Firma za zatrudnienie rodzica powracającego z urlopu wychowawczego lub po prostu z bierności zawodowej dostawałaby pieniądze z Funduszu Pracy. Byłaby to jednorazowa kwota w zamian za to, że zobowiązałby się do zatrudniania rodzica, najczęściej matki przez 18 miesięcy. Jeśli przedsiębiorca nie byłby zainteresowany otrzymaniem pieniędzy to środki trafiłyby do kobiety. 750 złotych przez 12 miesięcy - mówi Jacek Męcina, wiceminister pracy i polityki społecznej.

Rząd, inaczej niż eksperci, zakłada, że bezrobocie na koniec roku nie przekroczy 13 proc. Na czym opiera Pan swoje przekonanie?

Na optymizmie, że jeśli nie wydarzy się nic nadzwyczajnego w strefie euro polska gospodarka rozwijając się nawet wolniej poradzi sobie ze spowolnieniem gospodarczym. W 2009 roku pracodawcy nie zwalniali masowo pracowników, a przecież sytuacja też była trudna. Poza tym 0,5 miliarda złotych, które właśnie trafiły do powiatowych urzędów pracy powinno pozwolić na to, że nie przekroczyć tego poziomu. Gdyby jednak tak się stało, to oznacza, że w I kw. 2013 r. bezrobocie pogłębi się, zatem przybędzie osób bez pracy. Ufam jednak, że dzięki mądrze zainwestowanej wspomnianej kwocie na przykład w staże, szkolenia, wspieranie zatrudnienia subsydiowanego przez dyrektorów pośredniaków tak się nie stanie. Wierzę też w zdrowe podstawy naszej gospodarki.

Czy te pół miliarda złotych przyniesie taki efekt?

Z taką nadzieją uruchamiamy tę interwencję i jeśli nie wydarzy się jakaś nieoczekiwana zapaść bezrobocie na koniec roku powinno zatrzymać się na poziomie 13 proc. Zakładamy, że dzięki tym środkom uda się zaktywizować ok. 80 tys. bezrobotnych, a połowa z nich znajdzie trwałe zatrudnienie. Pamiętajmy, że środki Funduszu Pracy nie zastąpią realnej gospodarki. Instrumenty rynku pracy pomagają łagodzić skutki dekoniunktury, ale też rozwiązują strukturalne problemy rynku pracy. Dziś mamy blisko 2 mln bezrobotnych, z których znaczna część nie ma kwalifikacji, albo doświadczenia zawodowego. Jeśli nie zainwestujemy w nich lub nie zachęcimy pracodawców do ich zatrudnienia grozi im bierność zawodowa, która po 2 latach przerodzi się w marginalizację społeczną. W wymiarze ludzkim nie można do tego dopuścić, a w ekonomicznym to marnowanie kapitału ludzkiego i wzrost presji na świadczenia socjalne. Uważam, że lepiej zainwestować w pomoc w umieszczeniu na rynku pracy, niż ponosić koszty społeczne i ekonomiczne braku działań. Ministerstwo Pracy tworzy warunki i instrumenty takiej aktywizacji, ale realna praca odbywa się w samorządach.

Gdyby jednak stopa bezrobocia była powyżej 13 proc., to czy więcej pieniędzy z Funduszu Pracy powinno być przeznaczone na aktywizację bezrobotnych?

Niezależnie od tego, jaka będzie stopa bezrobocia w styczniu 2013 r. będziemy, jako resort pracy, dążyć do zwiększenia puli środków na aktywizację w przyszłym roku. Z analiz prowadzonych w Ministerstwie Pracy wynika, że zwiększenie interwencji o 1,5 mld zł jest uzasadnionym poziomem. Minister Kosiniak Kamysz znając nasze potrzeby będzie wnioskował o zwiększenie planu Funduszu Pracy o taką kwotę.

