jest 21 naborów na wolne stanowiska. Również w resorcie zdrowia poszukują 23 nowych urzędników. Z kolei w Ministerstwie Pracy chcą zatrudnić 28 kolejnych.

– Musimy uzupełniać braki kadrowe, bo urzędnicy z departamentów zajmujących się funduszami unijnymi, którzy nabędą u nas doświadczenie, a także prawnicy odchodzą do prywatnych firm. Rocznie z pracy w urzędzie rezygnuje około 100 osób – przyznaje Janusz Sejmej, rzecznik resortu pracy.

Według niego zamrożenie płac i konkurencyjne wynagrodzenia w sektorze prywatnym przyczyniają się do tych odejść.

Na racjonalizację nie zamierza się decydować również resort gospodarki.

Oszczędzają na papierze

Urzędy, jeśli już decydują się na oszczędności, z uwagi na nowelizację budżetu na 2013 r., rzadko szukają ich w środkach na wynagrodzenia. Najczęściej rezygnują z inwestycji i remontów.

– W związku z trudną sytuacją finansową państwa w 2013 r. wstrzymaliśmy realizację inwestycji o wartości 340 tys. zł oraz ograniczyliśmy wydatki na realizację programów współfinansowanych ze środków UE o 143 tys. zł – potwierdza Piotr Pieleszek z Zachodniopomorskiego Urzędu Wojewódzkiego.

Małopolski wojewoda poczynił oszczędności m.in. dzięki wprowadzeniu e-pułapu i tym samym rezygnacji z przesyłania pism w wersji papierowej.

Potrzebne audyty

Zdaniem ekspertów oszczędności są zbyt małe. Należałoby w urzędach przeprowadzić audyty ujawniające przerost zatrudnienia w niektórych komórkach. Zwłaszcza że w liczącym 122 tys. urzędników korpusie służby cywilnej liczba etatów zmniejszyła się w ciągu dwóch lat zaledwie o dwa tysiące.

– W tym samym czasie część zadań administracji rządowej zostało przekazanych do samorządów. Kierownicy tych instytucji nie mogą ciągle zasłaniać się nowymi obowiązkami – argumentuje dr Stefan Płażek, adiunkt w Katedrze Prawa Samorządu Terytorialnego Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Podkreśla, że rząd nie ma pomysłu na racjonalizację zatrudnienia. I dla przykładu podaje kanadyjską policję konną, w której na 100 tys. mundurowych zatrudnionych jest zaledwie trzy tysiące urzędników.

– A w Polsce jest po równo – dodaje.

Rząd już próbował ustawą z 16 grudnia 2010 r. o racjonalizacji zatrudnienia w państwowych jednostkach budżetowych i niektórych innych jednostkach sektora finansów publicznych w latach 2011–2013 doprowadzić do zmniejszenia liczby urzędników. Prezydent odesłał ją jednak do Trybunału Konstytucyjnego. A ten uznał ją za niezgodną z ustawą zasadniczą.