Młodzi Polacy poniżej 25 roku życia zmieniają pracodawcę średnio co 14 miesięcy. Zmiana miejsca pracy zwykle łączy się z podniesieniem zarobków, mało kto myśli o rozwoju zawodowym. Liczy się tu i teraz.

Dla pracodawców, którzy stosując umowy terminowe zmuszając tym samym młodych ludzi do częstych zmian życiowych, także zaczyna być to poważne utrudnienie.
Elastyczni młodzi pracownicy są zwykle bowiem często wobec nich nielojalni.

Z najnowszych badań przeprowadzonych w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie wynika, że polscy jumperzy ( jumperami, czyli skoczkami nazywa się osoby często zmieniające pracę - red.) to głównie humaniści. Aż 2/3 absolwentów kierunków humanistycznych zmienia pracodawcę przed upływem roku od momentu zatrudnienia. Powyżej 3 lat w swojej pierwszej pracy pozostaje zaledwie 2 proc. z nich. Wśród inżynierów wygląda to trochę inaczej. W tej grupie osób w pierwszej pracy przepracowuje ponad trzy lata co czwarty. Ale to marne pocieszenie biorąc pod uwagę fakt, że w Polsce swoje kompetencje zawodowe po zakończeniu nauki podnosi zaledwie 5 proc. młodych ludzi, podczas gdy średnia europejska wynosi 9,3 proc. Efekt tego jest taki, że blisko 40 proc. polskich magistrów i inżynierów podejmuje swoją pierwszą pracę nie w wyuczonym zawodzie, ale tam, gdzie ją dostaną. W Niemczech jest to tylko 6 proc.

Pracować by żyć

Również najnowszy sondaż Instytutu Badawczego Randstad " Monitoring Rynku Pracy", do którego dotarło Centrum Rekrutacji pokazuje, że młodzi Polacy pracują by przeżyć, a nie na odwrót. Tylko 28 proc. respondentów tego badania ( głównie ankietowani byli ludzie zatrudnieni na etatach ze średnim i wyższym wykształceniem), zdecydowałoby się zrezygnować z pracy, która nie oferuje im możliwości rozwoju zawodowego. W innych krajach odsetek ten jest znacząco wyższy. I tak dla Indii wynosi on aż 84 proc., a dla Chin - 81 proc. Skąd tak duża dysproporcja? Odpowiedzią może być polska mentalność, a konkretnie pragmatyzm i twarde stąpanie po ziemi.
Dokładnie połowa Polaków jest przekonana, że wynagrodzenie jest ważniejsze niż przyjemność czy rozwój w pracy. Jednocześnie z innych badań portalu pracuj.pl wynika, że aż 94 proc. Polaków byłaby gotowa przekwalifikować się, by znaleźć lepszą pracę. Decyzja o zmianie zatrudnienia staje się przy tym tym łatwiejsza im bardziej atrakcyjne warunki płacowe proponuje pracodawca.

Eksperci zgodnie podkreślają, że w dążeniu do poprawy warunków zatrudnienia nie ma niczego nagannego, są one motorem napędowym zmian w wielu społeczeństwach. Przykładowo, jak podaje Bureau of Labor Statistics U.S. Department of Labor Amerykanie w ciągu 44 lat swego życia zmieniają średnio pracę - chodzi o zawód, a nie miejsce pracy, aż 11 razy. Najbardziej sprzyjającym wysokiej mobilności wiekiem jest 18-22 lata, kiedy to Amerykanin zmienia zawód średnio aż 4. krotnie.

Jumping lub stagnacja

Zjawisko jumpingu jest tam przez pracodawców akceptowane pod wszak pewnym warunkiem, mianowicie, każda kolejna zmiana pracy jest na lepszą, bardziej złożoną, prestiżową i podąża w kierunku wcześniej obranej ścieżki rozwoju. Podobnie dzieje się w innych krajach, gdzie panuje kultura indywidualizmu. W Polsce zjawisko jumpingu nie jest na ogół dobrowolnym wyborem, ale przymusem rynkowym. Młodzi ludzie nie planują, bo zwykle nie potrafią tego robić, swoich karier zawodowych z 20 czy 30 letnim wyprzedzeniem.