Zapewne dodatkowe środki nie byłyby potrzebne, gdy minister finansów nie rządził pieniędzmi FP, który na koniec tego roku zanotuje około 7 mld zł nadwyżki.

Minister pracy powinien mieć więcej do powiedzenia, jeśli chodzi o gospodarowanie środkami z funduszu. W przyszłości lepiej byłoby, gdyby jego finansami zarządzał resort pracy wspierany ekspertyzą organizacji pracodawców i związków zawodowych. Jestem jednak przeciwny zmniejszeniu składki (2,45 proc.) płaconej przez pracodawców od zatrudnionych do Funduszu Pracy. W sytuacji jej obniżenia przy gwałtowanym wzroście bezrobocia, może po prostu zabraknąć pieniędzy na aktywizację zawodową. Takie zagrożenie jest całkiem realne, zwłaszcza, że wciąż nie można wykluczyć spowolnienia gospodarczego. Trzeba też pamiętać, że fundusz pracy jest kluczowy dla rozwiązywania problemów strukturalnych rynku pracy, ale najważniejsze jest myślenie kategoriami wzrostu zatrudnienia. Tylko to uzdrowi trwale finanse publiczne, poprawi sytuacje Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, otworzy przestrzeń do dyskusji nad możliwością ograniczania pozapłacowych kosztów pracy, co powinno zwiększyć zdolność gospodarki do tworzenia miejsc pracy.

Co zrobić, żeby pracownicy stale podnosili swoje kwalifikacje zabezpieczając się w pewnym stopniu przed długim poszukiwaniem pracy?

Przykładem rozwiązania, które wymaga zmian legislacyjnych, organizacyjnych, ale przede wszystkim promocji wśród pracodawców jest Krajowy Fundusz Szkoleniowy. Fundusz powołany w pierwszym etapie za środki Funduszu Pracy powinien docelowo wykorzystywać środki europejskie na szkolenia. Ma stanowić swojego rodzaju zaporę na wypadek rosnącego bezrobocia i wspierać szkolenia pracowników w miejscu pracy. W tym pierwszym etapie chcemy wspierać pracowników 45 +, bo ze wszelkich analiz wynika, że w tej grupie pojawiają się najczęściej braki kwalifikacyjne i zagrożenie bezrobociem. O środki na szkolenia, zgodne z potrzebami będą występować do urzędu pracy pracodawcy. Przewidujemy, że to oni powinni pokryć około 20 proc. wartości szkolenia. Reszta będzie finansowana do określonej kwoty z funduszu. Będziemy też dążyli do zwiększenia udogodnień dla małych i średnich przedsiębiorstw. Fundusz byłby nadzorowany przez partnerów społecznych, tak aby mogli oni popularyzować jego cele, proponować specjalne programy branżowe, czy regionalne.

Program 50 plus nie dał oczekiwanych efektów. Fundusz się sprawdzi?

Fundusz szkoleniowy jest rozwiązaniem, które ma wspierać wydłużenie aktywności zawodowej, ale takich instrumentów skierowanych do osób 50+ planujemy więcej. Wśród nich muszą się znaleźć zachęty dla pracodawców, ale warunkiem skutecznej aktywizacji jest budowanie silnej pozycji na rynku pracy dzięki kwalifikacjom i kompetencjom.

O jakich zachętach pan mówi?

Na pewno muszą one koncentrować się na ograniczaniu kosztów zatrudnienia i pod tym względem Program 50+ był działaniem właściwym kierunku. My chcemy iść kilka kroków do przodu. Wsparcie dla inwestycji w kwalifikacje planujemy uzupełnić dopłatami do wynagrodzenia i pozapłacowych kosztów pracy dla pracowników 50+ - np. 30 proc. płacy minimalnej pokrywać ze środków Funduszu Pracy przez pierwszy okres zatrudnienia.

Czy zamierzacie legalizować szarą strefę opiekunek?

Jednym z segmentów, który chcielibyśmy potraktować szczególnie jest stosunkowo nowy i bardzo rozwojowy rynek usług świadczonych w gospodarstwach domowych. Chodzi o pomoce domowe, opiekunów czy osoby sprzątające. Dziś według rożnych szacunków ponad 100 tys. osób jest zatrudniona w tym segmencie, przy czym większość świadczy swoje usługi bez formalnej umowy. Proponujemy wprowadzenie nowej pośredniej formy zatrudnienia pracowników domowych i opiekunów, którzy świadczą swoje usługi w formie pracy dorywczej, w wymiarze nie większym niż 15 - 20 godz. w tygodniu. Zaproponujemy ryczałtowe opodatkowanie i ubezpieczenie oraz wybrane uprawnienia pracownicze oraz prostą rejestrację umowy w Centrum Aktywizacji Zawodowej przy powiatowych urzędach pracy. Biorąc pod uwagę rozwój tego segmentu oraz to, że usługi te są prowadzone w sporym procencie w szarej strefie warto stworzyć takie rozwiązanie. Podobne rozwiązania funkcjonują w formie właśnie pracy dorywczej, czy mini jobs np. w Niemczech.



Po co ludzie mają rejestrować pomoc domową, jeśli to oznacza tylko dodatkowe podatki?

Usługi domowe, opiekuńcze to segment rynku, który będzie się rozwijał choćby w związku ze starzeniem się społeczeństwa, ale i wzrostem aktywności zawodowej kobiet. Usługi te realizowane są już dziś przez firmy, osoby fizyczne. Dlatego osoby wykonujące te usługi mają prawo do właściwego statusu na rynku pracy, ubezpieczenia. Jeśli praca dorywcza, czy dodatkowa jest wykonywana przez np. 15 godzin nie stanowi na ogół jedynego źródła utrzymania. Dlatego zaproponujemy nową formę pracy dorywczej. Uprawnienia są potrzebne dla stworzenia warunków minimum zabezpieczenia. Ale legalizacja takiej formy opłaca się też zlecającemu i to nie tylko w formule obywatelskiego obowiązku, ale też bezpieczeństwa – jeśli powierzam tej osobie moje mieszkanie, czy moich bliskich, to powinno zależeć mi na umowie regulującej wzajemne zobowiązania.

Zanim jednak osoba, która np. opiekuje się dzieckiem zalegalizuje swoją pracę w urzędzie, to wcześniej pracę musi mieć matka takiego malucha. A to wciąż problem.

Aktywizacja kobiet, które najpierw zajmują się dzieckiem, a potem mają problemy ze znalezieniem pracy jest jednym z kluczy do zwiększenia wskaźnika zatrudnienia. Pokazują to doświadczenia krajów tzw. starej Unii. Tam wspomniany wskaźnik zatrudnienia rósł w dużej mierze dzięki zwiększającej się liczbie pracujących kobiet w niepełnym wymiarze czasu pracy. U nas rodziców nie stać na łączenie obowiązków rodzinnych z pracą na przykład na pół etatu. Kobieta zarobi w takiej sytuacji np. 800 zł i tyle samo wyda na przedszkole dla dwójki dzieci. Więc lepiej, gdy sama zaopiekuję się dziećmi na przykład przez dwa lata na urlopie wychowawczym. Tyle, że później o szuka pracy przez 18 miesięcy.

To jak zachęcić firmy do zatrudnia młodych matek?

Chociażby promując teleprace. Będzie nią znacznie większe zainteresowanie ze strony przedsiębiorców, jeśli zmienimy prawo.

W jakim kierunku?

Zamierzamy to zrobić, tak, żeby pracodawca nie odpowiadał za bezpieczeństwo i higienę pracy telepracownika, czyli w jego domu, czy mieszkaniu. A obecnie taki absurdalny przepis funkcjonuje. Z kolei, żeby zachęcić pracowników do telepracy proponujemy, aby dostawali oni z Funduszu Pracy grant na utworzenie swojego stanowiska.