Mało kto myśli o takiej perspektywie czasowej. Liczy się teraz i tu. Mimo, że bezrobocie strukturalne nie dotknęło w tak potężnym stopniu młodych ludzi w Polsce, jak ma to miejsce obecnie w Hiszpanii czy Włoszech, to w Polsce dominuje postawa asekurancka " dmuchania na zimne", czyli trwania tam, gdzie się jest zatrudnionym i jednocześnie rozglądania się za nową, lepiej opłacalną pracą. Ta swoista "schizofrenia" dobrze widoczna jest m.in w najnowszych statystykach omawianego powyżej " Monitora Rynku Pracy". Aż 73 proc. respondentów deklaruje, że jest bardzo lub zadowolona z aktualnego pracodawcy i jednocześnie tyle samo procent badanych szuka, co prawda " nie aktywnie", nowej pracy. Zaskakujące jest przy tym także to, że aż 79 proc. badanych uważa, że jakąś pracę, prędzej czy później, znajdzie.

Ten bardzo wysoki optymizm to efekt m.in. wrodzonej zaradności i pracowitości Polaków, a także przekonania, że w każdej kolejnej nowej pracy, jeśli nie zdobywa się cennych doświadczeń zawodowych to i tak wchodzi w sieć powiązań, która jest niezwykle cenna przy szukaniu kolejnej pracy. Umiejętność używania tej sieci kontaktów staje się tym bardziej cenna, że wielu młodych ludzi zatrudniona jest obecnie na tzw. elastycznych formach zatrudnienia, gdzie sprawdzona informacja (opinia) o branży i poszczególnych pracodawcach ( głównie odnośnie ich sytuacji finansowej oraz polityki płacowej) jest na wagę niemal złota.

Powszechne stosowanie czasowych umów ma też inną poważną konsekwencję, mianowicie powoduje, że młodzi ludzie stają się bardziej elastyczni, ale też mniej lojalni wobec swoich firm. Biorąc pod uwagę, że pierwsze sześć miesięcy pracy nowoprzyjętego pracownika jest dla pracodawcy de facto jedynie kosztem ( czas ten bowiem poświęcony jest głównie na szkolenie i wdrażanie pracownika w jego nowe obowiązki), często dochodzi do tego, że pracodawca przygotowuje pracownika już dla innej firmy, która przebija jego ofertę płacową. Takie zjawisko jest szczególnie niekorzystne dla pracodawców np. z sektora nowoczesnych usług biznesowych, gdzie firmy bardzo dużo inwestują w pracowników od samego początku ich zatrudnienia, a zdobyta na takich szkoleniach wiedza może być ostrą bronią w rękach konkurencji.

OPINIA:
Krzysztof Cibor, ekspert Fundacji Inicjatyw Społeczno - Ekonomicznych

Szczególnie w nie do końca stabilnej sytuacji gospodarczej fakt posiadania jakiejkolwiek pracy wydaje się rozsądnym źródłem satysfakcji. Nie należy jednak zapominać o tym, że praca, to zajęcie, które ma nam towarzyszyć przez większość życia. Ma to co najmniej dwie konsekwencje - po pierwsze powinniśmy już teraz planować nasze życie zawodowe za 20 -30 lat ( kiedy gospodarka bardzo się zmieni, a my będziemy starsi), po drugie - jeśli poza zaspokojeniem potrzeb finansowych praca nic więcej nam nie daje, szanasa na wypalenie zawodowe jest ogromna. Na ten minimalistyczny i nastawiony na trwanie niż na rozwój sposób zawodowego bycia Polaków należy też spojrzeć ze strony makroekonomicznej. Rynki pracy w naszej części świata dawno temu przestały być konkurencyjne cenowo. Jeśli polskie firmy chcą pozostać w grze, muszą inwestować w rozwój pracowników, zwiększenie ich kompetencji, pogłębienie specjalizacji przy jednoczesnym zachowaniu otwartości. Takie rozwój jest jednak trudny do wyobrażenia, gdy główną motywacją dla pracowników pozostają jedynie warunki materialne.

Katarzyna Bartman, redaktor naczelna CentrumRekrutacji.pl