Co jeszcze należy zmienić w przepisach, żeby firmy chętniej zatrudniały młode kobiety?

Firma za zatrudnienie rodzica powracającego z urlopu wychowawczego lub po prostu z bierności zawodowej dostawałaby pieniądze z Funduszu Pracy. Byłaby to jednorazowa kwota w zamian za to, że zobowiązałby się do zatrudniania rodzica, najczęściej matki przez 18 miesięcy. Jeśli przedsiębiorca nie byłby zainteresowany otrzymaniem pieniędzy, na przykład dlatego, że nie dałby wspomnianej gwarancji pracy przez taki okres, to środki z Funduszu Pracy trafiłyby do kobiety. 750 złotych przez 12 miesięcy, albo 500 złotych przez 18 miesięcy, o ile pracowałaby nie na całym etacie, a np. na pół etatu.

Różne jest bezrobocie i problemy będące jego pochodną, nawet w sąsiadujących powiatach. Czy nadchodzi czas na szersze spojrzenie na lokalne rynki pracy, niż tylko z poziomu powiatu?

Bezrobocie musi być zwalczane na poziomie województw. Wspólnie z partnerami społecznymi i instytucjami rynku pracy województwa muszą wypracować dojrzałą strategie rozwoju regionalnego rynku pracy. Poza tym powinny monitorować na poziomie regionalnym efektywność instrumentów rynku pracy. Mówimy o efektywności zatrudnieniowej, ale i kosztownej.

No właśnie, jak poprawić efektywność działań urzędów pracy?

Porządkując, a co za tym idzie trafniej adresując usługi dla wyodrębnionych grup bezrobotnych i zmniejszamy także nakłady pracy urzędników. Tym bezrobotnym, którzy poradzą sobie na rynku urzędnicy będą szukać ofert. Oni zatem nie skorzystają ze szkoleń, czy innych form aktywizacji. Osoby bez wystarczających kompetencji będą korzystały ze staży, czy szkoleń, czyli tych instrumentów, które stanowią inwestycję w ich kapitał zawodowy. Wreszcie na szczególne wsparcie mogą liczyć osoby bezrobotne, które od dawna nie mają zatrudnienia. Czeka nas społeczna debatę o tym, że opłaca się inwestować pieniądze w ludzi bez kwalifikacji, po to, żeby przywrócić powoli ich na rynek pracy.

Czy na poziomie regionalnym będzie kontraktacja usług rynku pracy, które będą wzmacniać urzędy pracy?

Tak. Chcemy, żeby agencje pracy i organizacje pozarządowe motywowały, szkoliły i szukały zatrudnienia głównie trudnym bezrobotnym, którzy długo są bez pracy za co będziemy płacić im ze środków Funduszu Pracy. Pomoc z ich strony jest niezbędna, bo obecnie na jednego pośrednika przypada 580 bezrobotnych, a na jednego doradcę zawodowego około 1200 osób bezrobotnych, a 12 proc. bezrobotnych korzysta z różnych form aktywizacji. W W. Brytanii agencje pracy wykorzystują handlowców do pozyskiwania ofert pracy. Trzeba też włączyć partnerów społecznych i NGO do aktywizacji bezrobotnych.

Czy jest już projekt ustawy o wyprowadzeniu składki zdrowotnej z urzędów pracy, dzięki czemu ubyłoby około 25 procent bezrobotnych i więcej pieniędzy na aktywizację byłoby w urzędach pracy?

Nie, ale my nie jesteśmy gospodarzami tej sprawy. Trwają konsultacje między ministrem finansów, ministrem zdrowia i nami. Nie wiem, czy uda się w tym roku stworzyć projekt ustawy. Ale najpóźniej składka zdrowotna powinna zostać wyprowadzona z urzędów pracy 1 stycznia 2014 r., kiedy wejdą w życie nowe rozwiązania w ustawie o promocji zatrudnienia i instytucjach rynku pracy.